Kobieta za ladą
REDAKCJA • dawno temuMam 26 lat, robię drugie studia, pracuję. Mieszkam z rodzicami. Nie spieszy mi się do stabilizacji – małżeństwa z kredytem, dzieciakiem i psem. Żyję stabilnie, tylko inaczej. Córeczką mamusi i tatusia pozostaję świadomie i będę to przedłużać, ile się tylko da. Właśnie takiej opcji nauczyła mnie praca. Chciałabym ocalić swoją niewinność, zachować wiarę w uczciwy świat, nie być nigdy zdradzaną żoną. Lecz z obserwacji sądząc, jedyne lekarstwo to… samotność.
Mam 26 lat, robię drugie studia, pracuję. Mieszkam z rodzicami. Nie spieszy mi się do stabilizacji – małżeństwa z kredytem, dzieciakiem i psem. Żyję stabilnie, tylko inaczej. Córeczką mamusi i tatusia pozostaję świadomie i będę to przedłużać, ile się tylko da. Właśnie takiej opcji nauczyła mnie praca.
Jestem „asystentką sprzedaży” w salonie z bielizną. U nas nie ma przeproś – zwyczajne majtki bawełniane kosztują ok. stówki, koronkowe – trzy razy tyle. Jest kilka marek luksusowych, czysto, przestrzennie, miło pachnie, szefowa nie mówi słów na „k” i nie pomiata pracownikami. Ale to nie znaczy, że zza mojej lady widzę jakiś lepszy, fajniejszy świat (czego się spodziewałam), niż np. w dziale mięsnym supermarketu. Owszem, przychodzą ładni, dobrze ubrani ludzie, którzy zapewniają mi niezłą prowizję. Ale na tym plusy się kończą.
Kupuje u nas pan około czterdziestki, zabójczy jak jakiś właściciel jachtklubu. Przychodzi regularnie, raz – dwa razy w miesiącu. Już po kilku razach obczaiłam, że kupuje 3 różne rozmiary. Jedna babka nie może skakać od B do DD w biuście ani od 38 do 44 w pupie. Szefowa żartuje, że facet pewnie kupuje dla żony i dwóch córek… Smutny to żart. Jest też pan, który swoje panie przyprowadza do przymiarki. Ten dla odmiany jest gruby i nieciekawy, jego towarzyszki – wręcz przeciwnie. Nie wiem, zapewne to kochanki, bo prostytutki umiem już odróżnić, one zresztą przychodzą same na zakupy, bez facetów. Faktem jest – obrączka na palcu obecna, u obu.
Czasem wpada dziewczyna – niebrzydka, w moim wieku, zdyszana. Śmieje się – wracam z treningu, miałam telefon, za 12 minut randka, potrzebuję czegoś zabójczego. I z karty znika co miesiąc kilkaset złotych. Bo ktoś zadzwonił, że za 10 minut… Ta akurat raczej nie jest laską na telefon, po prostu musi mieć strasznie zajętego chłopaka. Nie zazdroszczę.
Mogłabym mnożyć te opowieści, nazbierało się przez 6 lat pracy, ale po co? Myślę, że w mięsnym gorzej pachnie, ale świat zobaczyłabym ten sam. Zaganiane żony, które proszą o „ładnego schabowego” dla męża i pół kilo podrobów dla nienażartej chmary dzieciaków, bój się Boga, jak to wszystko wykarmić? Wypindrzone panienki kupujące najlepszą polędwicę na kolację ze śniadaniem dla swoich żonatych kochanków. I tylko od czasu do czasu — studenciaków dziennych, którzy wpadają po trzy najtańsze parówki… Niewinnych, niewiedzących jeszcze, kim się staną za kilka lat.
Co do mnie, chciałabym ocalić swoją niewinność, zachować wiarę w uczciwy świat, nie być nigdy zdradzaną żoną. Lecz z obserwacji sądząc, jedyne lekarstwo to… samotność.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze