Rycerze i smoki
MARGOLA&KAZA • dawno temuBajkowe parabole.
Dzi艣 Margolu opowiem Ci bajk臋:
Za g贸rami, za lasami 偶y艂a sobie kr贸lewna. Kr贸lewna wcale nie wygl膮da艂a jak kr贸lewna. Mia艂a szare w艂osy, szare ubranie i szar膮 twarz. W ka偶dej innej bajce by艂aby biedn膮 sierotk膮. W tej jednak by艂a kr贸lewn膮. Kr贸lewna mia艂a dziecko. Czteroletni膮, kapry艣n膮 dziewczynk臋. W s艂oneczne dni zje偶d偶a艂y obie wind膮 z 10 pi臋tra swojej wie偶y i bawi艂y si臋 w piaskownicy. Zje偶d偶a艂y te偶 w dni deszczowe, pochmurne, mro藕ne i nijakie. Wieczorem, kiedy wszyscy wracali do dom贸w, kr贸lewna wzdycha艂a, zbiera艂a 艂opatki, foremki i grabki, bra艂a za r臋k臋 c贸reczk臋 i wje偶d偶a艂a na dziesi膮te pi臋tro. Czemu wje偶d偶a艂a mimo, 偶e wzdycha艂a? Nie wiem, mo偶e by艂a zakl臋ciem jakim艣 przykuta do wie偶y? A mo偶e to by艂o tak, 偶e kr贸lewn臋 w wie偶y wi臋zi艂 smok? Smok wraca艂 do domu po zachodzie s艂o艅ca. Czasem mia艂 z艂y humor. Rycza艂 g艂o艣no i bi艂 skrzyd艂ami powietrze, a czasem zahaczy艂 jaki艣 talerz. Mo偶e bi艂 te偶 i kr贸lewn臋? Smok mia艂 wielki, bia艂y brzuch, wy艂upiaste, przekrwione oczy i d艂ugie, czarne pazury. Brzydko pachnia艂. Nie wiem, co robi艂 ca艂ymi dniami, mo偶e pustoszy艂 wioski? A mo偶e pracowa艂 gdzie艣 bardzo ci臋偶ko? Tak czy owak, kiedy wraca艂 pod wie偶臋, nie mia艂 ju偶 si艂 i zamiast wlecie膰 na dziesi膮te pi臋tro — te偶 je藕dzi艂 wind膮. Na g贸rze jednak odzyskiwa艂 si艂y i s艂ycha膰 by艂o, jak krzyczy na kr贸lewn臋. A偶 pewnego dnia w okolicy pojawi艂 si臋 kr贸lewicz. Siedzia艂 na 艂awce ko艂o piaskownicy i pali艂 papierosa. Mo偶e na kogo艣 czeka艂? Na pewno nie czeka艂 na kr贸lewn臋. Nawet nie zauwa偶y艂, kiedy usiad艂a obok. W ko艅cu jednak kto艣 co艣 powiedzia艂, kto艣 odpowiedzia艂 i nagle okaza艂o si臋, 偶e w tej bajce on jest jej kr贸lewiczem, a ona jego kr贸lewn膮. Od tego dnia co rano zje偶d偶a艂a na d贸艂 kr贸lewna i co rano przychodzi艂 na 艂awk臋 kr贸lewicz. Niby przypadkiem, a potem ju偶 na godzin臋 um贸wieni. Smok dalej krzycza艂, ale kr贸lewna by艂a coraz bardziej kolorowa. Ufarbowa艂a si臋 na rudo i kupi艂a sobie zielony p艂aszczyk. I chocia偶 czar kr贸lewicza by艂 bardzo silny, to co wiecz贸r kr贸lewna bra艂a swoj膮 c贸reczk臋 za r臋k臋 i jecha艂a na dziesi膮te pi臋tro wie偶y, bo smocze zakl臋cie mia艂o swoje prawa. Pewnego dnia kr贸lewicz postawi艂 spraw臋 jasno. 鈥瀂abieram ciebie i twoje dziecko鈥 鈥 powiedzia艂. Ale kr贸lewna pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮. Po偶egna艂a si臋 z kr贸lewiczem, westchn臋艂a i wsiad艂a do windy. Zapytasz: ale dlaczego? Mo偶e dlatego, 偶e ba艂a si臋, 偶e kr贸lewicz mo偶e okaza膰 si臋 smokiem?
Kaza
Ty mnie, Kaza, nie indoktrynuj ksi臋偶niczkami i smokami. Przez takie ba艣niowe mydlenie oczu 艣wiat pe艂en jest zawiedzionych panienek, co tkwi膮 u boku prostak贸w, gnojk贸w, 艣wi艅 i innych przedstawicieli tego rodu, czekaj膮c bezskutecznie na rycerzyk贸w na bia艂ym koniu. Dr偶膮 ze strachu przed smokiem, zamiast potraktowa膰 go bacikiem czy te偶 bucikiem. 呕arty 偶artami, ale sama wiesz, 偶e tak jest. Ma艂o masz w swoim otoczeniu kole偶anek zawodz膮cych, 偶e 鈥瀖膮偶 ich nie rozumie, 偶e wcale ze sob膮 nie 艣pi膮鈥? Wabi膮cych i kusz膮cych coraz to nowych kr贸lewicz贸w i 艂kaj膮cych Ci w r臋kaw, 偶e to nie to samo, bo smok, gdyby smok si臋 zmieni艂, to jak by艂oby dobrze, sielankowo i fajnie. A ja si臋 pytam, jak 鈥 prosz臋 ja Ciebie 鈥 smok ma si臋 zmieni膰 i nagle zacz膮膰 je szanowa膰, ceni膰 i powa偶a膰, skoro one same dla siebie za grosz szacunku nie maj膮? S艂owo daj臋, osobi艣cie znam kilka takich fantastycznych istot p艂ci 偶e艅skiej, kt贸re si臋 marnuj膮 pod smoczym zakl臋ciem, trwoni膮 sw贸j intelekt, swoj膮 urod臋, t艂umi膮 swoj膮 osobowo艣膰 z nieuzasadnionego strachu przed smokiem, kt贸ry 鈥 powiedzmy to sobie otwarcie 鈥 kiedy艣 te偶 by艂 kr贸lewiczem i gdy zdobywa艂 ksi臋偶niczk臋, to najcz臋艣ciej zachwyca艂 si臋 jej niezale偶no艣ci膮, b艂yskotliwo艣ci膮, 艣mia艂o艣ci膮 pogl膮d贸w…. Same jeste艣my sobie winne. Odwieczny grzech dwojga p艂ci 鈥 z jednej strony zahukana szarosina istota w papilotach i burym szlafroku wype艂niona od st贸p do g艂贸w niewypowiedzianymi pretensjami, z drugiej ziej膮cy woni膮 przetrawionego piwska telemaniak z brzuchem, w przydeptanych pantoflach, a mi臋dzy tym mur narastaj膮cy z milion贸w drobnych nieporozumie艅. Id臋 o zak艂ad, 偶e w jednym statystycznym polskim domu nieporozumienia rodz膮 si臋 z dwukrotnie wi臋ksz膮 cz臋stotliwo艣ci膮 ni偶 kolejny obywatel naszego narodu (swoj膮 drog膮, co ile minut przybywa nam jeden cz艂onek spo艂ecze艅stwa??).
Zatem Kaza ustalmy jedno: ka偶d膮 zawodz膮c膮 Ci w r臋kaw ksi臋偶niczk臋 wysy艂asz na kurs angielskiego, na kurs kroju i szycia, po nowy p艂aszczyk, do fryzjera, mnie profilaktycznie 鈥 zanim zaczn臋 Ci zawodzi膰 鈥 zmuszasz do doko艅czenia czy te偶 w og贸le zacz臋cia pracy magisterskiej, ja Ciebie te偶 profilaktycznie zmuszam do kontynuacji s艂usznej linii partii i niespuszczania z tonu i tym samym wszystkie ksi膮偶膮tka wysy艂amy w kosmos razem z ich bia艂ymi ko艅mi i polerowanymi klingami szabli u偶ywanych najrzadziej, powiedzmy to sobie otwarcie, w obronie ksi臋偶niczek przed smokami. Bro艅my si臋 same!
Margola
Ten artyku艂 nie ma jeszcze komentarzy
Poka偶 wszystkie komentarze