Lizanie przez szybę
REDAKCJA • dawno temuJesteśmy z mężem zmęczeni. Od 3 miesięcy trwa remont elewacji w naszym bloku, że aż trudno wejść po schodach, a za oknami łażą po rusztowaniu panowie i klną non stop. Mąż powiedział – szalejemy, jedziemy dokądkolwiek na 9 dni. Miałam czyhać w Internecie na góry lub morze za psi grosz. Jak się człowiek patrzy w maile albo w gablotę biura podróży, to mu się wydaje, że cały świat pojechał teraz w ciepłe kraje. Tymczasem...
Jesteśmy z mężem zmęczeni. Od 3 miesięcy trwa remont elewacji w naszym bloku, że aż trudno wejść po schodach, a za oknami łażą po rusztowaniu panowie i klną non stop. Mąż powiedział – szalejemy, jedziemy dokądkolwiek na 9 dni. Miałam czyhać w Internecie na góry lub morze za psi grosz.
Pracuję w domu. Obdzwoniłam wszystkich klientów pod kątem rozliczenia rocznego: zróbmy to do 26 kwietnia i miejmy z głowy. Myśleli podobnie entuzjastycznie jak ja. Mąż zawinkulował sobie urlop w firmie, gdzie pracuje średnio po 10 godzin dziennie, czasem 12.
W zeszłym tygodniu sytuacja zaczęła się ”przecierać”. Najpierw problemy męża z urlopem na 29–30 kwietnia. Niby mógł wziąć, jak zostało wcześniej ustalone, ale szef powierzył mu sprawozdawcze, skomplikowane zadanie na odległy:) termin 6 maja. Przed weekendem zorientowałam się też, że jednak większość moich klientów będzie się rozliczać do północy ostatniego dnia. Zawęziliśmy plan do 5 dni. Zrezygnowaliśmy z szukania okazji – teściowie zaproponowali wspólny wyjazd na działkę.
Zadanie męża przerosło. Doszedł do wniosku, że skoro prawie wszyscy wyjechali, to on posiedzi sobie w pracy w spokoju przez wszystkie te dni, bo inaczej nie zdąży…
Byłam zmordowana po kampanii podatkowej, chciałam się wyspać. Nic to. 1 maja budzi nas o 6.15 mikser do cementu. Panowie przyszli, a właściwie to same młode chłopaki. Szef kazał pracować, wyjechał, ale przecież nie musi ich sprawdzać – po świętach i tak będzie wiedział, czy jest zrobione… Wyszłam z psem, chłopcy przepraszali, że hałasują, jeden żalił się, że zawiódł dziewczynę, do której miał pojechać. Inni potakiwali słowami na k i ch. — 3 maja też będziecie pracować? – Tak.
Z podkulonymi ogonami poszliśmy do sklepu jak zbite psy. To nawyk, przestałam myśleć odświętnie. Na szczęście był nieczynny. Ktoś jednak postanowił dać ludziom odpocząć, brawo! Po powrocie chciałam wziąć odkurzacz i zapanować trochę nad pyłem, ale stwierdziłam, że to bez sensu.
Jak się człowiek patrzy w maile albo w gablotę biura podróży, to mu się wydaje, że cały świat pojechał w ciepłe kraje, bo dzień święty trzeba święcić. Potem się okazuje, że zapomnij, terminy gonią! Wcale nie uważam, że życie ma zamierać na majówkę, wiem, że wielu ludzi nie stać na jakikolwiek wyjazd czy luz. Ale terror przymusowej pracy i nadrabiania zaległości w ten czas to chyba lekka przesada?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze