Teoria spisku
CEGŁA • dawno temuPrzyjmuję na stałe lekarstwo – bardzo drogie, nierefundowane u nas. Moja przyjaciółka już od dwóch lat kupuje je dla mnie we Francji, gdzie mieszka, i od czasu do czasu przywozi zapasik – bo tam wychodzi to dużo taniej. Ostatnio jednak przywiozła mi zapas leków, który był o 15% droższy niż w Polsce. Poza tym dowiedziałam się, że jej mąż ma we Francji hurtownię z lekami. Czy przyjaciółka przez lata skubała mnie na marży, jak „wielka” bizneswoman? Mam ochotę dać Jej w nos! Czuję się wydymana w kosmos. A może to olać i po prostu nigdy więcej nie rezygnować z niczego dla takiej „przyjaźni”?
Cegło, doradź!
Mam niewąskiego „zgryza”. Moja przyjaciółka Kuleczka (znana od podstawówki, a jakże) poszła przed laty za francuskiego hrabiego:) i została sobie paryżanką. Nasza paczka dołuje w kraju i czasem słucha o jej magicznym życiu… Nie w tym rzecz, bardzo Ją kochamy, bo i naprawdę daje się kochać.
Przyjmuję na stałe lekarstwo – bardzo drogie, nierefundowane u nas. Kuleczka już od dwóch lat kupuje je dla mnie we Francji i od czasu do czasu przywozi zapasik – jak to z wieloma rzeczami bywa, tam wychodzi to dużo taniej. Za ostatnią Jej wizytą wypadały też Jej urodziny – zrobiliśmy fajną imprezę na Jej cześć, przełknęłam nawet bez bólu stratę przedstawienia w Krakowie, na które bilety miałam już kupione od dwóch miesięcy… Kuleczka nie przyjeżdża znów tak często (czasem robi to znienacka) i trzeba się Nią nacieszyć przez te parę dni.
Dostałam wielką pakę z lekarstwem – sto tabletek. Zapłaciłam jak zawsze w euro, wymiana kosztowała mnie ok. 3000 zł, ale to zapas na bardzo długo i się specjalnie nie zastanawiałam, i tak muszę zażywać. Jakoś po wyjeździe Kuleczki dopiero mnie tknęło – jednak kupa forsy! Policzyłam. Tym razem wyszło mi… drożej niż w Polsce. Zdziwiona zamejlowałam. Podrożało – odpisała Kuleczka ze smutnym emotikonem… No wiem, ona nie musi znać aktualnych cen u nas ani tego śledzić – kupiła jak zawsze. Nie oddam jej przecież, nie zażądam zwrotu pieniędzy, to bez sensu… Napisałam tylko, że w takim razie więcej już nie będę Jej fatygować, bo jednak w tej sytuacji tutaj kupię o 15 procent taniej (mimo że dalej drogo, ale co poradzę?). Tzw. generyki mi nie pomagają. Nie przeprosiła, przyjęła ze zrozumieniem.
Bomba wybuchła w zeszłym tygodniu. Szukaliśmy po całej Polsce lekarstwa dla babci naszego dalszego znajomego, która cierpiała w szpitalu z powodu tragicznego stanu trzustki. Nie ma! Jolka, moja inna przyjaciółka z paczki, mówi raz do mnie: Weź zamejluj do Kuleczki, przecież Jej mąż ma hurtownię farmaceutyczną, zaopatruje pół Francji…. Omal że padłam z wrażenia! Nic nie wiedziałam o żadnej hurtowni. Drążę temat u Jolki. Ta wzrusza ramionami: No co się czaisz, przecież to dla nich normalka, z tego żyją. Na pewno załatwią. Nie wiedziałaś? Przecież też od nich kupujesz te swoje, nie?
Oto mój zgryz, Cegło. Czy przyjaciółka przez lata skubała mnie na marży, jak „wielka” bizneswoman? A teraz marża zapikowała nagle jeszcze w górę? Nie jest to „elegancja Francja”, obawiam się… może jeszcze handluje jakimiś świństwami i dopalaczami z połową nas naiwnych Polaczków i tylko po to tu przyjeżdża? Mam ochotę dać Jej w nocha, ot co! Czuję się wydymana w kosmos, wybacz łacinę.
A może to olać i po prostu nigdy więcej nie rezygnować z niczego dla takiej „przyjaźni”?
Gruszeńka
***
Gruszeńko miła!
Odkrycie zaskakujące, budzące nagłą nieufność – wszystko to prawda. Ale… nie rozpędzaj się w domysłach i oskarżeniach. Ty możesz powiedzieć: okazja czyni złodzieja, ja Ci odpowiem ostrożnie: ceny dyktuje rynek.
Dopóki przyjaciółka załatwiała Ci lek dużo taniej niż w kraju – sprawa jest czysta. Jakkolwiek to liczyć i interpretować – oddawała Ci przysługę. Ponadto, nie wiesz, kto jest jedynym właścicielem hurtowni – zapewne mąż, a on nie ma obowiązku upłynniać Ci swojego towaru po cenie hurtowej. I prawdopodobnie nie czuje takiej ochoty ani potrzeby. Przyjaźnisz się z Nią, nie z nim. Nie wiadomo też, jaki panuje między nimi układ w tej (i innych) kwestiach. Zatem – sprawa była czysta, dopóki OBIE strony miały z tych transakcji korzyść.
Ostatni epizod da się moim zdaniem na spokojnie wyjaśnić, choć praktycznie wszystko jest już jasne, jeśli przyjmiesz Jej wytłumaczenie za dobrą monetę. Po co od razu zakładać, że przyjaciółka po dwóch latach się „wycwaniła” i postanowiła zarobić więcej na Twojej chorobie? To bardzo brzydkie pomówienie, z którego byłoby Ci się ciężko potem wycofać. Poza tym, musiałaby być bardzo nieostrożna, nie sprawdzając przedtem, ile lekarstwo kosztuje obecnie w Polsce – byłby to przekręt szyty bardzo grubymi nićmi. Dlatego sądzę, że zadziałała automatycznie, dokładnie tak, jak sama to opisałaś: przywiozła lek, podała Ci aktualną – niestety, wyższą — cenę i głębiej się nad tym nie zastanowiła, bo polskich realiów nie zna. W przeciwnym razie uprzedziłaby Cię, że cena znacznie wzrosła i powinnaś sobie przeliczyć, czy nadal jest to dla Ciebie opłacalne.
Nie demonizuj przedwcześnie Kuleczki ani jej „konszachtów” w kraju, bo może się okazać, że jesteś niesprawiedliwa, a po przyjaźni nie będzie śladu. Być może najbardziej zaważył na Twoim samopoczuciu fakt, że wcześniej nic nie wiedziałaś o hurtowni. A jeśli po prostu ominęła Cię jedna impreza, na której przyjaciółka akurat opowiadała, czym zajmuje się mąż? W sumie co to za różnica, czy ona ma znajomego lekarza i wydębia od niego francuskie recepty dla Ciebie (jak zapewne sądziłaś), czy też ma źródełko pod ręką i wpisuje sobie Twoje sto tabletek w rubrykę „straty”? Nie bądźmy tacy znowu święci, proszę…
Dla mnie jest tak: miałaś taniej, teraz to się skończyło, trudno. Koniec tematu. I na pewno warto poprosić przyjaciółkę o to lekarstwo dla babci kolegi, skoro nie może go załatwić polski szpital. Realia są smutne – dobrze przynajmniej, że czasem ktoś może pomóc.
Pozdrawiam Cię uspokajająco, podejrzliwa Gruszeńko:).
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze