Zadyma z marihuaną
URSZULA • dawno temuO legalizacji marihuany zawsze było głośno. Marsze popierające legalizację odbywają się co roku, ale dopiero od kiedy zaangażował się w nie Palikot, paląc skręta pod sejmem, zrobiła się afera. Ale największe zamieszanie wzbudziła prowadząca program w telewizji śniadaniowej. Została zdemaskowana jako zdeklarowana palaczka marihuany. Szum wokół tego wydarzenia zrobił się taki, jakby wyznała, że ma w piwnicy kolekcję zamordowanych kochanków. O co chodzi z tą marihuaną?
O legalizacji marihuany zawsze było głośno, ale mam wrażenie, że ostatnio jest coraz głośniej. Marsze popierające legalizację odbywają się przecież co roku, ale dopiero od kiedy zaangażował się w nie sam Palikot, paląc skręta pod sejmem, zrobiła się wokół nich afera. Afera rosła, kiedy głos zabrał sam były prezydent zapewniając gorąco, że 12 lat temu popełnił wielki błąd podpisując ustawę, w imię której wszyscy bogu ducha winni palacze trawki mogli wylądować w więzieniu w jednej celi z gwałcicielami i seryjnymi mordercami. Ale największe zamieszanie wzbudziła znana i lubiana prezenterka, prowadząca program telewizji śniadaniowej, który o poranku ogląda cała Polska, nawet dzieci. Otóż prowadząca ta została zdemaskowana przez profesora, którego zaprosiła do programu, jako zdeklarowana palaczka marihuany. Profesor wyznał bowiem, że zanim włączono kamery gwiazdka powiedziała mu, że od 15 lat zdrowo sobie popala. Opinia publiczna zareagowała natychmiast, władze telewizji wyjaśniają sprawę — toż to istny szok i czarna plama na nieskazitelnym blond życiorysie! Przyznam, że o ile w kwestii marihuany nie jestem szczególnie zaangażowana w walkę po którejkolwiek ze stron, to naprawdę poruszył mnie fakt, że szum wokół tego wydarzenia zrobił się co najmniej taki, jakby prezenterka wyznała, że ma w piwnicy kolekcję zamordowanych kochanków. O co w ogóle chodzi z tą marihuaną? Wydaje mi się, że naprawdę nie ma o co kruszyć kopii.
Czymże bowiem jest marihuana? Ziołem, jak szałwia do płukania gardła i melisa na uspokojenie. No dobrze, może jej działanie jest nieco silniejsze, jest jednak naukowo dowiedzione (tak, są różne badania, ale we wszystkich wygląda to mniej więcej podobnie), że najbardziej uzależniającymi narkotykami są heroina, kokaina, alkohol, amfetamina oraz nikotyna, a marihuana plasuje się gdzieś na samym końcu wykresu, razem z kawą, herbatą i dietetyczną coca-colą. Nie znaczy to, oczywiście, że w ogóle nie jest szkodliwa, ale cóż — życie generalnie jest szkodliwe i jakoś nikt go z tego powodu nie zakazuje. No więc — dlaczego jedne substancje z tej listy są zakazane, a inne nie? Na pewno ważnym, jeżeli nie decydującym czynnikiem, jest tutaj tradycja — przecież wiadomo, że prawdziwy Polak, to nie żaden tam Turek czy Azjata w turbanie, żeby palić z fajki podejrzane zioła. Prawdziwy Polak od pokoleń jako żywo zawsze pił wódkę, jarał szluga i zagryzał ogórkiem, a potem najeżdżał sąsiednią wieś i nie ma żadnego powodu, żeby ten stan rzeczy uległ jakiejkolwiek zmianie. A, nie, zaraz, jest jeden powód. Otóż od pewnego czasu mamy w Polsce — i nie tylko — demokrację i globalizację, więc generalnie jest tak, że jeżeli ktoś zamiast schabowego z kapustą i ziemniakami woli zjeść na obiad zupę won-ton albo sushi, nikt mu tego nie powinien zabraniać i zakazywać sprzedaży zupy won-ton ku uciesze producentów kotletów schabowych. Teoretycznie więc, jeżeli ktoś zamiast nawalić się wódą i podrygiwać na dysce, woli zapalić jointa i leżeć na hamaku, powinien mieć taką możliwość.
Ale zaraz, zaraz — przecież marihuana to nie zupa won-ton. To jednak narkotyk, który nigdy w Polsce legalny nie był. Więc trzeba by taką marihuanę nagle zalegalizować, a to jak wiadomo będzie jawna reklama i zachęta dla rzeszy żądnej wrażeń młodzieży, która gotowa złożyć swoje zdrowie i karierę zawodową na ołtarzu łatwo dostępnych przyjemnostek. Pominę tutaj — zupełnie skądinąd słuszne — argumenty, że demokratyczny świat po prostu jest już tak zorganizowany, że ludzie, jeżeli tylko będą mieli ochotę i pieniądze, zorganizują sobie nawet najbardziej nielegalne rzeczy, jak na przykład granatnik, pornosy ukazujące seks z rybami albo czterema prostytutkami-karlicami z Filipin, a co dopiero mówić o zwykłym, banalnym skręcie. Kolega kolegi zawsze będzie znał jakiegoś dilera i na całym biznesie straci tylko i wyłącznie państwo, które mogłoby ściągać od tych transakcji podatki, a nie ściąga, natomiast zyska mafia, na konto której szerokim strumieniem popłyną zielone od marihuany pieniądze, które potem zostaną z powodzeniem zainwestowane na przykład w handel kobietami. Pieniądze pieniędzmi, ale mnie bardziej zastanawia inna kwestia — dlaczego państwo nagle tak strasznie się o mnie martwi? No bo nie martwi się o mnie, kiedy nie mogę znaleźć sobie pracy, a jedyną dostępną dla mnie opcją są umowy śmieciowe, które nie uwzględniają czegoś takiego jak ubezpieczenie zdrowotne. A jeżeli coś mi się stanie i jakimś cudem będę miała ubezpieczenie, państwo udostępnia mi służbę zdrowia, która praktycznie nie działa (serio — próbowałam ostatnio zapisać się do neurologa, najbliższy wolny termin — listopad) i jakoś o to również się nie martwi. Państwo nie dba o to, żeby w okolicy mojego bloku nie kręcili się nawaleni wódą menele, żebym mogła wrócić późno w nocy do domu bez lęku, że coś mi się stanie. Nie dba również o to, żeby ludzie, którzy ukradli mi samochód, zostali namierzeni i ukarani. Ale za to nagle skrupulatnie się troszczy, żebym nie zmarnowała sobie życia paląc jakieś podejrzane zioła i wydaje miliony złotych, żeby wsadzać do więzienia ludzi, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli to robią. Bardzo dziękuję za taką troskę, naprawdę.
Może niedługo państwo zabierze mi wszystkie noże z domu, żebym nie skaleczyła się w palec i zamontuje pod oknem siatkę ochronną, żebym nie mogła wyskoczyć. A najlepiej od razu wsadzić mnie w kaftan bezpieczeństwa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze