Już się nie zakocham!
REDAKCJA • dawno temuMężczyzny nie wychowasz. To upokarzające bzdury o tej szyi, która rzekomo kręci głową, i o tym, że mądrością oraz dyplomacją utrzymasz przy sobie mężczyznę. Po kiego diabła niby mam go przy sobie utrzymywać? Żeby hamował mój rozwój i pasożytował na moich osiągnięciach? Dwie próby stworzenia związku na całe życie (oraz kilka pomniejszych) utwierdziło mnie w przekonaniu, że mężczyźni potrzebują tak naprawdę tylko dwóch rzeczy: seksu i świętego spokoju.
Kiedy miałam około 13 lat, swoisty cynizm usiłowała zaszczepić we mnie brylująca, drapieżna i kokocia przyjaciółka mojej mamy – w Stanach nazywa się takie "kuguarzycami", czyli starymi (40-letnimi znaczy się) napalonymi łowczyniami facetów do celów konsumpcyjnych w każdym znaczeniu tego słowa.
Pani Zofia, przyjaciółka owa, opatulona zawsze w jedwabie przetykane lisami, często powtarzała mi zasłużonym tonem znawczyni: Mężczyzny, moja droga, nie wychowasz. To upokarzające bzdury o tej szyi, która rzekomo kręci głową, i o tym, że mądrością oraz dyplomacją utrzymasz przy sobie mężczyznę. Po kiego diabła niby mam go przy sobie utrzymywać? Żeby hamował mój rozwój i pasożytował na moich osiągnięciach?
Wówczas niewiele rozumiałam z tych wywodów. A mama biadoliła: Nie słuchaj jej, bo będziesz jak ona, a tego bym nie chciała. Troszkę przesadzała. Zofia była znakomitą, utalentowaną tłumaczką, rządziła na salonach i dzisiejsze celebrytki są przy niej żałosne. Miałam w życiu wiele momentów, kiedy z chęcią zamieniłabym się z nią rolami.
Dziś, po dwóch małżeństwach, pędzę, łamiąc obcasy, na piątkowe herbatki do sędziwej już pani Zofii, żeby delektować się dalszymi jej tyradami, przesyconymi wielką kobiecą mądrością… Dziewczyna dobiega siedemdziesiątki, kłębią się wokół niej o połowę młodsi panowie pełni czci i uwielbienia – myją jej okna, oddają futra do odświeżenia, znoszą pod nosek tony smakołyków. Jest samotna w sensie "niezwiązana", ale daleka od wizerunku kobiety przegranej czy niespełnionej, tak nachalnie nam wpajanego od dzieciństwa. A we mnie wszystko krzyczy: pani Zosiu, to pani miała rację! We wszystkim!
Dwie próby stworzenia związku na całe życie (oraz kilka pomniejszych) utwierdziło mnie w przekonaniu, że mężczyźni potrzebują tak naprawdę tylko dwóch rzeczy: seksu i świętego spokoju. A jedyne, co ewentualnie jest w stanie zmusić niektórych z nich do posłuszeństwa (nie szacunku!) wobec kobiety, to wspólne dzieci. Mężczyźni nie potrzebują związku i my powinnyśmy… brać z nich przykład! Chcą się dużo kochać i mieć własny pokój. Świetna sprawa! Ale w tym celu małżeństwo jest zbędne. Źle w nim funkcjonują – jak źli pracownicy, tacy "od-do". Gdy żona poprosi otwartym tekstem o zrobienie czegoś – zrobią. Dla świętego spokoju. Zero niuansów, odgadywania subtelnie ukrytych podtekstów czy intencji, zero analizy emocjonalnej czy próby wczucia się, zaangażowania. A w pubie przy kolegach dorobią jej i tak gębę zrzędy.
Na dodatek, liberałowie będą zdradzać jawnie i radośnie, popalając trawę dla odmłodzenia doznań, a konserwatyści – potajemnie, obłudnie, utrzymując w sekrecie jakąś seksualną niewolnicę lub dwie, by od żony nie wymagać czynów zbyt niegodnych…
Faciowie są leniami, kłamcami i egoistami. Czemu więc moje życie miałoby się skupiać na pielęgnowaniu kolejnych chwastów? Dziękuję, pani Zosiu, że w porę pomogła mi pani zrozumieć, dlaczego warto spróbować niezależności i zgarniać od życia to, co najlepsze, nie najgorsze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze