Dwie mamusie
CEGŁA • dawno temuWyjechaliśmy z moim chłopakiem do Anglii w lipcu 2011, mija prawie rok. Kiedyś myślałam, że jest niezaradny, nieśmiały, nie umie walczyć o swoje, teraz widzę, że po prostu leniwy, rozpieszczony bachor, który brnie przez życie na uroku osobistym. Wyciąga pieniądze od matki, grymasi, nie dokłada się do naszego życia, nie szanuje pracy. Co powinnam w tej sytuacji zrobić? Odejść, wyprowadzić się, zawiadomić jego matkę?
Kochana Cegło!
Wyjechaliśmy z Arturem do Anglii w lipcu 2011, mija prawie rok. Ja od dawna planowałam wyjazd po maturze, Arturowi się po prostu nie chciało studiować, to jego mama się niby zbuntowała i kazała zarabiać na siebie. Nawet się ucieszyłam, że pojedziemy razem. Spróbujemy prawdziwego życia i może Artur nauczy się trochę zabiegać o byt, krzątać wokół swoich spraw, zamiast we wszystkim liczyć ma mamusię.
Gdzie tam! Kiedyś myślałam, że jest niezaradny, nieśmiały, nie umie walczyć o swoje, teraz widzę, że po prostu leniwy, rozpieszczony bachor, typowy chłop bez ojca w domu, który brnie przez życie na uroku osobistym – no, ten urok to ma, muszę mu przyznać, sama dałam się złapać, i parę nauczycielek w liceum chyba też, że w ogóle dobrnął do matury:).
Dla mnie ta cała Anglia to mały horror, dla Artura – nieustające wakacje. Na wyjazd wydębił od matki pieniądze przeznaczone na I semestr studiów, wcale niemałe – niby na start. Nawet dzwoniłam do niej, dziękowałam za ten gest. Załamałam się już przy szukaniu mieszkania. Artur grymasił, przebierał, o pokoju nie chciał słyszeć, jedynie osobne mieszkanie wchodziło w grę. Gdy takie wreszcie znaleźliśmy, po tygodniu zobaczył na korytarzu karalucha, wpadł w histerię i powiedział, że natychmiast się wyprowadzamy. Powiedziałam, że spray z supermarketu wyjdzie taniej niż lepsze mieszkanie, ale się uparł, następne było większe i oczywiście — droższe.
Ja szukałam pracy dla obojga, on wymawiał się nieznajomością angielskiego (ale w pubie z Angielkami jakoś się zawsze dogadał). Wylatywał z każdego miejsca średnio po tygodniu, skłócał się, raz jeden tylko przyznał, że praca mu nie pasowała – patroszenie i pakowanie kurczaków na taśmie. Myślę, że Artur nie kocha się przemęczać. Ja mam 3 prace: 7–11 sprzątanie biura podróży, 12–24 co drugi dzień kelnerowanie w knajpie albo 16–22 wprowadzanie danych do komputera. W pierwszym miejscu pracy obcy ludzie bezinteresownie wynaleźli mi dwa kolejne, ale ja się przynajmniej nie obijałam i nie pyskowałam o byle co. Czasem jestem nieprzytomna z niewyspania, na szczęście mam wolne weekendy i mogę ogarnąć mieszkanie, pranie, siebie etc., bo Artur nie robi nic. Próbowałam z nim rozmawiać, żeby chociaż w taki sposób pomagał – oznajmił, że wpadł w depresję, bo nikt go nie chce do pracy! Oświadczyłam mu stanowczo, że będę go jedynie żywić, póki nie znajdzie pracy, i opłacać połowę czynszu, bo mam swoje plany i ciężko zarobione pieniądze odkładam, a co on robi, to jego sprawa.
Od czasu tej rozmowy, która miała miejsce po 3 miesiącach, gdy skończyło mu się kieszonkowe z domu, zauważyłam, że Artur kilka razy w tygodniu gada przez telefon z matką i okropnie się kłócą. Zamykałam uszy, w końcu to ich układ. Pękłam w momencie, gdy Artur przyniósł do domu wieżę i płaski telewizor, żeby nie zdechnąć z nudów, jak się wyraził… Zrobiłam awanturę, skąd ma kasę nie pracując. Okazało się, że jego mamie chyba padło na mózg i przysyła mu pieniądze do Anglii! Podobnie jak ja, wzięła dodatkową pracę w Polsce – sprzątanie, wykształcona kobieta! – oraz sprzedała samochód, żeby wesprzeć biednego synka, któremu narzeczona skąpi i nie potrafi dobrej posady znaleźć. Zagotowałam się w środku!
Między nami bardzo się popsuło. Jestem zniechęcona, bo nie mamy na kino, teatr, wyjście do knajpy w weekend, jakiś ciuch czasem, na co liczyłam i myślę, że przy jakiejkolwiek pensji Artura byłoby nas na to stać. Wiem, że gdy jestem w pracy, Artur chodzi po pubach, zamawia sobie pizzę do domu. Za pieniądze od mamy. Najchętniej zadzwoniłabym do niej i powiedziała, jak jest naprawdę i żeby zakręciła Arturowi kurek, to może na niego podziała, ale brzydzę się takim donosicielstwem. W końcu mieszkam z nim i nadal coś nas łączy. Ale mam mu tyle do wyrzucenia, że nie wiem, czy odżyje dawny entuzjazm i da się to jeszcze skleić, poza tym jestem koszmarnie zmęczona i żyję tu bez jakiegokolwiek wsparcia, bo rodzicom przecież nie będę się uskarżać. Mam co chciałam, i na pewno wściekliby się i kazali natychmiast wracać, a ja naprawdę marzę, żeby zrealizować jakieś swoje plany. Co powinnam w tej sytuacji zrobić?
Aldona
***
Kochana Aldono!
Rok to sporo czasu i wydaje mi się, że nie możesz za bardzo liczyć na cudowną przemianę Artura. Żyje z dnia na dzień, wie, co dobre, przeszkadzają mu karaluchy, ale nie przeszkadza bycie utrzymywanym przez dwie kobiety – to chyba najkrótsza diagnoza jego osobowości.
Masz trzy wyjścia: akceptować go i kochać takim, jaki jest (a wiesz to od jakiegoś czasu), godząc się tym samym na sytuację – przepracowanie i frustrację. Nie mnie oceniać, czy urok Artura jest tego wart. I czy ma jeszcze jakieś inne, niewymienione przez Ciebie zalety.
Możesz też próbować go zreformować prostacką metodą kar, nagród i szantażu, jaką czasem stosujemy wobec krnąbrnych dzieci. Będzie to jednak trudne wobec wsparcia mamy, a do tej sprawy na Twoim miejscu jednak bym się nie wtrącała.
Nawet jednak, jeśli Artur ma własne pieniądze, nie dokłada się do wspólnego życia, jak rozumiem, a to już jest w moim odczuciu nie do przyjęcia. Dlatego według mnie najlepszym rozwiązaniem byłoby rozstanie, choćby „próbne”, ale stanowcze i konsekwentne. Oczywiście poprzedzone rozmową – nie jestem zwolenniczką wymiany zamków i wyrzucania ubrań przez okno. Jeśli Artur nie zareaguje zrozumieniem na Twoje jasno wyłożone oczekiwania, powinnaś poszukać mieszkania lub pokoju tylko dla siebie, spokojnie spakować się i wyprowadzić. Niech radzi sobie sam, okłamuje matkę, szybko szuka pracy lub wraca do kraju. Powinnaś być nieugięta i uciąć wszelką pomoc, żeby zrozumiał, że jest w tej kwestii zdany na siebie. Nie musisz ogłaszać zerwania ani oświadczać, że już go nie kochasz, jeśli nie czujesz tego w ten sposób. Artur musi tylko uświadomić sobie, że nawet w miłości dla każdego z partnerów przyjemność przeplata się z obowiązkami, w przeciwnym razie układ jest chory i nierówny. Niby niewiele, ale dla niego nawet to może okazać się zbyt trudne. Licz się z reakcją obrażonego chłopczyka.
Twoje nadzieje wprawdzie się nie spełniły, ale masz rację: wspólny wyjazd to szkoła i sprawdzian. Wrażliwości, odpowiedzialności, zaradności. Ty zdałaś na szóstkę z plusem, Artur oblał z kretesem. Chyba nie ma sensu, byś dalej ciągnęła go za uszy w górę, podczas gdy on podcina Ci skrzydła i zaniża Twoje możliwości. Lojalność, opiekuńczość to piękne cechy, ale chyba wszystko ma swoje granice? Bez wzajemności przestają dawać radość. Być może Artur nie potrzebuje dziewczyny, tylko drugiej mamusi. Niech szuka. Ty się w to nie baw.
Pomyślnych rozwiązań życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze