Czy snobizm da się wyleczyć?
REDAKCJA • dawno temuCzytałam gdzieś o warsztatach (są oczywiście bardzo drogie) dla „normalnych” ludzi, których rzuca się w miasto, każe spać po noclegowniach, żywić się na śmietnikach, żebrać i bratać się z bezdomnymi. Fajna sprawa, jeśli kogoś stać… Podobno to podwyższa poziom świadomości i wrażliwości społecznej u osób dobrze sytuowanych. Ale na jakich warsztatach i za ile można wyleczyć SNOBIZM? To musi kosztować fortunę…
Mam koleżankę w liceum. Śliczna, zgrabna, miła, uczynna. Intelektualistką może nie jest, ale lubię ją. Jej uśmiech sprawia, że słońce przygrzewa mocniej, a problemy blakną. Miło być blisko takich ludzi. Tylko nie wolno przedawkować, a ja to ostatnio zrobiłam.
Koleżanka poznała kogoś nowego i bardzo jej zależało, żebym ja też się z tym kolesiem zakolegowała. Chyba też mnie lubi i w jakiś sposób zależy jej na mojej opinii, nie wiem.
Pojechaliśmy na weekend do domku letniskowego rodziców chłopaka. Zobaczyłam fontannę w stylu włoskim, motocykl, skuter, kabriolet… Łazienka w tym „domku” była większa, niż mieszkanie, które obiecali mi rodzice po maturze. Oczy miałam chyba jak spodki, chociaż swoją zawiść zwykle staram się ukrywać:).
Koleś spoko: od stóp do głów we włoszczyźnie, cherubinkowaty taki, szczupły jak trzcinka. Okularki rogowe, długie włosy prosto od fryzjera. Słodkie maniery, jedli sobie z dziobków, ale tak do wytrzymania. Przez pierwsze dwa dni. Bo potem wynikła impreza po sąsiedzku i poczułam się jak w ZOO.
Akurat jechaliśmy autem we troje po wino. Metroseksualny narzeczony koleżanki tak ją miział po karku, miział, nagle podgarnął jej włosy do góry (miała bluzeczkę z dekoltem na plecach) i zapiszczał histerycznie:
— Ludziku najmilszy, rosną ci jakieś syfiątka na pleckach! Po weekendzie zaraz zapiszę cię do mojej kosmetyczki, musisz się tego pozbyć do wakacji!
— Nic pilnego, nosku – odparła koleżanka. – Pójdę na solarkę trzy razy i po krzyku, zawsze tak robię na wiosnę.
— Na solarkę?!!! Ludziku mój! Czy ty nic nie czytasz? Od tego się dostaje raka! Solarki są demode totalnie, jak mocna opalenizna. A chcę, żebyś ślicznie wyglądała, bo kupiłem ci kostium kąpielowy, czarny na złotych szelkach, cudo po prostu, oszalejesz! A plecki całe gołe, la la la!
I tak dalej. Gdy wróciliśmy z winem i zaczęliśmy szykować się na imprezę, kolega doznał kolejnego szoku na widok swojej lubej.
— Najdroższa, skąd wytrzasnęłaś te buty? Spalmy je w kominku rytualnie, dobrze?
— A co ci się znów nie podoba, małpiątku? Moim zdaniem są genialne i czadowe.
— Nie do tej kiecki, malutka. Ja ci pokażę czadowe pantofle. Wskakujemy na motor i jedziemy do mojego ulubionego outletu. Obrócimy w półtorej godzinki.
Obrócili. Czadowe pantofelki trochę cisnęły, za to w istocie były piękne, a kosztowały na przecenie zaledwie 400 zł. No i ja miałam niewidoczny plaster, jakby co.
— Rzucasz geltem – skomentowałam głupio. Ale małpiatek nie wyczaił przekąsu.
— Kotek, ja mam trzy tysiaki kieszonkowego od rodziców na miesiąc! A na studiach dorzucą mi jeszcze z dyszkę-dwie. To czemu moja pani ma paradować w dajchmanach? Będzie miała na to czas na emeryturce, jeśli się jej nie poszczęści.
Ano właśnie, dobre pytanie: niby czemu?
Przypomniało mi się, że czytałam gdzieś o takich warsztatach (są oczywiście bardzo drogie) dla „normalnych” ludzi, których rzuca się w miasto, każe spać po noclegowniach, żywić się na śmietnikach, żebrać i ogólnie bratać się z bezdomnymi. Fajna sprawa, jeśli kogoś stać… Podobno to podwyższa poziom świadomości i wrażliwości społecznej u osób dobrze sytuowanych. Ale na jakich warsztatach i za ile można wyleczyć SNOBIZM? To musi kosztować fortunę…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze