Małżeństwo – naprawdę nie wymyślono nic lepszego?
REDAKCJA • dawno temuMam najlepszą przyjaciółkę i prawie nową figurę. Obie mam po raz pierwszy w życiu, chociaż stuknęła mi trzydziestka. Ja chudnę wolniej i mam z tego mniej radości. Mąż na swój sposób mi kibicuje. Znad gazety wygłasza tyrady typu: Weź se zmniejsz żołądek i po krzyku. Stać nas na to. Skoro nie potrafisz mniej żreć.... Albo, niby żartem: Planujesz mi gdzieś wyfrunąć, jak już będziesz superdupą? (Nasuwa się przy okazji pytanie – jeśli dopiero mam zostać superdupą, to kim jestem w jego oczach TERAZ?). Nie palę się do rozwodu. Jestem tylko czasem troszkę zadziwiona, że spłodziłam dwójkę dzieci z kimś, kto nie rozumie, że jestem młodą kobietą i wolałabym ważyć 60 kg zamiast np. 130.
Mam najlepszą przyjaciółkę i prawie nową figurę. Obie mam po raz pierwszy w życiu, chociaż stuknęła mi trzydziestka.
Przyjaciółkę znalazłam na siłowni, na sąsiednim rowerku. O figurę jeszcze walczę, brakuje mi co najmniej 10 kg do ludzkiego wyglądu. Ona schudła 18 kg w 3 miesiące i nie tyje. Mnie to idzie jak po grudzie, zastanawiam się, dlaczego, i chyba już wiem.
Obie mamy mężów. Przyjaciółka jest ze swoim od 14. roku życia i zawsze była przez niego akceptowana – ważąc 48, 60, 90, teraz 72 kg. Przy ostatniej "bitwie" walczył z nią ramię w ramię, zrezygnował ze schabowych, chrupał surową marchew i sam komponował symfonie z musli. Wspierał we wszystkim, kibicował, chwalił. Idiota, któremu jest wszystko jedno, czy żona jest słonicą, czy tyczką? Pantoflarz bez własnego zdania? Nie sądzę. On ją po prostu WSPIERA. I chce, żeby się uśmiechała, była szczęśliwa, bo wtedy on też będzie. Chyba po to dobieramy się w pary, no nie?
Ja chudnę wolniej i mam z tego mniej radości. Mąż też na swój sposób mi kibicuje. Znad gazety wygłasza (bo nie mówi) tyrady typu: Weź se zmniejsz żołądek i po krzyku. Stać nas na to. Skoro nie potrafisz mniej żreć…. Albo, niby żartem: Planujesz mi gdzieś wyfrunąć, jak już będziesz superdupą? (Nasuwa się przy okazji pytanie – jeśli dopiero mam zostać superdupą, to kim jestem w jego oczach TERAZ?). Ewentualnie: Tylko nie próbuj mnie reformować i mi wciskać jakiegoś mdłego kitu na parze bez soli w trosce o moje zdrowie! Chcesz jeść trociny 5 razy dziennie – proszę bardzo, ale beze mnie i naszych synów.
Każdy człowiek jest inny. Mój mąż jest "normalnym" facetem. Zaradnym, inteligentnym, wesołym, czułym dla dzieci… Zarabia na dom, majsterkuje, wyprowadza psa, zmywa, gdy jestem zmęczona. Czego się czepiam – przecież to porządny chłop, prawda?
Moja przyjaciółka go nawet lubi. Na pewno nie osądza i nie uogólnia.
Moja pani psycholog mówi, że jeśli chcę schudnąć, muszę się… rozwieść, bo mąż torpeduje wszystkie moje marzenia, czego wcześniej być może nie zauważałam.
Ja się do rozwodu nie palę. Jestem tylko czasem troszkę zadziwiona, że spłodziłam dwójkę dzieci z kimś, kto nie rozumie, że jestem młodą kobietą i wolałabym ważyć 60 kg zamiast np. 130. Płaczę za tym! Tak, być znów fajną laską! Jak jeszcze 6 lat temu. Dla niego też, do cholery! Czy to przerasta jego wrażliwość i umiejętność kochania?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze