Should I Stay or Should I Go
REDAKCJA • dawno temuMoja firma upada. Nowi inwestorzy zwołali 30-osobową „załogę” na walne zebranie, by obwieścić nadejście nowego ładu: tyle a tyle procent zwolnień, tyle a tyle wynagrodzenia w dół. Wszystko fajnie, zrozumiale i do przyjęcia z wyjątkiem… języka. Był dziwny. Po weekendzie jestem zapisana w grafiku na rozmowę z właścicielami. Będzie gra w zbijaka. Nie wiem, jak mam rozmawiać. Może postawić na honor i odejść?
Moja firma upada, bo zadarła z paroma potężnymi wierzycielami i okazało się nagle, że nie była zarządzana w ogóle.
Nowi inwestorzy zwołali 30-osobową „załogę” na walne zebranie, by obwieścić nadejście nowego ładu: tyle a tyle procent zwolnień, tyle a tyle wynagrodzenia w dół.
Wszystko fajnie, zrozumiale i do przyjęcia z wyjątkiem… języka. On – ten język – był dziwny. Inwestor-luzak zapewniał nas o wycięciu raka (w postaci dotychczasowego prezesa, w jego obecności zresztą) i posiadaniu koneksji pośród ludzi, cytuję: srających forsą – to tak na zachętę, jak rozumiem. Inwestor-kaznodzieja namawiał natomiast do modlitwy i optymizmu – co miało być, zakładam, równoważącym brutalizm kolegi elementem ludzkim.
Teraz odbywają się indywidualne rozmowy z pracownikami, służące niechybnie podniesieniu morale i etosu – bo przecież nie wymacaniu, kto jest zdolny do ustępstw i w jakim stopniu, a kogo trzeba wymienić natychmiast… Meritum nie ma znaczenia, zresztą, inwestorzy nie za bardzo wiedzą, na czym polega nasza praca – wiedzą za to, że masa ludzi chętnie ją przejmie z pocałowaniem. I w tym fakcie tkwią ich realne oszczędności, a nie w obniżeniu wynagrodzeń na 3 trudne miesiące.
I tak to popalamy sobie z kolegami nerwowo na ganku willi w prestiżowej dzielnicy Warszawy, przytupując na mrozie. Jesteśmy wykształceni, mamy dwustronicowe CV. Nasz inwestor-luzak łazi w skacowanym sweterku po piętrach, miotając dumne i złowieszcze spojrzenia magazyniera, który czeka na nowy model wózka widłowego. Kaznodzieja raczej nas unika.
Czyj cyrk, tego małpy – skwitowała ostatnio koleżanka z drugiego piętra, lat 32, umowa o dzieło, kredyt hipoteczny na 35, na utrzymaniu dwoje dzieci i chory ojciec emeryt.
Będzie dobrze – odparowała pojednawczo koleżanka z poddasza, lat 55, etat minimalny plus zlecenia, mąż prawnik, dwa lexusy w rodzinie.
Szukam pracy, przeglądam gazety i notes ze znajomymi z branży… Po weekendzie jestem zapisana w grafiku na rozmowę z właścicielami mojego cyrku. Będzie gra w zbijaka. Nie wiem, jak mam rozmawiać. W duchu knajackim czy biblijnym? Znam na wylot oba style, ale… może postawić na honor?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze