Po czym poznać, że on jest żonaty?
URSZULA • dawno temuWokół mojego bloku jest mnóstwo szklanych wieżowców, z których wieczorami wysypują się tłumy zapracowanych facetów w białych koszulach i czarnych garniturach i zmierzają prosto do kilku okolicznych barów. Tam udają, że są wolni. Opierając się na doświadczeniach ostatnich miesięcy, mogę wyszczególnić kilka cech przeciętnego żonatego absztyfikanta, które być może pozwolą wam uniknąć rozczarowań.
Nie pamiętam już, w którym to było serialu — bo seriale jak wiadomo, to najlepszy sposób na jesień, więc oglądam ich tysiąc naraz — w każdym razie w którymś serialu była taka scena, kiedy jedna koleżanka poucza drugą, żeby wychodząc wieczorem do baru w celu poznawania mężczyzn zawsze patrzyła na kieszonkę w koszuli. Bo w tej oto kieszonce, najczęściej ląduje obrączka, kiedy mężczyzna z jakichś tajemniczych przyczyn zamiast wracać po pracy prosto do domu i jeść kolację z żoną i dziećmi, wychodzi do baru w celu poznawania kobiet.
Do tej pory myślałam, że takie rzeczy tylko w Ameryce, a nie w naszej prorodzinnej Polsce, a tu taka niespodzianka. Mieszkam w Centrum, wokół mojego bloku jest mnóstwo szklanych wieżowców, z których w porze lunchu wysypują się tłumy zapracowanych facetów w białych koszulach i czarnych garniturach. Ale nie tylko w porze lunchu. Wysypują się także wieczorami i zmierzają prosto do kilku okolicznych barów. Codziennie można więc tam spotkać pokaźny tłumek odziany w garnitury. I ostatnio, naprawdę, gdzie nie pójdę, spotykam samych zajętych mężczyzn z dziećmi, którzy uparcie udają, że są wolnymi mężczyznami bez dzieci. Po czym poznać takich facetów? Nie mają tego przecież wytatuowanego na czole, a obrączka, jak wiadomo, jest rzeczą zdejmowalną (choć niektóre specjalistki od żonatych twierdzą, że po obrączce zwykle zostaje nieopalony ślad). Poza tym w czasach rodzin patchworkowych i związków na kocią łapę, obrączka nie musi w ogóle istnieć, żeby zagrożenie wystąpienia „tej drugiej” było aktualne. Opierając się na doświadczeniach ostatnich miesięcy, mogę jednak wyszczególnić kilka cech przeciętnego żonatego absztyfikanta, które być może pozwolą wam uniknąć rozczarowań. Zacznijmy od pierwszego kontaktu.
Po pierwsze — żonaty mężczyzna w knajpie jest bardzo pewny siebie. Nic w tym dziwnego, w końcu ma stabilną sytuację rodzinną, kochającą żonę i dzieci, więc emocjonalnie niczego nie ryzykuje. Jest flirtujący i sprawia wrażenie, jakby mu naprawdę zależało — zagaduje, prosi do tańca, prawi komplementy, domaga się numeru telefonu, co w dzisiejszych czasach męskości w defensywie zdarza się coraz rzadziej. Niejedna kobieta szybciutko połyka haczyk takiego czarującego gentlemana. Po drugie — żonaty mężczyzna w knajpie nigdy nie rozmawia o życiu osobistym i czasie wolnym. Wtedy bowiem istnieje niebezpieczeństwo, że gdzieś mu się ta żona i te dzieci przypadkiem pojawią (W zeszłą niedzielę byłem na zakupach w centrum handlowym, a potem na filmie „Żółwik Sammy 2”). Cały czas rozmawiacie więc o jego sukcesach w pracy (co jest jednak odrobinę zniechęcające, bo masz wrażenie, że trafiłaś na megalomana) albo o tobie (co jest z kolei niezwykle zachęcające, ponieważ która z nas nie lubi mówić cały czas o sobie). Po trzecie — żonaty mężczyzna w knajpie, kiedy przychodzi moment pożegnania i wymiany numerów telefonów, robi się zdawkowy, żeby nie powiedzieć oschły, zaczyna nerwowo spoglądać na zegarek i bardzo się gdzieś spieszyć, a ostatecznie mówi, że nie da ci swojego numeru, weźmie twój i zadzwoni niebawem, ba, nawet wyśle SMS-a jeszcze tego wieczoru, żeby spytać, czy szczęśliwie dotarłaś do domu. I od tego momentu są dwa scenariusze. Albo to nigdy nie następuje i wtedy ciesz się, dziewczyno, że się w porę opamiętał. A jeżeli następuje, to tym gorzej dla ciebie. Wcześniej czy później (oby wcześniej) bolesna prawda wyjdzie na jaw.
Jak poznać żonatego w okresie randkowym? Służę radą. Po pierwsze — ma zajęte weekendy. W weekend trudniej jest powiedzieć żonie, że się musiało siedzieć do późna w pracy. Po drugie — nie lubi spotykać się na mieście ani chodzić na spacery. Najczęściej na randki wybiera to samo miejsce — takie sprawdzone, które uważa za bezpieczne. Po trzecie — co najmniej kilka razy podczas każdego spotkania wychodzi, żeby wykonać telefon. Są dwa wyjścia — albo jest tajnym agentem 007 i ma świat do uratowania na głowie, albo musi co jakiś czas zameldować żonie, dlaczego jeszcze nie wrócił do domu. Nie mówiąc już o tym, że rzadko odbiera telefony od ciebie. Częściej się rozłącza, a potem oddzwania. Po godzinie 22:00 wyłącza telefon.
Na okoliczności, w których dowiedziałam się, że te knajpiane przyjemniaczki mają żony i dzieci, spuszczę może zasłonę milczenia, nie mniej jednak zaczęło mnie bardzo zastanawiać, dlaczego tylu żonatych mężczyzn, zamiast spędzać wieczory z rodziną, włóczy się po knajpach i flirtuje z przygodnie poznanymi dziewczynami. Rozumiem, że zdarzają się romanse, że czasem pozna się kogoś trzeciego, niespodziewany ogień miłości zapłonie, i rozpoczyna się wieloletnia krucjata rozterek i wątpliwości, szamotania się pomiędzy żoną, a kochanką. Zdarza się, że w małżeństwie jest kryzys i facet zapija w barze smuteczki z kolegami. Ale takie knajpiane wyskoki nie mają z tym nic wspólnego. Mam wrażenie, że są mężczyźni, którzy po prostu lubią tak spędzać wieczory. Podczas kiedy żona pilnuje domowego ogniska i ogarnia dzieciaczki, mężczyzna stęskniony za prawdziwym życiem pełnym kuszących rozrywek i zmęczony oglądaniem świata zza krat kredytu na 30 lat i domowych pieleszy, liźnie sobie troszkę tych zakazanych przyjemności. No przecież ostatecznie nic złego nie robi, to tylko flircik, niewinne randkowanie.
Tak wyjaśnił mi to mój dobry żonaty kolega, kiedy wpadłam na niego sączącego drinka w towarzystwie jakiejś studentki. To, że jest się na diecie, nie znaczy, że nie można przejrzeć jadłospisu - powiedział z szerokim uśmiechem, kiedy jego towarzyszka wyszła do toalety. Doprawdy urocze. Ja już w każdym razie podziękuję za bycie w tym jadłospisie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze