Urodziłam dziecko innej
EDYTA LITWINIUK • dawno temuWedług funkcjonującej terminologii bohaterki tego reportażu można nazwać matkami-surogatkami. One same nie lubią tego określenia, wolą o sobie mówić mamy zastępcze, pierwsze mamy, nosicielki. Opowiedziały o swoim brzuchu do wynajęcia z lękiem, że ich trudna decyzja zostanie inaczej zrozumiana. Lęk miesza się z żalem, niepewnością decyzji, a wstyd z chęcią zapomnienia o tej niezbyt chlubnej dla społeczeństwa części ich życiorysu.
Danuta
To byłoby już ich 7 dziecko. Może najmniej z tych wszystkich planowane, ale Danuta wierzyła, że sobie jakoś poradzą.
Raz było lepiej, raz gorzej, ale dawaliśmy sobie jakoś radę. Teraz było naprawdę kiepsko. Marian czasem pił, a od kilku tygodni pił non stop. To między innymi z tego powodu pojawiło się to siódme, ale to już inna historia.
W tej ważne jest, że Danuta coraz częściej zastanawiała się nad tym, że już po prostu nie ma na to wszystko sił. Miała 43 lata i tonę zmartwień na głowie, których przysparzała jej reszta dzieci. A tu bach – jeszcze jedno. Z czasem była coraz bardziej pewna, że chce go coraz mniej.
Nigdy wcześniej nie pomyślałaby, żeby oddać dziecko innej. Już lepiej do domu dziecka. Tam nie miałoby się do kogo przyzwyczaić, tam zawsze będzie mówiło jej mamo. A może kiedyś, za kilka lat, jak z Marianem znowu byłoby lepiej, zabrałaby Siódme do domu… Kto wie.
O tym, że czasem kobiety oddają dzieci innym rodzinom Danuta dowiedziała się z jakiegoś filmu w telewizji. Wcześniej nie przeszłoby jej to przez myśl, ale zaintrygowało ją to, że ta nowa mama była taka szczęśliwa, kiedy odbierała to „prawie jej” dziecko. Pamięta, że popatrzyła na gromadkę swoich dzieci i pomyślała, że może to byłaby jednak szansa dla Siódmego. To był pierwszy raz, kiedy pomyślała, żeby oddać dziecko innej. A potem nie mogła już przestać. Z upływem dni i wraz z rosnącym brzuchem upewniała się co do tego, że Siódme musi trafić do normalnego domu a nie do domu dziecka. Nie wiedziała jeszcze tylko jak to zrobić.
Niespodziewanie z pomocą Danucie przyszła pani z Mopsu na jednej z systematycznych wizyt w jej domu. Pani popatrzyła na odstający brzuch Danuty i zapytała czy urodzi. Odpowiedziała, że na pewno.
A zostawiasz? – zapytała znowu pani.
Wtedy się zawahała, a po chwili opowiedziała jej o swoim planie. Pani wyglądała na zbulwersowaną, bardzo szybko wtedy wyszła. Wróciła następnego dnia. Powiedziała, że zna rodzinę, która od kilku lat stara się o dziecko. Że bardzo chętnie zaopiekowaliby się tym dzieckiem. Dodała jeszcze, że to bogaci państwo i chętnie ją wspomogą finansowo za to, że urodzi im dziecko. Dokładnie tak powiedziała: wspomogą finansowo, a nie, że zapłacą.
Danuta wcześniej nie myślała o pieniądzach, ale teraz stwierdziła, że może to i lepiej. Jak dostanie pieniądze, to łatwiej jej się będzie rozstać z Siódmym i nie będzie już wypadało upominać się potem o dziecko. Nie myślała, że sprzedaje dziecko, wolała myśleć, że po prostu pomaga innym. Zgodziła się. Dziś jej córka ma już 5 lat. Nigdy jej nie widziała, ale jest pewna, że Siódma jest szczęśliwa.
Sylwia
O takich „wypadkach” mówi się potem, że sama tego chciała. Sylwia też nie może oprzeć się wrażeniu, że może za bardzo kusiła los tego dnia. Ale był przecież upalny letni wieczór, dyskoteka obok plaży i masa nowych znajomych. No i On. Ten, za którym oglądały się wszystkie dziewczyny przez całe wakacje. Ona też podążała za nim wzrokiem, ale nie robiła sobie zbytnich nadziei. Aż do tej imprezy. Wypiła trochę więcej niż powinna, dzięki czemu była odważniejsza niż zwykle. Zaczęła go podrywać. On podjął grę. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko i wylądowali w łóżku.
To nie tak, że nie pomyśleli o zabezpieczeniu, chłopak okazał się wbrew pozorom odpowiedzialny. Po prostu prezerwatywa pękła. Ale to było jeszcze na początku, szybko ją zmienili i dopiero wtedy skończył. Rano chłopaka już nie było. Nawet nie wiedziała skąd pochodzi, znała tylko jego imię: Marek. Ona sam też szybko zapomniałaby o tej przygodzie, gdyby nie fakt, że kilka tygodni później coś zaczęło się dziać. Najpierw spóźnił się jej okres, potem zaczęła wymiotować jak kot. Skończyła się historia rodem z Bravo, a zaczęło prawdziwe życie.
Szybciej niż Sylwia domyśliła się jej matka. W ciągu kilku chwil wyciągnęła z niej relację o wakacyjnej przygodzie. Potem nie odzywała się do córki przez prawie miesiąc. Któregoś dnia wieczorem przyszła do jej pokoju i powiedziała, że znalazła dom dla Tego Dziecka. Nie dała jej dojść do słowa. Obwieściła swoją decyzję i wyszła.
Ostatnie tygodnie ciąży Sylwia spędziła na wsi. Matka wywiozła ją do jakiejś zapadłej dziury, żeby nie obnosiła się z brzuchem po mieście. Dziecko widziała tylko raz przez chwilę kiedy się urodziło. Nawet nie dali jej potrzymać go na rękach. To był chłopiec. Z matki udało jej się tylko wyciągnąć, że trafił on do jakiś dalekich kuzynów, którzy nie mogą mieć dzieci. Nigdy więcej już go nie zobaczyła. Matce Sylwia nie potrafi wybaczyć do dzisiaj. Przede wszystkim dlatego, że nawet nie próbowała z nią porozmawiać, poszukać bardziej ludzkiego rozwiązania. Dla matki Sylwii cała historia skończyła się, kiedy tylko dziecko znikło. Zachowuje się tak, jakby się nic nie stało. Sylwia nie może zapomnieć.
Joanna
Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że kiedyś się na to zdecyduje. Przecież byli najzwyklejszą w świecie rodziną. Zawsze chciała mieć dużo dzieci i miała. Aż troje. Tak w sam raz. Z pieniędzmi też nie było źle. Wystarczało na życie i wakacje raz do roku z całą rodziną nad morzem. Było dobrze. Joanna była szczęśliwa.
A potem poznała Martę. Marta była nowym pracownikiem w jej firmie. Kilka lat od niej starsza, z wiecznie smutnym wyrazem ciemnych, piwnych oczu. Dopiero po kilku latach znajomości Joannie udało się wydusić z niej, skąd ten smutek. Marta ze swoim mężem od niemal 10 lat starali się o dziecko. To nie było tak, że nie mogła zajść w ciążę. Po prostu potem, jak sama mówiła – coś w niej się psuło i dziecko rodziło się wcześniej niż powinno, za wcześnie aby przeżyć. Lekarze byli bezradni, a Marta po 3 poronieniach dała sobie spokój. Nie chciała więcej rodzić martwych dzieci, to było straszniejsze od myśli, że nigdy nie zostanie matką. Mąż Marty nie zgadzał się na adopcję. Powtarzał, że teraz w domach dziecka większość dzieci pochodzi z rodzin patologicznych, a on nie chce wychowywać takiego dziecka. W głębi ducha zupełnie się z nim nie zgadzała — Marta gotowa byłaby wychowywać nawet chore dziecko, byleby w domu słychać było gaworzenie. Ale kochała swojego męża więc cierpliwie czekała na to, co przyniesie los.
Joanna nie mogła patrzeć jak Marta usycha. To wtedy wpadła na ten szalony pomysł, żeby urodzić jej dziecko. Zanim jednak podzieliła się tą myślą z przyjaciółką, musiała porozmawiać z mężem. Na początku był oburzony. Ale Joanna wiedziała jak go przekonać, cierpliwie tłumaczyła, aż się zgodził. Kiedy swój plan obwieściła Marcie, koleżanka była tak szczęśliwa, że nie potrafiła tego ukryć. Jej mąż też nie miał nic przeciwko.
Ale nie było też tak, że wszystkie decyzje były proste. Nie obyło się bez obaw. Joanna nie podejrzewała, że rozstanie z dzieckiem będzie takie trudno. Kto wie, może gdyby chciała podzielić się nim z kimś, kogo nie znała tak dobrze jak Martę, to wycofałaby się w połowie ciąży. Jednak codzienne wizyty Marty i niepewna radość w jej oczach utwierdzały ją w podjętym postanowieniu.
Karolek ma dziś 4 lata. Joanna dalej utrzymuje kontakt z Martą. Spotykają się praktycznie codziennie. Wspólnie spędzają święta, wyjeżdżają na wakacje. Choć jej syn z nią nie mieszka, wszyscy czują się jak jedna wielka rodzina. Joanna nie żałuje swojej decyzji.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze