Dyrektorka stosuje mobbing
CEGŁA • dawno temuJestem nauczycielką przedmiotu wiodącego w liceum. Pracę podjęłam zaraz po studiach, pięć lat temu. Spełniam się w zawodzie. Zainteresowałam się z wzajemnością kolegą z pracy. Gdy nasza bliskość stała się sprawą ogólnie wiadomą, rozpoczęły się problemy towarzysko-zawodowe. To wszystko zasługa pani dyrektor, która, jak głoszą plotki, kilka lat temu była jednostronnie zainteresowana moim partnerem i miała nadzieję na romans lub coś więcej, jednak bez powodzenia.
Droga Cegło!
Jestem nauczycielką przedmiotu wiodącego w liceum. Pracę podjęłam zaraz po studiach, pięć lat temu. Spełniam się w zawodzie, jestem doceniana, wniosłam swoje w życie i rangę szkoły.
Zainteresowałam się z wzajemnością kolegą z pracy, wybitnym pedagogiem z długim stażem. Pomimo różnicy wieku, jesteśmy oboje ludźmi wolnymi, bez wcześniejszych zobowiązań rodzinnych. Planowaliśmy ślub, teraz nie wiem, jak będzie. Gdy nasza bliskość stała się sprawą ogólnie wiadomą, rozpoczęły się problemy towarzysko-zawodowe. Mój narzeczony został pozbawiony „wiszącej w powietrzu” od dawna perspektywy awansu na zastępcę dyrektora szkoły. Mnie odebrano klasę autorską o bardzo ciekawym profilu, która była co roku oblegana przez kandydatów, po prostu ją zlikwidowano pod byle pretekstem. Wlepiono mi natomiast kolejne wychowawstwo, mimo wcześniejszych obietnic, że będę miała rok odpoczynku. Nasz grafik lekcyjny został ułożony w ten sposób, byśmy z narzeczonym ani jednego dnia w tygodniu nie mogli nawet zjeść lunchu na wspólnym „okienku”.
To wszystko zasługa pani dyrektor, która, jak głoszą plotki, kilka lat temu, jeszcze przed moim przyjściem, była jednostronnie zainteresowana moim partnerem i miała nadzieję na romans lub coś więcej, jednak bez powodzenia. W każdym razie, dopóki mogła i chciała, podobno faworyzowała go i szykowała na swojego następcę w przyszłości.
Zostałam też wezwana na dywanik i dano mi do zrozumienia, że ci, którzy prywatnie są parą – skoro już popełnili nietakt w postaci nawiązania romansu w miejscu zatrudnienia — nie powinni pracować razem, pora więc szukać innej posady… Czy naprawdę można jedno z nas zwolnić z powodu planowanego małżeństwa? Zresztą, mój narzeczony na dywaniku nie był, tylko ja.
Rozmawiałam z nim o zastopowaniu jego kariery i ogólnie, o tym, co się wokół nas dzieje, jak bardzo nam to szkodzi. Czuję się poniekąd winna, to samo zresztą jest mi dawane do zrozumienia przez kochaną panią dyrektor. On jednak obraca wszystko w żart, mówi, że za bardzo się przejmuję, jesteśmy dobrzy i jak będziemy mieli dość zatruwania nam życia, możemy wszędzie znaleźć pracę. Ja mam nieustanne wrażenie, że wiążąc się z nim, przekreśliłam jego szanse i ambicje. Swoje poniekąd też.
To moja pierwsza praca, nie miałam doświadczenia w konszachtach i zagrywkach, byłam naiwna, chciałam po prostu jak najlepiej wykonywać swoją pracę, do której czuję powołanie. Nie miałam pojęcia, że od razu natknę się na podłość, mściwość, spiski i podkopywanie. Może naprawdę powinnam zwolnić się z tej pracy i zrezygnować z tego związku, żeby przynajmniej jedno z nas nie marnowało sobie życia?
Zaszczuta
***
Droga dziewczyno!
Dramatyzujesz, zamiast spojrzeć realistycznie. Łatwo Cię zastraszyć, zniechęcić – to niedobrze. Więcej wiary w siebie! O ważne sprawy warto i trzeba walczyć, na pewno tego próbujesz też nauczyć swoją młodzież. Narzeczony, mimo że starszy i bardziej „oblatany”, również przyjmuje według mnie postawę zbyt ugodową i beztroską. Ktoś pierwszy musi powiedzieć: nie.
Słabo znam kodeks pracy, na pewno jest do kupienia lub ściągnięcia bez problemu. Karta nauczyciela jest wciąż modyfikowana i chroni Was pod wieloma względami. Może pora się zainteresować własnymi prawami i interesami, zamiast plotkami? Trudno mi uwierzyć na przykład, że bez solidnego uzasadnienia można zlikwidować klasę profilowaną, która ma ogromne powodzenie wśród uczniów. Albo zmuszać kogoś do odejścia z pracy z powodu planów matrymonialnych pracownika i prywatnych pobudek osobistych. Czy złośliwie układać plan zajęć. Wszystko to razem zakrawa na czysty mobbing, czy nie nazbyt długo oddajecie oboje pole pani dyrektor? Owszem, władza stanowiska to potęga, ma jednak swoje granice. O ile wiem, niektóre firmy zastrzegają sobie w umowie, że osoby spowinowacone nie mogą pracować razem, ale to raczej kuriozalna, wewnętrzna polityka, a nie powszechnie obowiązujące prawo.
Inna sprawa to Wasze priorytety i rozumiem doskonale, że w obliczu szykanowania wolelibyście zmienić miejsce i zaznać trochę spokoju. Co się już stało, to się nie odstanie. Nie namawiam Was do zbawiania świata, jeśli nie czujecie takiej siły ani misji — wspominam tylko, że po Was przyjdą inni, którzy prawdopodobnie też będą z rozmaitych – pozamerytorycznych! — powodów poniewierani. Warto by było, nawet już na odchodnym, przyciąć nieco pazurków pani dyrektor. Z niektórymi ludźmi trzeba walczyć ich własną bronią, niestety. Na przykład złożyć raport w kuratorium. Taki „donos” nie umili Wam już pracy w tym miejscu, zwłaszcza jeśli szefowa ma jakąś drużynę po swojej stronie, lecz przynajmniej da sygnał, że coś się dzieje nie tak i nie fair.
Niezręcznie mi pytać, czy uczucia pani dyrektor do Twojego narzeczonego to były czyste urojenia, czy też coś na chwilę między nimi zaiskrzyło… Podobno mściwość zawiedzionej kobiety nie zna granic. To, jak piszesz, sprawa sprzed lat i nie powinna mieć wpływu ani na pracę, ani na szczerość w Waszym związku, ale sama wiesz, jak to w życiu bywa. Być może Twój partner czuje się jednak odrobinę odpowiedzialny za tę całą sytuację i chciałby pożegnać niemiłe wspomnienia raz na zawsze, odchodząc z tej szkoły? Małżeństwo to nowy rozdział w życiu i dobra okazja, żeby zacząć od początku w innych dziedzinach. Spróbuj to wybadać (ale bez naciskania). Powiedz szczerze narzeczonemu, że masz poczucie winy i chciałabyś wiedzieć, czy słusznie. To jedyne dojrzałe postawienie sprawy, niezbędne dla Twojego świętego spokoju.
Na dłuższą metę oczywiście tkwienie w tym skażonym, chorobliwym wręcz układzie zawodowym będzie dla Was obojga męczące, chyba szkoda życia i energii na walkę z małostkowością. Ale na Waszym miejscu załatwiłabym sprawę w taki sposób, by było oczywiste dla wszystkich, że to wyłącznie Wasza – i dla Was korzystna! – decyzja. Nie uległabym żadnym ploteczkom, szantażom ani innym formom presji. Powinniście zadziałać na własnych warunkach i przy okazji dać niektórym wyraźnie do zrozumienia, że nie są bezkarni.
Tego Wam życzę na starcie w nowe życie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze