Czekając na miłość…
CEGŁA • dawno temuZadurzyłam się. Po randce z chłopakiem obudziłam się ze śmiesznym uczuciem. A więc tak to wygląda… Całkiem inaczej, niż słyszę codziennie w metrze, w tramwaju, czasem na imprezkach… Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie majtki i rajstopy, uff, czyli – nic się nie stało! Hura! Czemu tak mało pamiętam? Kto wie, może zasnęłam z nudów. Zmęczona czekaniem na Ten Pierwszy Raz… Marzę o spotkaniu prawdziwej miłości. Kogoś, kto nie ma gęby pełnej frazesów, tylko otwarte serce i głowę. Koniecznie jedno i drugie.
Kochana Cegło!
Zadurzyłam się. Po „tej” randce z chłopakiem obudziłam się ze śmiesznym uczuciem. A więc tak to wygląda… Całkiem inaczej, niż słyszę codziennie w metrze, w tramwaju, czasem na imprezkach… Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie majtki i rajstopy, uff, ktoś by powiedział, czyli – nic się nie stało! Hura! Klękajcie narody!
Nie, nie spiłam się i nie urwał mi się film. Nie piję, bo po alkoholu wymiotuję, zwykły instynkt samozachowawczy, zero ideologii. Czemu tak mało pamiętam? Kto wie, może zasnęłam z nudów. Zmęczona czekaniem na Ten Pierwszy Raz…
Potem on zrobił śniadanie i trochę rozmawialiśmy. W sumie bardzo się cieszę z tej rozmowy. Oszczędziła mi dalszych cierpień, zdziwień, ataków irytacji. Czemu Tego nie zrobiliśmy? – ciekawiło mnie trochę.
— Bo czekam z tym do ślubu – on.
— Skąd wiesz, że weźmiemy kiedyś ślub? – ja.
— No… Nie wiem, oczywiście. Ale jest zawsze taka potencjalna możliwość, prawda? I dlatego ludzie powinni się nawzajem szanować, biorąc to pod uwagę – on.
— Szanuję cię. Zdobywałam cię przez 6 miesięcy. Ale o ślubie nie pomyślałam jeszcze ani razu. Mamy po 19 lat – ja.
— Dziwna jesteś. Ja nikogo nie zdobywam. Zdobywa się rzeczy. No, ale ty pewnie masz większą wprawę – on.
I tak w tym duchu toczyła się nasza rozmowa przy porannej kawie. Pierwsza i ostatnia w takich okolicznościach przyrody.
Czy jestem cyniczna oraz zepsuta? Nie wiem, Cegło. Ale ten, kto tak uważa, raczej się ze mną nie zaprzyjaźni. Nie zrozumie, dlaczego najwięcej myślę o Bogu, słuchając płyty U2: Joshua Tree, a w kościele mdleję, bo mnie boli kręgosłup – ten zwykły, część szkieletu, nie ten moralny. Mój niedoszły narzeczony pewnie by powiedział kąśliwie, że go po prostu nie mam. Ma prawo mieć swoje zdanie, a ja swoje. Ślubu na szczęście nie bierzemy. Całe nasze życie byłoby pasmem kłótni. Musiałabym go przekonywać, że Nasz Papież był wesołym człowiekiem, dlatego wolno nam tańczyć w rocznicę Jego śmierci, a Metoda Naturalna to masakra i zanim ktoś pójdzie z nią przez życie, powinien najpierw przeczytać cudowną książkę Davida Lodge’a British Museum w posadach drży – autor jest gorliwym katolikiem, co nie przeszkadza mu kpić i grzeszyć w tych obszarach, gdzie innego wyjścia po prostu nie ma…
Cegło, marzę o spotkaniu prawdziwej miłości. Kogoś, kto nie ma gęby pełnej frazesów, tylko otwarte serce i głowę. Koniecznie jedno i drugie. Przyjaźnię się z pewnym księdzem, od kilku lat wysyłamy sobie kartki na święta. On zawsze dołącza do życzeń osobny list na zwykłym papierze. Tegoroczny przechowam na pewno na całe życie. Ksiądz napisał tak: Trzy rzeczy powinien człowiek nieść w sobie, nie na sztandarach: miłość, wiarę, żałobę. Po stracie bliskich nie rwiemy włosów z głowy, jak w teatrze, tylko płaczemy w środku. Kochając, nie krzyczymy o tym z balkonu, tylko wyjmujemy żonie, matce czy starej sąsiadce ciężką siatkę z ziemniakami z ręki i pomagamy zanieść do domu. Żeby porozmawiać z Bogiem, nie wypytujemy innych, czy też z Nim rozmawiają, tylko umawiamy się na spotkanie sam na sam. Ten list nadszedł w samą porę. Mogłam pożegnać się z chłopakiem i wyidealizowanym uczuciem do niego bez żalu. Rzucił we mnie kamieniem, zanim jeszcze dowiedział się o mnie czegokolwiek. Co by zrobił, gdybym naprawdę „zgrzeszyła”?
Dla równowagi mam na szczęście moją przyjaciółkę, która całą sprawę skwitowała krótko: Zależało ci na seksie, to po co dorabiasz teraz legendę? I za to ją kocham!:):):) Choć ta miłość bywa trudna…
Tamaryszek
***
Kochany Tamaryszku!
Jak brzmi pytanie?:)
A tak serio – naprawdę zastanawiam się, czego ode mnie oczekujesz. Czy mam Ci postawić jakąś ocenę, a może diagnozę? Nie, ocen przecież nie lubisz… Niech będzie więc diagnoza.
Nie chciałabym pisać o wierze. Chyba się ze mną zgodzisz, że to temat intymny. Dla niektórych bardziej niż seks.
Pochwalam Twoją odwagę i upór w byciu sobą. Niezależność ustawia nas na całe życie w pozycji chwilami mocno niewygodnej, ale jesteśmy gotowi tę cenę zapłacić. Mam nadzieję, że jesteś tego świadoma i na to przygotowana. Musisz tylko pilnować granicy, za którą niezależność zamienia się w przekorę. Wówczas sami stajemy się demagogiczni, niewiarygodni i zagubieni, przestajemy odróżniać własne, autentyczne przekonania od odruchowej kontestacji. Dlatego dobrze mieć swój bunt pod stałą kontrolą. O pewnych sprawach masz wyrobione zdanie, co wcale nie znaczy, że jesteś już raz na zawsze ukształtowana i uporządkowana. Wiele opinii jeszcze nie raz zweryfikujesz pod wpływem odpowiednio silnych bodźców, przechodząc od teorii do praktyki.
Co do historii z chłopakiem: wydaje mi się, że nie był to jeden z tych bodźców. Żadne z Was nie było jeszcze gotowe na „tę” randkę. Każde poszło w swoją stronę i przy swoim zostało, rozczarowane, a nawet zbulwersowane. Swoje uczucie trafnie określiłaś jako zadurzenie. Miłość bowiem wiele problemów upraszcza, wręcz eliminuje, a w trudniejszych przypadkach potrafi wpłynąć na zmianę poglądów o 180 stopni. Nieważne, czy uważamy ją za byt duchowy, czy za zbitkę reakcji chemicznych – ma siłę rażenia dużo większą niż wszelkie tezy czy argumenty. Nie otarliście się nawet o tę fazę znajomości, stąd totalna porażka. Zaczęliście się nawzajem osądzać, a tego zakochani raczej nie potrafią:).
Twój ksiądz jest mądrym człowiekiem, Twoja przyjaciółka również. Nie bierz jednak zgrabnych aforyzmów zbyt dosłownie, staraj się sięgać głębiej, szukać bogactwa, które mieści się w każdym dobrym uogólnieniu. Pamiętaj, ze świat jest skomplikowany. Pewnie uważasz, że chłopak, z którym spędziłaś noc, wymachiwał Ci przed nosem „sztandarem” swojej wiary, a z kolei koleżanka Twoją postawę strywializowała…
Nie do końca tak jest. Tamtego ranka nie zrozumieliście nawzajem swoich intencji, to wszystko. Źle się zinterpretowaliście i on uznał za stosowne określić swoje stanowisko. Działał w zaskoczeniu i zażenowaniu sytuacją, Twoja postawa mogła go wręcz onieśmielić, zmusić do niefortunnej samoobrony. Ty też nie masz stuprocentowej pewności, czy nie okopałaś się przed jego „atakiem”, nie odegrałaś swej roli zbyt przesadnie… Może właśnie to próbowała Ci przekazać przyjaciółka w swoim dosadnym komentarzu?
Całkowicie się z Tobą zgadzam co do jednego: nie warto rzucać kamieniami. W nikogo. Nawet, gdy się jest stuprocentowo pewnym swoich racji:).
Pozdrawiam!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze