Naiwność babci
REDAKCJA • dawno temuPróbowałam załatwić dziś coś w Urzędzie Państwowym. Mianowicie - uzyskać odpowiedź na nieśmiałe pytanie, pisemnie zadane bodaj w sierpniu. Bywają miłe, uczynne urzędy, gdzie „praca na posadzie” sprawia ludziom radochę i gdzie oni naprawdę służą pomocą tym, którzy do nich przychodzą. Czyli – wykonują prawidłowo swoje zadania. Super! Zazdroszczę szczęśliwcom, którzy w tych właśnie urzędach mają coś do załatwienia… Niestety, mój urząd do nich nie należy.
Próbowałam załatwić dziś coś w Urzędzie Państwowym. Mianowicie — uzyskać odpowiedź na nieśmiałe pytanie, pisemnie zadane bodaj w sierpniu.
Babcia, zaprawiona w bojach, zawsze mi powtarzała: dziecko, jak coś do nich piszesz, to musisz odczekać miesiąc, bo tyle mają czasu na odpowiedź. A potem interweniujesz – choćby i u samego prezydenta. Jesteś obywatelem, nie petentem. Zawsze o tym pamiętaj i głowa wysoko! Ale nie zapominaj trzymać kopii!
Tyle moja nowoczesna i wyzwolona śp. babcia. Zabawne, że mając lat już 17–18, ciągle jeszcze interpretowałam tę „kopię” wojowniczo: jako ten rycerz na koniu, stający do walki w turnieju na życie i śmierć. Dopiero, gdy dorosłe sprawy mnie dopadły, zrozumiałam babcię w pełni i dogłębnie. Kopia maszynopisu przez kalkę. Potem ksero. Teraz zachowany e-mail czy faks. Świadectwo i dowód, że w ogóle ośmieliłam się o coś do Urzędu Państwowego zwrócić. A nie żadne gigantyczne narzędzie honorowej zbrodni.
Bywają miłe, uczynne urzędy, gdzie „praca na posadzie” sprawia ludziom radochę i gdzie oni naprawdę służą pomocą tym, którzy do nich przychodzą. Czyli – wykonują prawidłowo swoje zadania. Super! Zazdroszczę szczęśliwcom, którzy w tych właśnie urzędach mają coś do załatwienia…
Niestety, mój urząd do nich nie należy. Nie dość, że minęły 3 miesiące zamiast jednego i nikt się moją sprawą nie zajął, to jeszcze moja dzisiejsza wizyta przebiegała wśród gromkich chichotów i rechotania, pod sztandarem „nam to już wsio rawno”. Kłania się nie Kafka zatem, lecz zgoła inne klimaty… Nikomu już nie zależy ani na załatwieniu mojej sprawy, ani na załatwieniu mnie (czytaj — pokazaniu władzy). Wszyscy jawnie podśmiewają się z moich oczekiwań i z mojej niecierpliwości, bo przecież teraz: pani se da spokój, pani spokojnie złoży podanie, dołączy poprzednie pisma… A przyjdzie nowy burmistrz, się wdroży, zapozna, i może za pół roku ogarnie, to będzie pani miała decyzję.
W niedzielę wybory. Rozchichotani urzędnicy siedzą półdupkami na gorących stołkach i mają wszystko gdzieś. Nie mogę się nawet złożyć zażalenia na niekompetencję. Kto i kiedy to rozpatrzy, skoro nikomu na niczym nie zależy i nikt niczego nie jest pewien?
Babciu, wybacz, nie dałabyś im rady!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze