Wątpliwa ostoja w mężczyźnie
CEGŁA • dawno temuMam 49 lat, jestem sekretarką. Po 24 latach pracy w jednej firmie zużyłam się (chyba wizualnie) – przyszedł nowy dyrektor, taki po trzydziestce, i zwolnił mnie. Niby nie martwiłam się, cios został złagodzony przez pieniądze, dostałam odprawę, premię, nagrodę – bylebym tylko sobie poszła.
Droga Cegło!
Pomyślałam, że do programu dla kobiet 50+ jakoś doczekam:).
Niestety lub stety, jestem człowiekiem z natury aktywnym, nie cierpię próżni. Nie umiem leżeć na kanapie z ogórkami na oczach i słuchać muzyki relaksacyjnej. Nosi mnie! Ostatecznie mam dobry zawód, wyuczony i wykonywany bez uchybień. Umieściłam ogłoszenie w Internecie, ze zdjęciem, podałam wiek. W swojej naiwności wierzyłam, że szczerość i profesjonalizm gwarantuje mi poważne oferty.
Po 6 tygodniach „wiszenia” otrzymałam jeden mail. Jestem adwokatem, mam 35 lat. Szukam sekretarki do mojej kancelarii. Daję 4000 netto i służbowy samochód. Pomyślałam sobie – wow, sensowny facet, wie, na czym polega moja praca. A okazało się, że lata lecą, a ja głupia jak but, chociaż wymieniłam w ogłoszeniu, pośród swych rozlicznych zalet, „wyczucie psychologiczne”.
Kiedy odpowiedziałam pozytywnie na propozycję i wysłałam CV – upiór zdjął maskę. Napisał tak: Życiorysy mnie nudzą, wyślij (sic!) zdjęcie całej sylwetki, do obowiązków należy CZĘSTE przychodzenie w mini. Bardzo krótkim. Kobiety w średnim wieku i w mini maksymalnie mnie podniecają, nawet jeśli uda są trochę pulchne. Warunek: musisz często je odsłaniać, np. siadać i podciągać spódnicę na maksa. Oczywiście, praca dla mózgu też się znajdzie, spoko.
Czy mam problem z tym facetem? Żadnego, epizodyczny (mam nadzieję) palancina. Problem mam z mężem. Pogniewałam się na niego i mamy ciche dni. Mąż jest generalnie uroczym, inteligentnym mężczyzną, już w pewnym wieku — dużo starszy ode mnie, na emeryturze — niewielkiej. Jego stan zdrowia też generuje we mnie niepokój, te starania o pracę… Nie ma nic za darmo, chcę dla nas przyzwoitego życia, dopóki mam siłę i wpływ na cokolwiek. Pokazałam mu maila. W sumie nie wiem, czego chciałam – wspólnoty w oburzeniu czy w śmiechu, jakiejś solidarności, pocieszenia?
Śmiech owszem, był. Mąż mało nie spadł z krzesła. Gdy się uspokoił, powiedział tak: Kochanie, nogi masz faktycznie świetne i myślę, że marnowałabyś się przy tym panu. Cztery tysiące to spokojnie zarobiłabyś bez pośredników w jeden wieczór, jeśli byś usiadła na stołku barowym w dobrym hotelu.
Spoko na maksa, że tak się wyrażę… Czy to miał być dowcipny komplement? A może ponaglenie, wskazówka? Tak beznadziejnego tekstu nie słyszałam przez 20 lat małżeństwa. Jeszcze nie głodujemy, nie gotujemy sznurówek zamiast makaronu, żadne dzieci ani wnuki też nie płaczą. Mąż powiedział to na trzeźwo. Może przesadzam, ale to jakby dostać w gębę z jednej, a potem z drugiej strony.
Osobiście czekam co najmniej na kwiaty od tygodnia, ale nic się nie dzieje. Przeciwnie, mam wrażenie, że mąż podśmiewa się ze mnie wciąż pod nosem.
Aleksandra
***
Droga Olu!
Co my tu mamy? Na oko kobietę nowoczesną, atrakcyjną, pewną siebie, spełnioną. Tylko taki mały detal… Pierwsza w życiu porażka zawodowa najwyraźniej przegoniła precz wszelki dystans i poczucie humoru.
Nie ocenię męża całościowo, nie znam historii Waszego związku. Ale piszesz i myślisz o nim dobrze. Czy jest zatem sens nagle podejrzewać sprawdzonego życiowego partnera o niecne intencje i sugestie? Obrażać się o żart z pogranicza – zgoda, średnio udany, jeśli nigdy dotąd w tym tonie nie żartowaliście? Moim zdaniem nie. Nic się za tym nie kryje, ot, zwykłe przeszarżowanie pod wpływem kuriozalnego tekstu od „pracodawcy”. Ewentualnie chęć postawienia Cię do pionu, byś odzyskała właściwą perspektywę.
Obraziłaś się jednak, to jest fakt, i dlatego warto poszukać źródeł tej reakcji. Tkwią gdzieś głębiej. Wydaje mi się, że właśnie teraz masz pierwszą w życiu szansę uciec od rutyny i stereotypów, wykorzystać swoją wartość, odkryć w sobie nowy potencjał. Dotychczas wszystko szło w miarę gładko i po jednym ustalonym torze. Może nie spodziewałaś się wolty ze strony losu. Sytuacja nie wymagała od Ciebie zmian w sposobie myślenia. Na przykład myślenia o mężczyznach, o oficjalnych i prywatnych relacjach z nimi.
Z Twojego listu wyłania się między wierszami taka dość prosta teza, że wszyscy faceci to samce, a Ty niezasłużenie padasz ich ofiarą. Nowy szef zapragnął młodszej sekretarki. Przypadkowy oszołom składa zawoalowane propozycje seksualne pod pozorem pracy. Z męża wychodzi grubiaństwo. Chyba troszkę pobłądziłaś…
Popatrz z innej strony, realistycznie i neutralnie. Świat jest jaki jest. Dyrektor pożegnał Cię z honorami. Może mieć odmienną od dotychczasowej wizję zespołu, chcieć zatrudnić w sekretariacie osobę z innym, bardziej wszechstronnym wykształceniem, może mężczyznę, może własną matkę – to nie policzek dla Twoich walorów, doświadczenia, lojalności. Raczej znak, że Ty także mogłabyś coś zmienić, poszukać nowych kierunków rozwoju. I świetna ku temu okazja.
Żałosny wilczek z Internetu, jak sama piszesz, jest do zapomnienia. A jednak poróżnił Cię z mężem! Czy ta wymiana maili o czymkolwiek świadczy, warto było w ogóle się nią z kimś dzielić? To przecież żadne odzwierciedlenie sytuacji na rynku pracy – raczej modus operandi ochroniarza z agencji towarzyskiej, podszywającego się pod poważnego prawnika (zresztą, jaki prawnik ryzykowałby takie seksistowskie podkładanie się?), lub wybryk niedopieszczonego podglądacza.
I wreszcie mąż. Czego oczekiwałaś – współczucia, pogłaskania po główce? Z jednej strony mam wrażenie, że przejęłaś – może przedwcześnie i na wyrost — w Waszym związku rolę opiekuna i żywiciela. W zamian, jak mała dziewczynka, szukasz „tatusiowego” wsparcia. Twój mąż jest chyba jednak za mądry i zbyt żywotny, by ad hoc odegrać taką rolę. Poza tym, może uznasz to za paradoks, ale zbyt wysoko ceni Ciebie, by pozwolić Ci roztkliwiać się nad sobą pod wpływem takich błahostek. Tłusty żarcik to był moim zdaniem taki właśnie komunikat: dziewczyno, nie świruj, tylko wal do przodu, bez oglądania się wstecz.
I pamiętaj, robisz to dla siebie, nie dla niego. On sobie świetnie radzi. Mężczyzna z szelmowskim uśmiechem jest według mnie dużo więcej wart niż mężczyzna z bukietem. A skoro już pytasz – kwiaty się nie należą! Niby za co? Przepraszam, że jestem sobą? Daj sobie spokój i przemów ludzkim głosem.
Odnalezienie nowej siebie w nowym roku życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze