Nie taki diabeł straszny…
CEGŁA • dawno temuMój chłopak był do niedawna bardzo nieśmiały. Utrudniało mu to kontakty towarzyskie i biznesowe, sukcesy czasem przelatywały koło nosa (jest zdolny, inteligentny, lecz nie umiał się nigdy sprzedać), ale za to był i wierzę, że jest nadal cudownym, wrażliwym człowiekiem, w którym zakochałam się jeszcze w szkole. Pewnego dnia stał się cud. Poznał jakiegoś pseudoguru od pseudoprzemian duchowych i zmienił się totalnie. Gdzie jest mój chłopak? Jak mam go wykraść z tego hadesu?
Droga Cegło!
Mój chłopak był do niedawna bardzo nieśmiały. Utrudniało mu to kontakty towarzyskie czy „biznesowe”, sukcesy czasem przelatywały koło nosa (jest zdolny, inteligentny, lecz nie umiał się nigdy sprzedać, dosłownie ani w przenośni), ale za to był i wierzę, że jest nadal cudownym, wrażliwym człowiekiem, w którym zakochałam się jeszcze w szkole.
Osobowość Lutka sprawiała mu kłopoty, skutkujące w codziennym życiu – pomimo pewnych swoich talentów, był zawsze wycofany, a co za tym idzie – miał mniej pieniędzy niż inni, niczego nie potrafił załatwić w urzędzie czy jakiejkolwiek firmie, ogólnie w 25-letnim już ciele utkwiło bezradne dziecko. Nie będę ściemniać: trochę mi to przeszkadzało. Może nie brak kasy, bo kasa to nie mój złoty bożek, ale choćby prosty fakt, że wszystkie moje, jego oraz wspólne sprawy musiałam załatwiać ja, zwłaszcza odkąd zamieszkaliśmy razem. Lutek bał się nawet podejść do okienka i kupić bilety czy poprosić o formularz czegoś tam!
Pewnego dnia stał się cud – a raczej tak mi początkowo się ubzdurało. Lutek poznał jakiegoś pseudoguru od pseudoprzemian duchowych, dla mnie to był śliski podejrzany gość, niemniej – chyba w jakimś sensie skuteczny. Młody jeszcze chłopak, taki wiecznie podjarany – chyba samym sobą, miał jakieś warsztaty, pogadanki (nie wiem czy legalne, wprawdzie w necie jakieś jego szczątkowe „mądrości” znalazłam). Czy jest psychologiem – też nie wiem, za młodo mi wygląda. W każdym razie, zaczął nad Lutkiem pracować i… odnosić sukcesy. Jego „metoda” to jakieś od sasa do lasa – trochę Freuda, trochę religijnego nawrócenia, trochę filozofii, ekonomii, teorii pieniądza. Nawet jakaś etyka biznesu, w której udowadnia się, że zarabianie nie jest niczym złym… Taki tygiel, zupa z resztek. Nawet warsztaty modowe, image’u, trening na zakupach. Wydawało mi się, że to jakaś tandetna, choć sprytna zbieranina z głupawych programów amerykańskich o wszelkiego typu metamorfozach szarych ludzi w łabędzie. Ale nie wtrącałam się, bo zdawało się, że Lutek złapał przy tym typku trochę wiatru w skrzydła, mniej w nim było strachu przed światem, autyzmu.Ta dziwna przyjaźń trwała kilka miesięcy. Po fakcie dowiedziałam się, że Lutek na swoje kompleksowe „szkolenie” wydał 1800 zł, pożyczone w sekrecie od rodziców. Plus drugie tyle na ciuchy, fryzjera, knajpy, kurs latino dancing… Nie wiem, co o tym sądzić – wiem tylko, że mój Lutek nie jest tym, kim był. I nie jestem pewna czy to tak całkiem dobrze. Na dodatek, on chyba sam nie jest pewien.
Owszem, pozytywy są. Lutek znalazł samodzielnie (!) pracę w agencji, gdzie może wreszcie pokazać wszystkie swoje umiejętności informatyczne, komputerowe, i zarobić uczciwą pensję. Zawsze umiał i nadal chce dzielić się tym, co ma, na przykład ze mną – ale to już dla mnie nie do końca jest pozytyw… Ciągnie go do szpanerskich miejsc, na które mi np. szkoda czasu. Dawniej obczajaliśmy kina, koncerty, galerie… A ile kolorowych drinków można zdegustować w jeden wieczór? Do tego doszły te wydatki na ubrania, dziwne zainteresowania polityczne, jakaś taka nadaktywność – czemu Lutek jest nagle za legalizacją marihuany, skoro sam po zapaleniu skręta jeszcze bardziej umierał ze strachu? Czemu oprotestowuje ceny benzyny, nie mając nawet prawa jazdy?
Ja gdzieś w tym wszystkim jestem z boku, na dalszym planie – chyba, że się ochoczo i bezkrytycznie we wszystko włączam, ale przyznam, że coraz mi trudniej… No i oczywiście wszelkie konkretne sprawy na tym padole nadal są na mojej głowie, bo praktycyzmu Lutkowi nie przybyło…
Gdzie mój Lutek? Jak mam go wykraść z tego hadesu?
Zawiejka
***
Droga Zawiejko!
Medal zawsze ma dwie strony.
Na pierwszy rzut oka pachnie to niezłym praniem mózgu. Z miłą chęcią sprawdziłabym licencję tego tajemniczego nauczyciela – licencję na cokolwiek… Pewnie masz rację, nic takiego nie istnieje, a facet jest po prostu zdolnym hochsztaplerem, który znalazł sposób na szybkie pieniądze. Wyrastają tacy jak grzyby po deszczu w dobie dostępności wiedzy wszelkiej. Nie problem dziś podnająć salę, podreperować braki w lekturze, podłapać żargon z kilku dziedzin, zaangażować znajomą stylistkę… I biznes się kręci. A w sieci zaplątują się ludzie właśnie pokroju Twojego Lutka: niewinni, ufni, niepewni siebie, zakompleksieni – którzy jednak marzą o tym, by się ze swej skorupy wyzwolić, umownie chociaż zawojować świat, który dotychczas im się wymykał. 20 lat temu weszły w modę tzw. treningi asertywności. Wówczas były profesjonalnym ratunkiem dla wycofanych, pomagały zawalczyć o swoje bez kroczenia po trupach. Dziś wszystko się wymieszało, skomplikowało i, niestety, "zbanalniało". „Dziwne” terapie przydają się jednak w kryzysie – produkują nadaktywne klony, u których praca i zabawa mają zdusić w zarodku każdy przebłysk poczucia stresu czy przegranej, bo to oznaka słabości. Ale również… człowieczeństwa. Dlatego, pomimo dawnych problemów, to za dawnym Lutkiem tęsknisz. Rozumiem Cię.
Moim zdaniem powinnaś wybadać delikatnie, co się odbywało na tych warsztatach w warstwie czysto psychologicznej. Przykładowo — jak zostałaś w tej relacji „ustawiona” wobec Lutka. Może jako osoba zbyt macierzyńska, hamująca jego rozwój, wspierająca natomiast jego słabości i zahamowania poprzez ciągłą pomoc i wyręczanie w codziennych czynnościach? Teraz „odmieniony” Lutek próbuje Ci pokazać, że wcale Cię takiej nie potrzebuje, że chce partnerki do swoich nowych poczynań. Problem w tym, że oprócz dotrzymania mu kroku na nowej drodze, musisz też pilnować starej. No i to, że Lutek „zapomina” zapytać, na co Ty masz ochotę… Trzeba mu to delikatnie, ale absolutnie otwarcie uświadomić. Z rozmów dowiesz się niejako przy okazji, czy byłaś bohaterką terapii – i czy na pewno negatywną…
Opowiem Ci na pocieszenie o drugiej stronie medalu. Lutek miał kilka cech utrudniających jego i Wasze wspólne życie. Jego obecne zachowanie to z dużą dozą prawdopodobieństwa jedynie faza – faza odreagowania i upojenia, występująca u wszystkich nowo nawróconych. Warto ją przeczekać, skoro znasz Lutka sporo czasu i masz zaufanie do jego inteligencji. On wróci do równowagi, zachowując to, co najlepsze z tej całej hurra-przemiany: większą wiarę w siebie! Co do angażowania się w różne, obce mu dotąd czy obojętne sprawy – również popieram! Ludzie interesujący się zmianami tylko w obrębie tego, co bezpośrednio ich dotyczy, są zwykłymi egoistami, nie zmieniają świata. Pozwól mu na to, to nie jest złe, wręcz przeciwnie – stanowi dobrą szkołę życia w społeczeństwie, co przecież nie było mocną Lutka stroną, kiedy żył pod kloszem swoich ograniczeń…
Podsumowując – boisz się, że podpisał pakt z diabłem, tymczasem… chyba przesadzasz, nie taki ten guru straszny, może i wykonał kawałek pożytecznej roboty? (Za straszną kasę, fakt, ale skoro jest popyt i jest efekt…). Ewentualne negatywy to jedynie zwrot w stronę konsumpcjonizmu, jakaś przejściowa jazda na snobizm. Rzeczy powierzchowne, o które w dużym mieście nietrudno. Najgorsze, co w tej sytuacji mogłabyś zrobić, to wycofanie się, zdystansowanie. Lutek przecież nadal Cię kocha i potrzebuje – nie wmawiaj sobie, że do załatwiania spraw w okienkach! Wystarczy, byś czasem towarzyszyła mu w tych nowych eskapadach i przemycała swoje zdanie o nich – nie zjadliwie, ale szczerze. Przypominała mu, że w gruncie rzeczy na wiele spraw mieliście (i nadal macie) podobne zdanie. Po fazie upojenia przyjdzie opamiętanie, gwarantuję. I wspólnie odsiejecie ziarno od plew. A Lutek jednak będzie po tym wszystkim szczęśliwszy sam ze sobą — i z Tobą również. A Ty – z nim.
Za co mocno trzymam kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze