Zbyt luźne więzy
CEGŁA • dawno temuJestem trzydziestoletnią pesymistką po przejściach. Przez krótki czas miałam męża – słodkiego, charyzmatycznego chłopaka, który zataił przede mną nałóg alkoholizmu i skłonność do agresji. Krótki związek z nim nauczył mnie nieufności, ale też szacunku do siebie. Obecnie spotykam się z interesującym człowiekiem, jednak nie skaczę w to na główkę. Boję się porażki. A może to kolejny przypadek w moim życiu, gdy partner nie jest ze mną szczery?
Droga Cegło!
Jestem trzydziestoletnią pesymistką po przejściach. Przez krótki czas miałam męża – słodkiego, charyzmatycznego chłopaka (na początku), który – bagatela! — zataił przede mną nałóg alkoholizmu i skłonność do agresji. Krótki związek z nim nauczył mnie nieufności, ale też szacunku do siebie, który zaczęłam traktować jako swój priorytet. Zachować go. I własną suwerenność.
Potem było mi jednak coraz trudniej. Dobrze rokujący partner porzucił mnie po 3 latach, gdy wywiązała się między nami wojna o wyjazd do innego miasta. To prawda, trzymałam dystans w tym związku, nie chciałam dać całej siebie ani zbytnio się odsłaniać, ale przez pewien czas nieźle funkcjonowaliśmy. Nagle okazało się, że ten mężczyzna proponuje mi nową opcję na życie, nie licząc się wcale z moimi uwarunkowaniami: zobowiązaniami finansowymi i zawodowymi, koniecznością opieki nad chorą matką etc. Widział to bajkowo, miał mnóstwo marzeń i pomysłów na życie, lubił zmiany i nie bał się ich. Mnie przerażał sam fakt, że mam jechać w nieznane i uzależniać się od jego pracy i samochodu w razie problemów rodzinnych – sama nie mam nawet prawa jazdy… On z kolei był zdruzgotany mnogością problemów i przeszkód, które jego zdaniem piętrzyłam przed nim, żeby nie jechać, wymigać się – tak to interpretował. Ostatecznie był to powód rozstania. Tym przykrego dla mnie, że w opinii otoczenia zmarnowałam ten związek niskim zaangażowaniem, podczas gdy jemu rzekomo zależało bardziej… Nie umiem tego ocenić, ale miła konstatacja to nie jest.
Owszem, jestem skryta i na dystans. Taka jestem, bo tego nauczyło mnie życie. Obecnie spotykam się z interesującym człowiekiem, jednak nie skaczę w to na główkę, spotykamy się tylko kilka razy w miesiącu. On nie zgłasza sprzeciwu, wydaje się, że dopasowaliśmy się i obojgu taka sytuacja odpowiada. Boję się jednak kolejnej porażki. A może to kolejny przypadek w moim życiu, gdy partner nie jest ze mną szczery? Lubię go, zależy mi i nie chciałabym pewnego dnia usłyszeć, że on odchodzi, bo jestem zimna, a on pragnie czegoś więcej. Na razie oczywiście nie daje tego do zrozumienia, ale ja już jestem przewrażliwiona.
Marika
***
Droga Mariko!
Nie wiem, jak traumatycznym doświadczeniem było dla Ciebie małżeństwo. Zapewne ucierpiałaś psychicznie, może też fizycznie? Kobieta po czymś takim z reguły trafia – lub, teoretycznie przynajmniej, powinna trafić — pod opiekę terapeuty, który wyzwoli ją z poczucia winy i niskiej wartości. To podstawa. Jeżeli ominął Cię ten etap zdrowienia, Twoje kłopoty w kolejnych relacjach są całkowicie zrozumiałe, niemniej, jak sama rozumiesz, dają niewielką szansę sukcesu.
Luźne, chłodne układy, oparte np. wyłącznie na okazjonalnym seksie lub na wyjazdach na luksusowe weekendy kilka razy do roku, atrakcyjnie wyglądają tylko na ekranie kinowym lub w literaturze. Na pewno nie jest to propozycja na tzw. ułożenie sobie życia u boku drugiej osoby w realnym życiu. – z poczuciem bezpieczeństwa, pozytywnymi emocjami, trwałością, zaufaniem i innymi przyległościami, za którymi prawie każdy człowiek tęskni jawnie lub skrycie. Ewentualnie propozycja, ale tylko dla nielicznych. Samotników z natury, dla których budowanie związku nie jest najważniejszą wartością w życiu, bo mają masę ciekawszych, a równie absorbujących rzeczy do roboty.
Ty raczej samotnikiem nie jesteś, a Twoje wycofanie to po prostu pancerz ochronny przed kolejnym rozczarowaniem. Ograniczają Cię również pewne sprawy rodzinne, uwierz jednak, nie uniemożliwią Ci one znalezienia wymarzonego partnera, jeśli choć troszkę się otworzysz. Na razie, choć są jak najbardziej realne i wymagające odpowiedzialności oraz poświęcenia, dla Ciebie pełnią dodatkową rolę tarczy, pretekstu, by właśnie "nie skakać na główkę".
Jedyne, co możesz dla siebie zrobić, to wyeliminować strach. A boisz się bliskości, która Twoim zdaniem prowadzi do zranienia. Może Cię po raz kolejny zranić partner, ale możesz też zranić Ty – poprzez swój dystans. Na razie ryzykujesz przegraną — i przegrywasz. To już jakaś wiedza, prawda? Może pora zaryzykować inaczej? Pójść na całość i zobaczyć, co będzie?
To, czy historia się powtórzy, zależy w tym samym stopniu od faceta, co od Ciebie. Ostrożność i nieufność nie są tak do końca złe. Byłoby fajnie, gdyby szczerość była obopólna i dawała Ci szansę lepszego "prześwietlenia" człowieka (co nie udało się z mężem, choć był taki słodki). Każdy ma prawo wiedzieć, z kim ma do czynienia i w co wchodzi.
A propos obecnego Twojego związku… Nie zmieniałabym go na siłę, z lęku przed kolejną porażką. Pozory mylą, ale skoro na razie jest OK, zostaw to tak. Poczekaj, czy partner będzie chciał pójść o krok dalej. Być może jeszcze zbyt krótko to trwa i jesteście z tej samej gliny – sparzyliście się i na razie wolicie poobserwować. To jest OK, jeśli nie będzie trwało w nieskończoność. Związek musi bowiem ewoluować – inaczej uschnie. Muszą pojawić się zwierzenia, choćby tylko mimochodem, między wierszami, muszą zostać wyartykułowane wzajemne potrzeby, oczekiwania. I te akurat elementy możesz sama subtelnie prowokować – pod warunkiem, że naprawdę chcesz i będziesz potrafiła odwzajemnić się szczerością.
Trochę to wszystko mozolne, ale ludzie skaleczeni mają swoją indywidualną drogę wychodzenia na prostą i warto to w sobie zaakceptować. Jeśli mężczyzna podoba Ci się i ufasz mu, to znaczy, że prawdopodobnie nie jest cyniczny i spełnia jakieś Twoje, nawet niezdefiniowane wyobrażenia – może np. szanuje Twoją inność i zahamowania, jest cierpliwy i wyrozumiały? Zainwestuj w to, ile dasz radę!
Kciuki trzymam.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze