Precz z dietami!
REDAKCJA • dawno temuCzy na co dzień zdajemy sobie sprawę, że połowa rozwiniętego świata po prostu żyje z odchudzania, a wręcz robi na nim fortuny – jak na każdej masowej histerii? Jest w tym coś niemoralnego, i postanowiłam w tym nie uczestniczyć. Zakochałam się w książce 101 rzeczy lepszych od diety napisaną przez śliczną (i niestety szczupłą) Angielkę Mimi Spencer – dla odmiany mądrą i dowcipną, a nie jakąś pretensjonalną lanserkę jak te dwie głupie krowy Trinny i Susannah.
Zakochałam się w książce – bywa i tak… 101 rzeczy lepszych od diety się nazywa, napisana przez śliczną (i niestety szczupłą) Angielkę Mimi Spencer – dla odmiany mądrą i dowcipną, a nie jakąś pretensjonalną lanserkę jak te dwie głupie krowy Trinny i Susannah.
Czytając, pokładałam się ze śmiechu i co chwila wykrzykiwałam w myślach: o, to jest o mnie! Znaczy się, autorka chyba zna temat i trafiła kilkaset razy w sedno, mimo że pochodzi z innej kultury.
Jest przeciwniczką kultu szczupłości oraz wszelkich diet, zwłaszcza tych restrykcyjnych. Przytacza badania, z których niezbicie wynika, że: prawie każda kobieta odchudzała się przynajmniej raz w życiu,średnio po pięciu latach od schudnięcia na ostrej diecie wracamy do poprzedniej wagi z nawiązką,kupujemy coraz więcej książek i czasopism o zdrowym jedzeniu, kolekcjonujemy przepisy, oglądamy w telewizji programy kulinarne, ale prawie nigdy ŻADNEJ ze zgromadzonych porad nie wdrażamy w życie,gdy mamy nadwagę, często uprawiamy swoistą odmianę "solidaryzmu społecznego", to znaczy kolegujemy się i dobrze czujemy z ludźmi podobnymi do nas. A w praktyce taka grupa wsparcia to głównie wspieranie się w… jedzeniu, tyciu i wynajdywaniu pozytywnych aspektów tej sytuacji,jeśli podoba nam się kelner w restauracji, pozwalamy, żeby bez przerwy dolewał nam do kieliszka i trzy razy zamawiamy deser.
Co Mimi proponuje zamiast? Maleńkie kroki. Podobno dziennie podejmujemy ponad 250 drobnych decyzji związanych z jedzeniem. Gdyby kontrolować i zmieniać tylko JEDNĄ rzecz dziennie, już po 9 miesiącach jedlibyśmy mądrzej! Na przykład, jednego dnia nie dziwimy się, że masło wsiąkło w gorący tost i nie smarujemy drugi ani trzeci raz:-) Innego – mówimy pod nosem brzydkie słowo, gdy winda zbyt długo nie przyjeżdża, i mozolnie wleczemy się po schodach na pierwsze piętro:-) Jeszcze innym razem – przesypujemy sól do wysokiego, wąskiego, niewygodnego pojemniczka bez dziurek i stawiamy na najwyższej półce w szafce.
Długo by wymieniać, ale moim zdaniem chudnie się od samego czytania tej książki, bo śmiech to ponoć najlepsza gimnastyka. Czy na co dzień zdajemy sobie sprawę, że połowa rozwiniętego świata po prostu… żyje z odchudzania, a wręcz robi na nim fortuny – jak na każdej masowej histerii? Jest w tym, według mnie, coś niemoralnego, i postanowiłam w tym nie uczestniczyć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze