Łóżkowy nokaut
CEGŁA • dawno temuPrzez cały pierwszy rok kochałam się beznadziejnie w chłopaku ze studiów. Otrzymałam swoją „nagrodę”, a jakże. Przespał się ze mną, potem się pożegnał. Nienawidzę jego świata, chciałabym również znienawidzić jego, a nie potrafię. Jak wywietrzyć go sobie z głowy? Mimo że seks nas nie zbliżył, czuję beznadziejny, tępy ból, to się chyba czuje, gdy wciąż kogoś kochamy, a on nam przywala w żołądek.
Kochana Cegło!
Przez cały pierwszy rok kochałam się beznadziejnie (ja zawsze się kocham beznadziejnie) w chłopaku ze studiów. Otrzymałam swoją „nagrodę”, a jakże. Przespał się ze mną, potem, w wielkim skrócie mówiąc, się pożegnał. Nienawidzę całego świata, szczególnie jego świata, chciałabym również znienawidzić jego, a nie potrafię. Jeszcze nie.
Kiedy byłam mała, a potem jeszcze w szkole, właściwie aż do matury, świat wydawał się bardziej, nie wiem, demokratyczny? Ludzie nie dzielili się na grupy według stanu posiadania rodziców, właściwie dopóki się nie poszło do kogoś do domu na imprezę, to nie wiadomo było ani po ciuchach, ani po zachowaniu, kto co i ile ma. Przynajmniej ja miałam szczęście do takiego środowiska, gdzie się to nie uwidaczniało, nie było manifestowane.
Zmieniło się na studiach – niestety prywatnych, na które muszę na bieżąco zarabiać. Doszło do tego, że poza normalną pracą (studiuję zaocznie), żeby opłacić wszystko, brałam, co się da i w każdej wolnej sekundzie: sprzątania, mycie okien, wyprowadzanie psów, opiekę nad dziećmi. Kiedy się to jakoś rozeszło w „lepszych kręgach” na roku, jedna dziewczyna nawet dowcipnie zaproponowała mi umycie okien u siebie, zgłupiała dopiero, kiedy się zgodziłam i walnęłam jej swoją stawkę…
Wiem, że wymownie to świadczy o stanie mojego umysłu, ale z tych kręgów właśnie pochodzi mój wybrany. Ma kupę kasy i do knajpy idzie się napić, nie obsługiwać innych, jak śmiertelnicy w moim rodzaju. Moi rodzice wychowali mnie w duchu „kastowości”. Powtarzali, że jestem mądra, wartościowa, ale bratniej duszy powinnam szukać pośród podobnych sobie, bo tacy najlepiej się dogadują ze sobą. Nie ma sensu pukać do drzwi, za którymi dzieje się coś, co ze mną nie ma nic wspólnego, bo spotka mnie tam tylko upokorzenie. Część mnie wie, że mieli rację, inna część nie wierzyła nigdy w taką staroświecką wizję świata. Zwłaszcza, gdy spotkała JEGO.
Wkręciłam się do tej „lepszej kasty” przypadkiem, gdy wyszło w rozmowie, że w liceum byłam kilka razy z wycieczką w Paryżu, z naszą szaloną wychowawczynią frankofilką. Oni planowali wyjazd i stwierdzili, że jak już im się znudzą kafejki, przyda się ktoś taki jak ja, kto ich odchami. Zaczęli mnie zapraszać na swoje imprezy, a ja kwiczałam w duchu ze szczęścia, że mogę wreszcie być bliżej NIEGO, gapić się bez pretekstu, rozmawiać… Mina mi tylko rzedła za każdym razem, jak słyszałam ich plany transportowo-hotelowe. Wiedziałam właściwie od początku, że nie pojadę przy takim budżecie, ale wiem też, po co się łudziłam, udawałam nawet, że się z nimi wybieram – żeby jak najdłużej być przy NIM.
No i przyszła ta noc, o kilka drinków za dużo, szczeniackie rozmowy na tarasie o romantycznym Paryżu, podziw na Jego twarzy, że ja aż tyle widziałam, wiem, jakbym tam mieszkała…
Wylądowaliśmy u mnie, byłam tak nieprzytomna z powodu swojego sukcesu, zaszczytu, jaki mnie spotyka, że nawet zapomniałam o zostawionym w mieszkaniu bałaganie i o tym, że kuchnię mam w sypialni, a garderobę w łazience, i 2 osoby to już tłok.
Właściwie najszczęśliwsza byłam „przed”. W trakcie no to wiadomo, jak jest po alkoholu, pewnie nie ja jedna to przeżyłam. Najgorsze było „po”. On znalazł czyste kubki, zrobił nam kawę, podał mi do łóżka. Prysznica nie wziął – powiedział żartem, że ma klaustrofobię. I potem to:
— Fajnie by było zobaczyć cię na poduszce w Paryżu, tylko sorry – ja nie stawiam.
Straszne to, że nie miałam dosyć refleksu, aby powiedzieć coś na odwal, jak z tymi oknami: A ja nie jadę, szkoda mi wakacji na kogoś tak kiepskiego w łóżku (zacytowałam radę przyjaciółki po fakcie). Niestety, mogę się tylko cieszyć, że już nie mam zajęć, nie muszę tam chodzić i patrzeć MU w twarz po tej nocy. Ani jak wszyscy chichoczą z mojej głupoty, bo na pewno opowiadają sobie takie smaczne historyjki. Najgorsze, że nie wiem, co robić, jak wykorzystać ten czas, żeby wywietrzyć go sobie z głowy. Mimo że seks nas nie zbliżył, czuję taki beznadziejny, tępy ból, to się chyba czuje, gdy wciąż kogoś kochamy, a on nam przywala w żołądek.
marianna
***
Kochana Marianno!
Nie wymyślę prochu stwierdzeniem, że na miłość, póki co, lekarstwa nie wymyślono. Mogę tylko mieć nikłą nadzieję, że, przepraszam za słowo, dupek tego formatu jest dość inteligentny, by czuć, że to on się zbłaźnił. I sam ma wielki problem, jak Ci spojrzeć w oczy, gdy Cię spotka. W przeciwnym razie nie jest nawet wart Twojego listu – o uczuciach nie wspominając.
Posiadanie pieniędzy samo w sobie nie jest niczym złym. Młodzi ludzie – bardzo często właśnie ci z bogatych domów – kontestują tę prawdę, buntują się, ukrywając swój status, poszukując samodzielnie własnej drogi. Z reguły ten bunt mija i przechodzi w postawę zdroworozsądkową: gdy poznajemy znaczenie i wartość pieniądza, przestajemy nim gardzić. Ta młodzieńcza faza idealizmu jest jednak bardzo fajna i cenna. Uczy życia, ułatwia zawieranie prawdziwych przyjaźni, rozwija emocjonalnie i duchowo. Zrównuje bogatszych z biedniejszymi, upodabnia ich do siebie. Tego zapewne doświadczyłaś w szkolnych czasach.
Pewni ludzie tej fazy nie przeżywają i moim zdaniem, w jakimś sensie są ubożsi. Jak chłopak, w którym się zakochałaś, i jego paczka. Nie uważam, że każdy powinien w życiu dostać w kość, trzeba jednak przyznać, że człowiek, który ma pieniądze, zanim jeszcze nauczył się je zarabiać, to specyficzny gatunek, a najwięcej zależy tu oczywiście od wychowania i klimatu rodzinnego. Gdybyś się przytomnie rozejrzała na studiach, na pewno znalazłabyś osoby równie zasobne, sponsorowane przez rodziców, a jednocześnie miłe, taktowne, wrażliwe i pozbawione snobizmu. Takie, dla których wyzwaniem i frajdą byłoby dotarcie do Paryża autostopem, nie klasą biznes, i zwiedzenie całej Francji jako au pair. Chyba raczej to mieli na myśli Twoi bliscy, doradzając Ci poszukiwanie przyjaźni i miłości pośród ludzi podobnych do Ciebie.
Ale sądzę, że najważniejsze ich przesłanie, jakie gdzieś zagubiłaś, dotyczy poczucia własnej wartości. Nie doceniasz siebie, chociaż w pełni na to zasługujesz. Jesteś samodzielna, zaradna, twarda, posiadasz wiedzę i doświadczenia, których niektórzy Twoi znajomi nawet nie musnęli. I żadna podróż dookoła świata im tego nie dostarczy, zbyt są powierzchowni. Czy nie przyszło Ci do głowy, że głupie żarty i próby upokorzenia Cię to z ich strony zwykła zawiść?
Chłopak, którego kochasz, potraktował Cię jak trofeum. Określenie to kojarzymy zazwyczaj z zaliczeniem wystrzałowej laski o urodzie modelki. Tymczasem, jest to zdobycie (i niestety, próba unicestwienia) czegoś, co wydaje się poza naszym zasięgiem – dosłownie i/lub w przenośni. Tak, jesteś inna niż on. Masz inne marzenia, ambicje, system wartości. Sądzę, że niepokoiło go to, może uwierało jak zadra. A Twoje zapatrzenie łechtało jego próżność, ale też było słabym punktem. I zostało paskudnie wykorzystane.
Może poczuł triumf. Może w ogóle nic, bo uczuć nie ma. Nie wiem. W wyrzuty sumienia śmiem wątpić. Czy chcesz mi na serio powiedzieć, że to, co przeżyłaś i usłyszałaś tamtego ranka, nie wystarczy, by się odkochać? W takim razie w Twoim liście zdecydowanie zabrakło pokaźnego akapitu na temat jego zalet…
Życzę Ci, byś tego lata znalazła choć dwa tygodnie wolne od pracy na przewietrzenie głowy i serca, rozmasowanie bolącego miejsca po tym nokaucie. I zrób tam kiedyś miejsce dla jakiegoś faceta, który też przez cały rok pucował okna, nie zważając na to, czy musiał, czy chciał…
Pozdrawiam mocno.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze