Stało się. Na warsztat wraca ustawa antyaborcyjna, która zdaniem niektórych była zbyt łagodna. Są zwolennikami czerni i bieli: zakaz jest lub go nie ma. Rani ich etyczne sumienie kilometrowa lista wyjątków od reguły: gwałt, kazirodztwo, zagrożenie życia matki, nieodwracalne uszkodzenia płodu. Według nich to nie są przesłanki do przerwania ciąży, a lekiem na wszystkie traumy przyszłej mamy będzie podobno państwo niezwykle opiekuńcze.
Nie martw się zatem, 16-letnia ofiaro zbiorowego gwałtu. Nie martw się, dziewczynko rozdziewiczona przez pijanego tatusia. Nie martw się, kobieto w złym stanie zdrowia, że ciąża i poród zabiją ciebie i/lub twoje dziecko. Nie martw się, mamo pięciorga maluchów, której mąż tuż po poczęciu szóstego wylądował w kiciu, a ty – na zasiłku. Państwo się wami wszystkimi zajmie. Jak bezdomnymi psami czy końmi skazanymi na rzeź.
Bo w sumie niczym więcej nie jesteście – jedynie samicami gatunku, który zagrożony jest wyginięciem przez wasze ewentualne zbrodnicze decyzje. A ten gatunek to polski naród. O którego przyrost nieprzypadkowo troszczą się głównie samce. Oczywiście samce bez skazy - nigdy nie splamili się skrzywdzeniem samicy.
Chciałabym przypomnieć wszystkim – zwłaszcza wierzącym – że człowiek to istota myśląca i podobno uduchowiona, obdarzona między innymi wolną wolą. Czy rozumiemy, co to jest wolna wola? To narzędzie, które umożliwia podejmowanie indywidualnych, subiektywnych decyzji, w tym najważniejszych – dotyczących własnego życia i w konsekwencji sumienia. Każdy człowiek z tych decyzji, z ich słuszności, indywidualnie się rozlicza, i każdy odsiaduje swoje piekło błędu lub pławi się w raju słuszności. A narzucanie komuś swojej woli to przemoc i totalitaryzm.
Pytam więc – jakim prawem, ludzkim lub boskim, polska kobieta ma być istotą ubezwłasnowolnioną? Jakim prawem w decyzjach ma ją wyręczać polityk, lekarz, sędzia? Zrównywanie aborcji (a przecież to także problem etycznie cuchnącego samobójstwa!) z morderstwem jest według mnie jedną z najcięższych zbrodni, jakie można popełnić.
Pocieszam się jedynie faktem, że jestem już po menopauzie.
Młodszym – z góry współczuję.