Piszczałki, Wyjce i Przeszkadzacze
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuNie znoszę tego szczebiotania, krzyków, nawoływań. A najbardziej na świecie przerywania rozmowy. Nie rozumiem dlaczego tak trudno nauczyć dziecko, by nie przerywało, gdy starsi rozmawiają. Nie znoszę tego niczym nie spowodowanego i kompletnie nieuzasadnionego wycia, niby z niewyspania, ale jeśli tak – to czemu nie zasypia, czemu snuje się w piżamie po pokoju i jęczy, zawodzi, ryczy! Czego chce, skoro nic nie chce?
Lubię – to za mało powiedziane. Ja po prostu kocham dzieci. Wszystkie bez wyjątku: tłuścioszki, chudzinki, rudzielców, kręconych, w okularach, ze słodkim zezem, chłopaczysków i tylko chłopców, dziewczynki, a nawet dziewuchy. Powód jest pewnie prosty – sama nie doczekałam się jeszcze potomstwa, dlatego chętnie zabawiam się w dobrą ciocię złaknioną dziecięcego towarzystwa.
Przy każdej okazji obdarowuję prezentami liczne dzieci moich przyjaciół, sióstr i braci. Chętnie wydurniam się z nimi skacząc po łóżku lub chodząc na czworaka i na zawołanie udając całe ZOO. A że wyobraźnię mam nieokiełznaną, powstają przedziwne zabawy, które ku mojej satysfakcji pozostają w dziecięcych głowach na dłużej. Oblepiona dziećmi różnej płci brykam w najlepsze, będąc oczywiście największym dzieckiem z całej gromadki. Kończy się to zawsze moją zadyszką, chrypką i spoconym czołem. Czasami bywa gorzej. Nieprzyzwyczajona i nieobeznana z dziećmi na co dzień, nie umiem oszacować czy zabawa, którą właśnie wymyśliłam, jest bezpieczna. Często więc moi mali kompani notują na swoim ciele liczne sińce lub co gorsza zadrapania. Ale nic to! Bo po chwili znów wciągają mnie w wir zabawy.
Każda z moich przyjaciółek doskonale wie, że chętnie zaopiekuję się ich brzdącem, jeśli one mają coś do załatwienia w urzędzie. Że można mnie wykorzystać w parku i podczas choroby ich pociech, jeśli tylko czas mi na to pozwala. Biorę więc komputer, przenoszę się na kilka godzin do pokoju dziecięcego i wymyślając zabawy, jednocześnie pracuję. I wszystko wyglądałoby jak nudna bajka podstarzałej wariatki, która swego dziecka nie posiada i dlatego bawi cudze – gdyby nie jeden drobiazg – nie znoszę ich wrzasku! Jak zabawa, to zabawa, ale dlaczego dzieci wrzeszczą także poza nią i wrzaskiem próbują osiągnąć cel.
Nie wytrzymuję tych decybeli! Kilka minut OK, ale nie cały czas. Nie znoszę tego szczebiotania, krzyków, nawoływań. A najbardziej na świecie przerywania rozmowy. Nie rozumiem dlaczego tak trudno nauczyć dziecko, by nie przerywało, gdy starsi rozmawiają. Mówię do swojej przyjaciółki i nie słyszę swego głosu, nie mogę się skupić na tym, co ona mi odpowiada. Chaos. Jeśli uda mi się nie łapać kontaktu wzrokowego z Przeszkadzaczem i ignorować go, mając nadzieję, że spasuje, Przeszkadzacz przywołuje mnie do porządku — włazi mi na kolana lub łapie mnie za głowę, by skierować moje oczy na jego rozgadaną twarz. Prośby i tłumaczenia nic nie dają, bo czy bywająca od czasu do czasu zabawowa ciocia może czegoś nauczyć. Jeśli rodzicom to nigdy nie przeszkadza, jakoś to znoszą, przechodząc do porządku dziennego i usiłując skończyć rozmowę, to może i ja się przyzwyczaję. A wyszkolę w tej dziedzinie swoje przyszłe dzieci. Staram się więc ciągnąć rozmowę mimo wrzasku koło prawego ucha lub poddaję się i odpowiadam nie koleżance, a jej dziecku. I już nie wiem z kim i o czym rozmawiałam.
Tak samo jest z wyciem, albo z Wyjcem. Powinni tego zabronić wszystkim dzieciom, powinny być na to lekarstwa. Nie znoszę tego niczym nie spowodowanego i kompletnie nieuzasadnionego wycia, niby z niewyspania, ale jeśli tak – to czemu nie zasypia, czemu snuje się w piżamie po pokoju i jęczy, zawodzi, ryczy! Czego chce, skoro nic nie chce? Po co ten teatr! Rodzice się nie przejmują przyzwyczajeni do co nocnych koncertów. Ale ja nie mogę. Chcę pomóc, nie wiem jak? Najchętniej zatrzasnęłabym drzwi i znikła w trybie natychmiastowym. Ale siedzę i czekam aż mu przejdzie, aż się zmęczy męczeniem innych, nie mam odwagi by wrzasnąć na cudze dziecko, pouczać też mi nie wypada.
W gradacji wrzasku najbardziej niezrozumiałym i doprowadzającym mnie do szewskiej pasji jest wrzask w słuchawce telefonu. Rozmawiam z przyjaciółką, ale słyszę jakiś pogłos dziwny. Wiem, że to nie zakłócenia. To tylko mój kompan zabaw, szarpiąc swoją mamę za rękaw mówi jej właśnie o kanapce, której nie chce jeść lub zaciekle pyta, kto dzwoni lub usiłuje się dowiedzieć, gdzie posiał nową zabawkę. Mam ochotę rzucić słuchawką lub poprosić Przeszkadzacza do telefonu, by mu nawrzucać i zastraszyć, że już więcej do niego nie przyjdę i nie będziemy się bawić.
Wiem, wiem, wiem… co powiecie. Ale czy ktoś potrafi sensownie uzasadnić dlaczego dzieci wciąż wyją i wtrącają się w nieodpowiedniej chwili, dlaczego rodzice nie radzą sobie z tym wszechogarniającym piskiem i przeszkadzaniem starszym! Bo komuś, kto do dzieci na co dzień nie jest przyzwyczajony, ciężko pojąć i zaakceptować, że rodzicom kompletnie nie przeszkadza, gdy ich dziecko przerywa telefoniczną rozmowę. Gdybym przeszła szkolenie z MEGA podzielnej uwagi i z tłumienia emocji, pewnie byłabym idealną ciocią. A tak… jestem ciocią zabawową i ciocią niewytrzymałą na pisk!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze