Niechciana synowa
CEGŁA • dawno temuJest mi przykro, nic nie mogę robić od paru tygodni, nawet jeść. Mam 22 lata, mój narzeczony Aldek 21, nie jesteśmy w ciąży, chcieliśmy tylko być razem jak najszybciej, przygarnąć kota i psa, założyć mały ogródek, zacząć żyć, nie tracąc ani chwili. Jedyną zadrą byli zawsze rodzice Aldka – nie znoszą mnie. Nie wiem, co robić – unieść się honorem i podziękować tej pazernej rodzinie za wszelką współpracę? Czy walczyć o Aldka?
Kochana Cegło!
Skóra na niedźwiedziu, a gruszki na wierzbie.
Jest mi przykro, że muszę "prać brudy rodzinne" przed Tobą, ale tylko jak piszę, to nie płaczę, nic nie mogę robić od paru tygodni, nawet jeść.
Mam 22 lata, mój narzeczony Aldek 21. Czekaliśmy na jego urodziny z datą ślubu, nie jesteśmy w ciąży, chcieliśmy tylko być razem jak najszybciej, przygarnąć kota i psa, założyć mały ogródek, zacząć żyć, nie tracąc ani chwili.
Niestety, los chce inaczej. Mieszkamy w niewielkiej miejscowości nad jeziorem, niedaleko Trójmiasta. Przysposobiliśmy już sobie nawet poddasze w domku moich rodziców, własnymi rękami i siłami. Cieszyłam się jak dziecko.
Jedyną zadrą byli zawsze, jeszcze w gimnazjum, rodzice Aldka – nie znoszą mnie. Na przykład, o ile sami są niespecjalnie zamożni, to i tak krzywo patrzą na mojego ojca-leśnika i mamę-gospodynie domową, żartowali nawet, że pewnie mam genetyczną boreliozę, ot, ludzie na poziomie, nie ma co.
Ślub był zaplanowany na tę Gwiazdkę. Tradycyjny, z welonem, w kościele, wesele i wszystko co trzeba, na koszt panny młodej:-). A tu we wrześniu sensacja w rodzinie Aldka! Jakiś kuzyn sfałszował dokumenty spadkowe, wyprzedał już nawet część ziemi rolno-budowlanej, która podobno należy się rodzicom Aldka, nie znam dokładnie tych powiązań. Po wyjściu przypadkowym na jaw tych machlojek, rodzice wzięli prawnika, zaczęli gromadzić jakieś papierki. Jest o co walczyć – podobno to 5 hektarów bardzo blisko wybrzeża, warte mnóstwo pieniędzy, była mowa o milionach. Aż mi się w głowie zakręciło, jak usłyszałam, to co dopiero im, gdy mają szansę to odzyskać.
Ale zawrotu prawdziwego doznałam dopiero, gdy się zorientowałam, że oto teraz… spadły moje akcje! Domyślasz się, o co chodzi? Zaczęło się przebąkiwanie, że teraz ten spadek jest sprawą numer jeden w rodzinie i ślub trzeba przełożyć na później, aż się to wyjaśni. Kiedy? – oczywiście! Nie wiadomo, nawet w przybliżeniu. Sprawa może się ciągnąć Bóg wie, ile. Może latami.
Po przebąkiwaniu już były fakty i otwarte starcia, najpierw z Aldkiem, potem z nami obojgiem. Rodzice kazali mu odłożyć ślub albo w ogóle go "przemyśleć". Tacy wspaniałomyślni – czemu nie mamy sobie spróbować pobyć razem bez ślubu na razie, a co to komu szkodzi? A dla Aldka może lepsze studia za granicą, kariera? Oni już sobie dzielą te pieniądze w myślach i zastanawiają, na co wydać – a jeszcze ich nie widzieli!
I w tym wszystkim ja – nagle zawalidroga na drodze synka do szczęścia, bieda wieczysta, łowczyni posagów. Tak zostało dane do zrozumienia i przekazane półsłówkami. Aldek jest lojalny w tym sensie, że wszystko mi powiedział – jak niesamowitą presję i szantaż przeróżnego rodzaju zaczęli stosować wobec niego rodzice. To już nie jest konflikt z nielubianą przyszłą synową – to jest po prostu oficjalny zakaz ślubu!
Nie widzę w tym niestety stanowiska, jakie jasno zajął mój narzeczony. Może jemu też perspektywa takich pieniędzy padła na mózg? Zachowuje się jak cielę, nie opowiada po żadnej stronie. Z zakochanego zmienił się w totalnie bezradnego i zaszczutego. Powtarza, że ma mnóstwo rzeczy do przemyślenia, gdyby miał się stawiać i zrywać z rodziną, i że zastanawia się codziennie, i żebym dała mu czas… Przyjeżdża do mnie i dzwoni wyraźnie rzadziej niż kiedyś, a przecież teoretycznie powinniśmy teraz niedługo załatwiać razem mnóstwo spraw w związku ze ślubem.
Moja mama mówi, żebym pogoniła go do lasu i dała sobie spokój, i poczekała na kogoś dojrzałego, kto nie boi się własnych rodziców i wie, czego chce. Sama nie umiem sobie odpowiedzieć, co czuję. Rozczarowanie, ale i nadal miłość. I takie głupie wrażenie, jakby mnie ktoś nagle przeniósł do dawnych czasów, kiedy rodzice decydowali, a pobierały się ze sobą majątki, nie żywi ludzie. Nie wiem, co robić – unieść się honorem i podziękować całej tej pazernej rodzinie za wszelką współpracę? Czy walczyć o Aldka?
Zaznaczam, bo może to nie jest jasne, że na żadnych absolutnie pieniądzach mi nie zależy. Ale jeśli Jemu tak, to chyba nic na to nie poradzę, prawda?
Graża
***
Kochana Grażyno!
Rozumiem, w jakim jesteś stanie. Cóż, wielomilionowy spadek trudno nazwać paskudnym zbiegiem okoliczności. Ale rentgenem ludzkich serc jest na pewno. Zwłaszcza taki jeszcze mocno wirtualny…
To żadne pocieszenie, rodzice Aldka jednak nie akceptowali Cię już wcześniej. Teraz tylko znaleźli idealny pretekst, by udaremnić Wasze plany. Może być tak, że perspektywa tych milionów jest nikła lub odległa – wykorzystują ją tylko po to, by Was rozdzielić. A może i na odwrót – są pewni swego i nie chcą, żebyś weszła do rodziny bez posagu. Tacy ludzie istnieją niezależnie od epoki i warstwy społecznej, zapewniam Cię.
Jedynym wyjściem dla Ciebie – dla Was – jest moim zdaniem realistyczne oszacowanie Waszych wzajemnych uczuć oraz, co nie mniej ważne, Waszej samodzielności względem obu rodzin.
Po pierwsze zatem, musisz "przycisnąć" Aldka i wymóc na nim deklarację, czego naprawdę chce, tu i teraz. Czy jego osobisty stosunek do małżeństwa z Tobą uległ zmianie – czy tylko boi się zadzierać z rodzicami, narażać więzi rodzinne na całkowity rozpad? Czy zagrożono mu wydziedziczeniem, czy też po prostu i otwarcie zabroniono żenić się z Tobą? Człowiek 21-letni jest metrykalnie dorosły, ale psychicznie i społecznie — od niedawna lub wcale, zwłaszcza gdy mieszka z rodzicami, uczy się… Całkowite zerwanie z rodziną może być w takiej sytuacji traumą, rodzić poczucie zagrożenia, nawet jeśli nie podziela ich poglądów lub wręcz czuje bunt. Prawdopodobnie to przeżywa teraz Aldek – zwyczajnie się boi — i na to potrzebny jest mu czas, ale – zawsze lepiej się upewnić.
Jeżeli szczęśliwie dojdziecie do wniosku, że mimo wszystko chcecie być razem, pora na punkt drugi: czy poradzicie sobie sami? Piszesz o urządzonym samodzielnym mieszkanku. Ale czy pracujecie, macie własne pieniądze? To bardzo ważne, zwłaszcza w sytuacji, gdy chcecie sobie i rodzicom Aldka coś udowodnić. Nie powinno też być tak, że Wasze utrzymanie spadnie na barki tylko Twoich rodziców.
Osobiście uważam, że kropla drąży kamień. Jeśli nie odwołacie ślubu, rodzice Aldka mogą się na nim nie pojawić. Ale dotrze do nich fakt, że syn realizuje własne plany, dotrzymuje obietnic i przede wszystkim – Ty jesteś dla niego najważniejsza. Prędzej czy później zapewne się z tym faktem pogodzą.
Jeśli zamieszkacie razem bez ślubu – dacie im częściową satysfakcję, pokażecie, że liczycie się z ich opinią – zwłaszcza Ty "zarobisz" u nich plus. Ale czy nie uznają tego jednocześnie za słabość? Czy nie będą piętrzyć przed Wami kolejnych trudności i wymówek? Można na to pójść pod warunkiem, że wierzycie w siebie i że kolejna data zostanie dość precyzyjnie ustalona, np. nie później niż za rok, nieodwołalnie, niezależnie od okoliczności.
Jest jeszcze opcja intercyzy, ustalenia rozdzielności majątkowej małżonków tak, aby rodzice Aldka nie cierpieli psychicznie z powodu Twojego nagłego "wzbogacenia się". Uważam jednak, że to coś więcej niż ustępstwo. To dość upokarzająca uległość wobec ludzi, z którymi raczej i tak nigdy się nie zaprzyjaźnisz. Dlatego nie wychodziłabym przed szereg z tą propozycją ani nie zachwycałabym się nią, gdyby wyszła od tamtej strony.
Reasumując – raz jeszcze, uważnie i ze wszystkich stron – przyjrzyj się całej rodzinie, do której masz wejść, i każdemu jej członkowi z osobna. Łącznie z Aldkiem. Bo powiem Ci, że moim skromnym zdaniem pieniądze spadające z nieba powinny być dla wybrańców losu radością i błogosławieństwem, a nie źródłem konfliktów i zaciętych wojen. Niefajnie to wróży, w sumie.
Ale cóż. Trzymam za Was kciuki i nadal wierzę w miłość!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze