Kobieta - wampir
REDAKCJA • dawno temuLos (czyt. rodzice) obdarzył mnie trzypokojowym mieszkaniem z gigantycznym już w tej chwili czynszem, ale uważam, że warto. Przestrzeń, nawet nie hipoteczna, ale i nie hipotetyczna jest warta każdych pieniędzy. Upajałam się tą przestrzenią po odejściu najpierw rodziców, potem męża, przez kilka lat. Do czasu, gdy przyjęłam pod dach koleżankę z dwoma kotami, także rozwódkę. Istna kupka nieszczęścia!
Los (czyt. rodzice) obdarzył mnie trzypokojowym mieszkaniem z gigantycznym już w tej chwili czynszem, ale uważam, że warto. Przestrzeń, nawet nie hipoteczna, ale i nie hipotetyczna jest warta każdych pieniędzy.
Upajałam się tą przestrzenią po odejściu najpierw rodziców, potem męża, przez kilka lat. Do czasu, gdy przyjęłam pod dach koleżankę z dwoma kotami, także rozwódkę. Istna kupka nieszczęścia! Eks nie chce jej spłacić połowy mieszkania ani grosza alimentów, ona bez pracy, rozwalona, w depresji… Pomyślałam: nic nie stracę, bo mieszkanie i tak muszę utrzymać, a zyskam trzy żywe życzliwe dusze w domu i jeszcze pomogę bliźniemu.
Plan: idziemy do lekarza i na terapię, szukamy pracy, przez sześć miesięcy koleżanka dokłada się ¼ opłat (zajęła najmniejszy pokoik), a potem sobie coś wynajmuje. Pomyślałam, że w sumie może to potrwać od ośmiu miesięcy do roku i że ja to wytrzymam.
Realizacja: do lekarza nie idziemy, bo koleżanka musi „zwalczyć to sama”. Koty na mnie syczą, połowę łazienki zajmują kuwety, które miały stać całkiem gdzie indziej, i to ja je sprzątam. Najmniejszy pokoik staje się garderobą koleżanki, pełną pięknych ubrań zwożonych hurtowo nie wiem skąd i czym. Kanapa w salonie należy do niej i do kotów, w końcu nie ma mnie w domu 12 godzin na dobę, a telewizor się kurzy. W moim pokoju-sypialni stoi komputer, na którym koleżanka zostawia ślady, ale nie szukania pracy, tylko kolejnego męża lub kochanka, ewentualnie fajnych filmów do obejrzenia. Po pracy taszczę siaty z żarciem dla de facto 4 osób, obdarzonych niespotykanym apetytem. Konto mi topnieje, za to przychówku przybywa, bo czasem zastaję w domu również gości koleżanki. Wtedy z reguły robię drugą rundę do sklepu – po alkohol. Ogólnie nie jest źle, tylko nie zawsze udaje mi się koleżankę zadowolić – a to ser za tłusty, a to karma dla kotów za tania, a to za późno wracam do domu i gdzie ja się włóczę…
Moje kalkulacje były zaniżone – koleżanka pomieszkiwała prawie dwa lata. Pieniędzy byłemu nie wydarła, ale pracę w końcu znalazła, tylko że „musiała odkładać na mieszkanie”. I po tych dwóch latach z dnia na dzień oznajmiła, że z nami koniec. Pod kamienicę podjechały dwie nowiutkie terenówki, wyskoczyli z nich dziarscy rodzice koleżanki i złapali się za bagaże. Okazało się, że 30 km pod miastem budowali jej drugi dom, naprzeciwko swojego. Byłam potrzebna, żeby go ładnie wykończyć…
Od kilku tygodni jestem sama. Przysłowiowa koza, a do tego wampirzyca znikła. Rozglądam się z rozkoszą… Może wezmę chałtury i uzbieram na jakiś remont. Kupię sobie trochę dobrych kosmetyków, bo już się nie boję, nowy dywan… Jakaś kretynka! – powiecie… No nie. Pomagałam, pomagam i będę pomagać ludziom. Tak mnie wychowano. Jeden drobiazg tylko – teraz przed otwarciem portfela czy drzwi najpierw wrzucę delikwenta/tkę w google i prześwietlę na wylot. Wam serdecznie doradzam to samo.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze