Kilka słów o romantyzmie…
REDAKCJA • dawno temuPamiętam słynny skandal towarzyski w moim dziewczyńskim grajdołku, gdy my, wredne babska, wzięłyśmy symboliczny „rozwód” z jedną z nas, psiapsiółką od podstawówki, bo się okazała oszukanicą… Miałam, jak koleżanki, żal, że Martynka nie była z nami szczera i że czułyśmy się przy niej zawsze jak zblazowane, wyrachowane dziwki, które w przeciwieństwie do niej nie wierzą w miłość… Dziś jest mi nawet miło, że była jedną z nas, tylko z lepszym pakietem startowym…
Pamiętam słynny skandal towarzyski w moim dziewczyńskim grajdołku, gdy my, wredne babska, wzięłyśmy symboliczny „rozwód” z jedną z nas, psiapsiółką od podstawówki, bo się okazała oszukanicą…
Zawsze śliczna, eteryczna, najlepsze stopnie, najlepsze ciuchy. Do tego anielski charakter: pomagała wszystkim, opatrywała każde ptasie skrzydełko, słuchała zwierzeń niestrudzenie. Uważałam ją za ósmy cud świata, dziś przyrównywałabym ją pewnie do białej baletnicy z reklam ekskluzywnych kokosowych czekoladek, ku której skrada się idealny książę… I to by pasowało, bo Martynka była rozmarzoną anielicą właśnie, czystą i nieskazitelną.
Co do chłopaków, raczej było wokół niej pustawo, w myśl starej, pokutującej i dziś mądrości ludowej, że piękne kobiety nieszczęśliwe są, gdyż ich uroda onieśmiela i odstrasza – faceci ponoć bezpieczniej się czują z przeciętniaczkami, cokolwiek to znaczy (wolę nie wiedzieć).
Ale romantyzm i marzenia opłaciły się Martynce… Nie rozmieniała się, jak my, na drobne, nie obściskiwała się po parkach… Ledwo zakułyśmy porządnie do egzaminów, pozdawałyśmy matury i potasowałyśmy się po różnych studiach, gruchnęła bajkowa wieść o bajkowym ślubie! I takiż był!
Narzeczony jasnowłosy z pasemkami przyjechał po Martynkę aż z Los Angeles – może nie na białym koniu, ale w dzień ślubu to już białe konie dosłownie po polskim betonie poszły… Inne atrakcje też były… I porwał nam ją w siną dal, ledwo 19-letnią dziewicę, na oczach rodziców zapłakanych na lotnisku i połowy szkoły… Potem były listy, w nich — porażające zdjęcia białej wilii z kolumienkami i kilku limuzyn… Cudnej Marynki w kostiumie kąpielowym na tle oceanu… Martynki z mężem i pięcioma psami przedziwnej urody…
A już zupełnie potem – ten wspomniany skandal. Nasza Martynka za swój ślub 7 tysięcy dolarów zapłaciła, mąż był wyprowadzaczem psów, czyścicielem basenów i okazjonalnie młodzieńcem do towarzystwa, a chodziło głownie o to, by do Hollywood wyjechała legalnie i karierę rozpoczęła. Za ślub i podróż zięcia też zapłacili rodzice Martynki, podobnie jak za kilka drobnych operacji plastycznych, poprawiających figurę.
Miałam, jak koleżanki, żal, że Martynka nie była z nami szczera i że czułyśmy się przy niej zawsze jak zblazowane, wyrachowane dziwki, które w przeciwieństwie do niej nie wierzą w miłość… Dziś jest mi nawet miło, że była jedną z nas, tylko z lepszym pakietem startowym… Ale perfidia kobiet dziwić mnie nie przestaje i nadal co jakiś czas którejś znów daję się nabrać.
Aktualnie mam na celowniku Beyonce, w której byłam po prostu zakochana…. Widziałam jej występ w pięknym ciążowym smokingu, potem łzawe, romantyczne pożegnanie z publicznością z udziałem dziecka w brzuszku oraz czuwającego nad wszystkim Boga… Potem słyszę, że brzuch był fałszywy, rodził kto inny, tylko nie wiadomo, czemu – z troski o figurę czy z bezpłodności…
Jasne, brukowce nie są dla mnie wyrocznią, ale wzorzec został plotką zadraśnięty, a moja bogini się mocno potknęła. Czytałam gdzieś, że gdy dziecko rodzi tzw. surogatka, zleceniodawczyni nosi sztuczny brzuszek, żeby „przeżywać” wspólnie z nią tę ciążę, i nie ma to nic wspólnego z oszukiwaniem. Oczywiście, że nie ma. Gdy odbywa się jawnie. A jeśli ktoś nie chce sprzedawać swoich sekretów całemu światu – ma prawo, ale niech czyni to konsekwentnie, czyli ani mru mru!
Uważam, że romantyzm z kłamstwem kiepsko się dogadują. Z dużą kasą w sumie też, niestety…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze