Hipsteria
REDAKCJA • dawno temuNie kocham forów społecznościowych, gdyż społeczności je nawiedzające dyszą nienawiścią do… innych społeczności. Nawiedzam je jednak indywidualnie, nie grupowo, w naiwnej nadziei, że czasem czegoś się o czymś dowiem. Ostatnio chciałam o hipsterach. Zeszły na mnie zewsząd lawiny definicji, z których wynika, że hipsterem jest praktycznie… każdy z nas.

Nie kocham forów społecznościowych, gdyż społeczności je nawiedzające dyszą nienawiścią do… innych społeczności. Nawiedzam je jednak indywidualnie, nie grupowo, w naiwnej nadziei, że czasem czegoś się o czymś dowiem.
Ostatnio chciałam o hipsterach, bo mi dziecko przezywają, a jest przewrażliwione na swoim punkcie. Normalnie jak jakiś hipster…
Rzuciłam otwarte pytanie: kto to ten hipster? Skoro już wiadomo, że nie tylko twór encyklopedyczny, żyjący w latach 40. ubiegłego wieku czciciel bebopu i zioła, często rasy czarnej? I nie obśmiewany przez Alana Ginsberga – nota bene idola mojego i hipsterów — pustak bez własnych poglądów?

Zeszły na mnie zewsząd lawiny definicji, z których wynika, że hipsterem jest praktycznie… każdy z nas. Aż dziw, że jeszcze nie opanowaliśmy rewolucyjnie lub pokojowo całego globu:
— osoba bez przekonań i wartości, której szmata wisząca w kroku zastępuje mózg i serce
— facet chodzący przez cały rok w zimowej czapce z włóczki i wielkich studyjnych słuchawkach, co wydaje mu się oryginalne, a jest obciachem totalnym
— człowiek biedny, który chce się apgrejdować poprzez styl vintage i jedzenie ze śmietnika

— człowiek bogaty, który ubiera się w ciucholandach i je to, co znajdzie, żeby zamanifestować fałszywie swoją solidarność z biednymi
— nieudacznik życiowy, nadrabiający swoją ogólną kichę znajomością kultury, sztuki, polityki i ziołolecznictwa
— forsiasty koleś w podartych ubraniach od najdroższych projektantów, który płaci za drinka tygodniówkę uczciwego Polaka i mimo to głosi, że kasa to syf
— ktoś, kto próbuje wyjść z grupy i zaznaczyć indywidualność, a w rzeczywistości należy do kolejnej wielkiej grupy i działa pod jej dyktando

— hipster nie ma własnych poglądów, tylko wycinki z gazet, ale robi za guru i wyrocznię w mediach, które go stworzyły
— kiedy nie stać go na samochód, mówi, że mógłby jeździć tylko „vw ogórkiem” w kwiatki. Kiedy go stać, jeździ żółtą sportową mazdą kabrio, bo to jednak nie klasyka
— nastoletnie dziecko milionera, które wstaje na narkotyczno-alkoholowym kacu o 5 rano i wsiada do tramwaju z aparatem za 10 kawałków, żeby focić biednych ludzi jadących do fabryki i jarać się ze śmiechu, jacy to frajerzy. Potem wrzuca, gdzie się da, ku uciesze podobnych mu kolesi

— pseudoegzystencjalista opisujący swoje popijawy w plugawych barach i liczne próby samobójcze, a zapominający wspomnieć o posiadanej rodzinie z domkiem oraz płotkiem z furteczką na pilota
— mainstreamowiec w dobrym garniaku i skarpetkach nie do pary, które mają świadczyć o buncie
— pozer!
— kolejny Żyd uskarżający się na prześladowanie, zamiast uczciwie pomyśleć, jaki jest tego powód.
Patrzę na dziecko. Ma 17 lat, kolczyk w języku, szyte i malowane własnoręcznie sukienki, czarne buty całoroczne za 600 zł, bloga o seksie, pokój urządzony motywami arabskimi. Przeniosło się ze szkoły dobrej i drogiej do lepszej i tańszej. Wraz z dzieckiem przeniósł się nick hipstera. Dziecko nigdzie nie pasuje, tylko w domu, gdzie gotuje nam te niekatolickie potrawy, a my zajadamy się po pachy bez sztućców. Nadal nic nie rozumiem. Głupia jestem, pewnie też hipster.

Najnowsze

Domowe dania jednogarnkowe na chłodne dni
MATERIAŁ PROMOCYJNY
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze