Tylko mnie poproś do tańca…
REDAKCJA • dawno temu- Tańczysz ze mną, szmato. Kto wie, może to było pierwsze zdanie, jakie wypowiedział zabójczy Hakiel do słodkiej Cichopek, gdy się spotkali na treningu do „Tańca z gwiazdami”. W tym momencie coś zaiskrzyło i wybuchła pomiędzy nimi szalona, romantyczna miłość, która trwa do dziś.
Jestem 30-letnią dinozaurzycą. Przed ślubem uczęszczaliśmy z ówczesnym jeszcze narzeczonym do szkoły tańca z tradycjami, bez dwóch zdań można ją nazwać staroświecką, ale istnieje nadal i ma się dobrze.
Nie chcieliśmy dać estetycznej plamy na weselu, a posiadaliśmy łącznie cztery lewe nogi. Przeuroczy pan instruktor przeprowadził w dwa tygodnie względnie pomyślną rehabilitację naszych kalekich kończyn. Przy okazji pokazywał, co i jak ma być przed tańcem oraz tuż po nim. Bo jednak wedle jego szkoły COŚ ma być: ukłon, choćby skinienie głowy, uprzejme zapytanie – facet; uśmiech, wyciągnięcie dłoni lub supermiła i uzasadniona odmowa – baba. Po tańcu facet odprowadza babę w to miejsce, z którego ją zabrał. Po białym tangu również, nie na odwrót, jak mogłoby się wydawać w ponad 100-letniej już epoce feminizmu.
Do niedawna uważałam, że szczytem chamstwa – zachwycającego zresztą – jest zachowanie Patricka Swayze podczas pierwszego tańca bohaterów w Dirty Dancing: podszedł spocony, rozkołysanym krokiem, z butelką browaru w ręce, i pokiwał paluszkiem, co znaczyło „chodź no tu, maleńka”. A maleńka prawie omdlała ze szczęścia, gdyż emanował on zwierzęcym magnetyzmem.
Dziś prawdopodobnie sporo facetów wierzy, że mu w tym dorównuje, dlatego jeszcze bardziej upraszczają rytuał. A może się mylę – może czynią go właśnie wyrafinowanym na maksa? Ostatnio trafiłam w necie na miejsce, gdzie młodzi panicze wymieniali się poradami, jak skutecznie zaprosić pannę do tańca, np. na dyskotece czy w klubie. Jeden pomysłów mnie spiorunował, przyznam.
Metoda „na bezradnego sprzątacza”:
— Przepraszam, czy już dziś tobą wycierałem parkiet?
Pomysł ten nie dość, że miał wielki aplauz, to jeszcze zachęcił do dyskusji dziewczynę, która napisała: Znam lepsze. Jest taki koleś w bardzo popularnym klubie akademickim, za którym laski szaleją…
A zatem, metoda „na atrakcyjnego studenta”:
— Tańczysz ze mną, szmato.
Święte słowa! Kto wie, może to było pierwsze zdanie, jakie wypowiedział zabójczy Hakiel do słodkiej Cichopek, gdy się spotkali na treningu do „Tańca z gwiazdami”. W tym momencie coś zaiskrzyło i wybuchła pomiędzy nimi szalona, romantyczna miłość, która trwa do dziś.
Mnie to już nie spotka. Jestem zbyt staroświecka. Ale młodzieży życzę upojnych wrażeń przy wycieraniu parkietu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze