Pomyśl o własnym futrze!
REDAKCJA • dawno temuMam 37 lat i trzeciego męża. Zrozumiałam, że muszę zostać egoistką, bo inaczej pójdę na dno. Lekarze wmawiali mi, że mam psychikę ofiary, brakuje mi własnych poglądów, pomysłu na siebie. Że jestem bluszczem i oplatam się wokół mężczyzn, by żyć ich życiem… Wreszcie spotkałam terapeutę, który zobaczył coś innego. Jest pani niedojrzałą altruistką, która boi się kogokolwiek unieszczęśliwić poza sobą. Bierze pani na barki odpowiedzialność za wszystkich i wszystko. Proszę dorosnąć i pomyśleć o własnym futrze!
Mam 37 lat i trzeciego męża. Dopiero rozstając się z nim, zrozumiałam, że muszę zostać egoistką, bo inaczej pójdę na dno.
W pierwszym małżeństwie porzuciłam studia i prowadziłam dom dla pięciu osób – mąż robił karierę naukową, a ja opiekowałam się jego chorą mamą, babcią oraz dziadkiem (ten ostatni był po wylewie i na wózku inwalidzkim). Po 9 latach zostaliśmy we trójkę – z teściową po dwóch zawałach i operacji kręgosłupa. Mąż wyjechał za granicę robić doktorat i po roku wrócił… z nową kandydatką na żonę. Z domu, w którym każda firanka, kafelek i źdźbło trawy były wypieszczone moją ręką, wyszłam z dwiema walizkami na postój taksówek i pojechałam do wynajętego mieszkania. Na szczęście miałam parę groszy, bo mąż „odkupił” ode mnie nasz wspólny samochód. Na rozprawie rozwodowej (bez orzekania winy:)) podał jako powód rozstania moją rzekomą niechęć do posiadania dzieci. Trzymałam się dobrze, przyjaciele mi gratulowali postawy „kobiety z klasą”. Potem dyskretnie usunęli się na bok, bym mogła w spokoju i samotności dojść do siebie. Z pomocą psychiatry i prochów doszłam. I wzięłam pierwszy w życiu kredyt, żeby przetrwać.
Drugi mąż był wdowcem. Nie zdołałam się zrehabilitować jako matka biologiczna, ponieważ miałam pełne ręce roboty przy dwójce zbuntowanych, nastoletnich pasierbów. Mam odrobinę satysfakcji, bo są dziś fajnymi dorosłymi i w wielu drobnych sprawach mogę zawsze na nich liczyć. Mąż nie pozwalał mi pracować ze względu na potencjalne kontakty z innymi atrakcyjnymi mężczyznami, ostatecznie po trzech latach oskarżył mnie o romansowanie z kolegami synów i przeszedł do rękoczynów. Pamiętam, jak klęczałam przed nim i przyznawałam się do winy, żeby przestał…
Mąż numer trzy jest cudownym, wyluzowanym facetem. Wreszcie pozwolił mi pracować, a sam zakotwiczył się w domu przed komputerem. Jest bezrobotny od 3 lat. Nie byłam w stanie utrzymać nas, dużego mieszkania, dobrego auta, rasowego psa ani obsłużyć dwóch kredytów – swojego oraz wspólnego. Kiedy postanowiłam odejść, wymamrotał coś na temat tego, że nieładnie jest kopać leżącego. Rozwód w toku. Mąż najpierw szantażował mnie samobójstwem. Wiem, że teraz wynajął prawnika i chce ode mnie alimentów.
Lekarzy zmieniałam jeszcze częściej niż mężów. Wmawiali mi, że mam psychikę ofiary, brakuje mi własnych poglądów, pomysłu na siebie. Że to ja jestem bluszczem i oplatam się wokół mężczyzn, by żyć życiem zastępczym – ich życiem… Wreszcie spotkałam terapeutę, który może też nie był szczególnie miły, ale zobaczył coś innego. Jest pani niedojrzałą altruistką, która boi się kogokolwiek unieszczęśliwić poza sobą. Bierze pani na barki odpowiedzialność za wszystkich i wszystko, podczas gdy takie traktowanie należy się co najwyżej bezdomnemu psu znalezionemu na mrozie. Proszę dorosnąć i pomyśleć o własnym futrze!
Spodobało mi się to. Dzięki niemu zostałam kobietą bez klasy i powiedziałam: dość! Nie jest łatwo zmienić siebie, ale drugą połowę życia zamierzam spędzić jako egoistka. Choćby ceną za to była samotność.
A może 19 lat uczenia się na błędach to jeszcze za mało i powinnam znów wypróbować się w roli czyjegoś podnóżka? Zastanawiam się nad tym od niedawna, kiedy to mama spojrzała na mnie ze strachem i powiedziała: Zazdroszczę ci, jesteś taka twarda… Jak nie moje dziecko!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze