Uwaga! Facet gotuje...
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuBaby już tak mają... Nie wszystkie, ale większość. Muszą nie tylko dbać o swoje dzieci i opiekować się nimi, o swoich mężczyzn też muszą dbać. To znaczy nie wiem, czy muszą, ale tak się jakoś dziwnie składa, że to robią. Tylko czasem się zastanawiam... Czy mężczyźni tylko udają nieporadnych po to, żeby zrzucić wszystkie obowiązki na nas? Czy to my jesteśmy takimi Zosiami Samosiami i wszystko wolimy zrobić same? Szybko, dobrze i co najważniejsze... po swojemu.
Baby już tak mają… Nie wszystkie, ale większość. Muszą nie tylko dbać o swoje dzieci i opiekować się nimi, o swoich mężczyzn też muszą dbać. To znaczy nie wiem, czy muszą, ale tak się jakoś dziwnie składa, że to robią.
Ja na przykład przed każdym wyjazdem pakuję Swojego w duży plecak. Nie dlatego, że ma dwie lewe ręce, ale dlatego, że mogę to zrobić w pięć minut, gdy jemu zajęłoby to ponad godzinę. Poza tym lubię wybrać to, w czym chcę go widzieć na wakacjach, pakuję kilka wariantów, żeby sam mógł wybrać, jeśli któraś z moich ulubionych koszulek, wyda mu się (co zdarza się często) niespecjalna.
Dbam nie tylko o to, by Fajnie wyglądał, ale także o to, by ładnie pachniał – kupując mu coraz to inne zapachy. Kocham zmiany, więc nie chcę by zapach mi się znudził. On za to jest wierny jednej marce perfum. Więc mamy tu mały problem. Ale ten sam się jakoś rozwiązuje. On używa swoich ulubionych, a gdy mu się skończą, używa tych kupionych przeze mnie. W ten sposób łagodnie osiągamy kompromis.
O jego zdrowie nie muszę dbać, bo jest uświadomiony, często się bada i regularnie kontroluje. Za to muszę dbać o jego dietę, a mówiąc w skrócie – to ja gotuję obiady w naszym domu, piekę ciasta, robię surówki, sałatki, etc. Mamy taki podział: dostaję lekkie śniadanie do łóżka, a w zamian stawiam na stole obiad z dwóch dań, a potem kolację.
Kiedyś się zbuntowałam. Dlaczego to ja mam być kucharką, przecież On także mógłby ugotować obiad. Tak miało być w sobotę. Obiecał, że będzie kucharzyć i zrobi mi królewskie naleśniki. Miałam odpocząć, poczytać, pogapić się w monitor i w ekran. Niestety… Z kuchni dobiegały, bardzo kulturalne zresztą i sympatyczne, zapytania: — Skarbie, gdzie jest ta nasza duża patelnia do naleśników? – Gdzie schowałaś mleko? – Nie ma już mąki? – Czy sól to ta w tym pojemniku? — Ile jaj dać do ciasta? – Kochanie, czy myślisz, że to za rzadkie?
Gdy ciasto było gotowe, o nic już nie pytał, ale za to opowiadał mi bez przerwy o smakowitym nadzieniu naleśnikowym, do którego notabene włożył chyba wszystko, co było w lodówce. Czułam się tak zmęczona tym obiadem, jakbym to ja robiła te naleśniki i to dla całej wygłodniałej armii. Do tego królewski farsz powstawał co najmniej godzinę. Było dobre, nie powiem, ale ja wcale nie wypoczęłam. Dlatego obiady wolę gotować sama, bo zajmuje mi to naprawdę chwilkę. Doszłam nawet do wprawy, relaksuję się przy tym.
Można by powiedzieć i wilk syty, i owca cała. Jest podział obowiązków, w tym większość prac domowych należy do mnie, ale sama się na to zgadzam, bo jestem niecierpliwa i już wolę zrobić coś samodzielnie, szybko, niż pozwolić mu na powolne pakowanie, gotowanie i sprzątanie. Tylko czasem się zastanawiam… Czy mężczyźni tylko udają nieporadnych po to, żeby zrzucić wszystkie obowiązki na nas? Czy to my jesteśmy takimi Zosiami Samosiami i wszystko wolimy zrobić same? Szybko, dobrze i co najważniejsze… po swojemu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze