Bojkotujmy królowe żeberek!
REDAKCJA • dawno temuKrólowa żeberek, objaśniam, jest to taka pani (faceci jakoś rzadziej są królami w tej branży), która posiada jeden lub dwa domy, podnajmuje pokoje kilkorgu ludziom i przy okazji uprawia karygodne nadużycia, na które nie powinniśmy się godzić! I przykro mi, że akurat tu dominują kobiety.
Wiem, że zawitało słońce, 12 stopni Celsjusza w dzień i kwestia ogrzewania chwilowo wydaje się błaha, pamiętajcie jednak, że oficjalny sezon grzewczy trwa do 15 kwietnia i różnie jeszcze może być.
Ostatnio gadałam z kolegą, który wynajął pokoik w ekskluzywnej, snobistycznej miejscowości satelickej podwarszawskiej, nawet z niezłym dojazdem miejskim do centrum. Cena wyjściowa, na którą było go stać, wynosiła 700 zł za 12-metrowy pokój umeblowany. Po przeprowadzce okazało się, że, po pierwsze, owszem, jest tzw. strefa wi-fi, anonsowana w ogłoszeniu, ale trzeba sobie za grubą kasę opłacić router. Po drugie, był też przy domu obiecany wielki taras dla wszystkich, ale na miejscu okazało się, że nie wolno tam nawet postawić roweru czy czteropaku piwa. Nie można również mieć zwierząt, palić, nie ma gdzie rozwiesić prania…
No i po trzecie, najważniejsze! Królowa żeberek oszczędza, wyłączając ogrzewanie oraz ciepłą wodę w godzinach… 20.00–8.00, nie zważając, czy jej lokatorzy to studenci, uczący się w nocy, czy też single w średnim wieku, potrzebujący po powrocie z pracy spokojnie i komfortowo się wykąpać, oprać i wyspać!
Oficjalnych, choćby jedynie cywilnych umów najmu królowa żeberek nie podpisuje. Można sobie wstawić „słoneczko” lub „farelkę”, a potem awanturować się o gigantyczny rachunek za prąd – zwłaszcza, że wodę do ablucji trzeba sobie w nocy podgrzać na kuchence elektrycznej.Rozmowa z kolegą była zdawkowa, on, jako przyjezdny, traktował sprawę z wisielczym humorem, bez zacietrzewienia… A potem się plotkuje, że Warszawka jest nieprzyjazna i wredna… Trudno się temu dziwić. Podobne sygnały miałam nie raz, od znajomych z i spoza Warszawy, którzy nie mogli dostać akademika lub życie zmusiło ich do znalezienia własnego kąta z innych przyczyn.
Ludzie! To nie jest coś, na co należy patrzeć przez palce i z uśmieszkiem! Jeśli malutki pokoik kosztuje 500–800 złotych, do czego dochodzą potem utajone dopłaty, to rozważcie sobie jednak wyjęcie samodzielnej kawalerki za 1000 zł w mniej pożądanej dzielnicy, lub twórzcie koleżeńskie „komuny” w dużych mieszkaniach bez właściciela.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tolerowania takiego chamstwa i pazerności, jakie uskuteczniają królowe żeberek w podwarszawskich willach! Trzeba to tępić i piętnować, po prostu. Za swoje pieniądze coś trzeba dostać.
Sytuacji w innych miastach nie znam. Apeluję jednak hałaśliwie o bojkot takich form wynajmu!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze