Jak ugasić ten pożar
CEGŁA • dawno temuPopełniłam błąd - starałam się pozostać w kontakcie z chłopakiem, który mnie rzucił. Miał szansę i moją pełną gotowość wytłumaczenia się z rzeczy, które odkryłam lub które mnie zmęczyły i miarka się przebrała. Nie skorzystał. Przez ostatnie 2 miesiące spotkaliśmy się kilka razy pod różnymi pretekstami. Nie umiem mu wybaczyć ani krzywdy, ani tym bardziej obojętności. Nie wiem, czy zależy mi na nim, czy na jego upokorzeniu.
Droga Cegło!
Popełniłam błąd — starałam się pozostać w kontakcie z chłopakiem, który mnie rzucił. Nie jest w sumie łatwo dokładnie stwierdzić, kto kogo – ja go przegoniłam, ale miał szansę i moją pełną gotowość wytłumaczenia się z rzeczy, które odkryłam lub które mnie zmęczyły i miarka się przebrała. Nie skorzystał.
Przez ostatnie 2 miesiące spotkaliśmy się kilka razy pod różnymi pretekstami – a to nie zabrał wszystkich rzeczy, a to przyszło awizo dla niego i wypadało, jak sądzę, przekazać, nie jestem wredna.
Myślę cały dzień o odzyskaniu dawnej siebie… Miałam wczoraj koszmarny dzień — tak koszmarny, że nie byłam w stanie pójść dziś do pracy, choć o pracę trzeba teraz bardziej jeszcze dbać przy tych zwolnieniach… Mieliśmy wczoraj się znowu spotkać, „zapomniał” zabrać jakiejś książki. Niestety, zaczęłam od samego rana wymiotować i mój organizm dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem jeszcze gotowa na spotkania z nim „jak gdyby nigdy nic”, tak towarzysko, he he he. Napisałam mu o tym szczerze, przeprosiłam. Cholerna książka może przecież poczekać. Odpisał, że rozumie. A za chwilę niestety napisał jeszcze raz, żeby „dać mi w mordę” - a może zrobił to odruchowo, nie czując wcale, że zadaje mi ból…
Ale nie chcę się już zastanawiać, jak on to robi, że jego nie boli, bo myślę, że mi to myślenie bardzo szkodzi. Pogrążam się w ambicyjkach i poczuciu krzywdy, i zemście, a za chwilę pozostanie ze mnie strzęp, przekonany o swojej nicości i bezwartościowości. Muszę sobie jakoś wmówić – tylko jak — że nie jestem zła tylko dlatego, że on mnie za taką uważa, i nie jestem nieważna tylko dlatego, że on mnie olewa. To chyba nawet Ty kiedyś w ten sposób komuś napisałaś.
Ale co zrobić, kiedy wczoraj wywiązała się SMS-owa pyskówka, dałam się sprowokować, ale przynajmniej nie strzykałam jadem… Byłam zbyt zadziwiona jego poziomem pogardy i nienawiści. To się niestety nie kwalifikuje absolutnie do zacytowania publicznie. Kiedy przypominam sobie te jego ostatnie, plugawe teksty, cała kulę się w sobie, jakby ze wstydu, że może faktycznie na to zasłużyłam? Tak kosmicznie i karmicznie… Może gdzieś, kiedyś, dla kogoś, o czym nie pamiętam, byłam okrutna i podła, a teraz to do mnie wraca od kogoś innego…
Wiesz, był we mnie cały czas, przez ostatnie 2 miesiące, wielki pożar, pomimo rozstania, ale mam nadzieję, że wczoraj został ostatecznie ugaszony. Strasznie bym chciała odzyskać już wreszcie swoje „poprzednie” życie, bez niego, swoją wolność – nawet jeśli to życie było samotne, przeciętne, wręcz byle jakie i pozbawione sensu oraz celu. Wiem doskonale, że 2 miesiące czasu wobec kilku lat to bardzo krótko, i że cierpienie po prostu MUSI trwać tyle, ile zechce. Może podświadomie cały czas liczę, że on o mnie zawalczy, będzie błagał o powrót, wytłumaczy swoje grzeszki. Z drugiej strony, nie wyobrażam sobie, bym pozwoliła się dotknąć chociaż jednym palcem, nie umiem mu wybaczyć ani krzywdy, ani tym bardziej obojętności. Nie wiem, czy zależy mi na nim, czy na jego upokorzeniu.
No nie da się ukryć, anonimowa Przyjaciółko, rozsypałam się na proszek. Dodatkowo dobija mnie rodzinka – oznajmiłam już rodzicom, że się nie wybieram na święta, chcę być sama, a oni, wiadomo, w jęk - Co ty sobie i nam robisz, opamiętaj się, masz być, bo się do ciebie nigdy nie odezwiemy, chcesz nam zmarnować wigilię przez tego palanta? Dlaczego oni też niczego nie rozumieją? Dlaczego wszyscy myślą tylko o sobie?
gosiapik
***
Droga Gosiu!Przykro mi, że w listach do mnie tyle jest rozstań na koniec roku i tyle osób będzie się gryzło w samotności podczas świąt i sylwestra… Ale jeśli dla kogoś ważne są symbole — czasami to właśnie najlepszy okres na katharsis.
Wydaje mi się, że Twoje myślenie powoli, acz konsekwentnie zmierza w dobrym kierunku. Nie zbaczaj z niego, bo już i tak pozwoliłaś sobie zadać mnóstwo bólu. Pora z tym skończyć.
Nie znając szczegółów (piszesz płomiennie, za to ogólnikowo), zgaduję, że od początku był to związek burzliwy i pełen spięć, a jednocześnie bardzo namiętny. Silne emocje trudno uciąć w sekundę – podobnie, jak trudno zatrzymać nagle maszynę pracującą na pełnych obrotach. Jakie zatem jest wyjście? Niestety brutalne: natychmiast przestać dorzucać do kotła – to przede wszystkim. I zacząć pomaleńku kierować wszystkie myśli i całą troskę ku samej sobie. To drugie już zaczęłaś, z pierwszym idzie Ci nieco gorzej.
Gosiu, na tym etapie nie ustalisz „prawdy”. Nie dowiesz się, czy nadal go kochasz ani czy on kocha Ciebie. Tym bardziej, że wola wyjaśnienia sytuacji była tylko po Twojej stronie, a Twoje urazy i niepewność zawisły w powietrzu. Ty próbowałaś swojego partnera „otworzyć”, on odmówił współpracy. W zaistniałej sytuacji wydaje mi się, że nie warto czepiać się w nieskończoność resztek książek czy ciuchów, w nadziei, że te pozorowane „sprawy do załatwienia” odwrócą bieg wydarzeń.
Po prostu to zostaw. Nie dzwoń, nie pisz, nie esemesuj. Nie narażaj się, krótko mówiąc, na kolejne akty okrucieństwa z jego strony. Jestem zdecydowaną przeciwniczką długich, toksycznych rozstań (z reguły wieńczą one zresztą toksyczne związki). Sielankowe przyjaźnie z „byłymi” włóż na razie między bajki – najfajniej wyglądają na filmach. Zrób w skrzynce blokadę na jego adres – nie będziesz dostawać maili. To samo można zapewne ustawić w komórce – lub nawet zmienić na jakiś czas numer. Nieważne, czy będzie szukał kontaktu z Tobą, czy nie – nie będziesz po prostu o tym wiedzieć, a wkrótce przestaniesz na ten temat myśleć. To raczej nie jest facet z gatunku śpiewających pod balkonem, prawda? Ani z tzw. klasą. Może się miota i atakuje z bezsilności – jego problem, zignoruj te gdybania. Odetnij się totalnie od niewybrednego słownictwa i agresji, które podważają Twoje poczucie własnej wartości i obrażają godność. Zrób sobie też metaforyczną blokadę w mózgu. To jedyny sposób na to, by, jak piszesz, „odzyskać swoje życie”. I przekonać się, że bez niego nadal ma sens.
Co do rodzinnych świąt – także doradzam egoizm. Groźby rodziców są rzucane na wiatr, oni zwyczajnie chcą Cię w te ważne dla nich dni mieć przy sobie. Ty natomiast masz zwyczajnie prawo spędzić ten czas w sposób, jaki podpowiadają Ci uczucia, intuicja i nastrój. Weź też pod uwagę okoliczności obiektywne. Jeśli Twoja rodzina jest niewielka i zawsze miałaś w niej oparcie, być może warto pójść i w kameralnym gronie wypłakać swoje smutki. Jeśli jednak do stołu siada co roku 20 rozśpiewanych biesiadników, może Ci być ciężko. Zwłaszcza, gdy przez kilka lat Twój były w tym uczestniczył. Tak czy inaczej, zaufaj sobie i nie rób niczego na siłę.
Potrzebujesz kwarantanny, w warunkach całkowicie wolnych od bodźców, które przypominają nachalnie o przeszłości. Nie stłamsisz od razu własnych myśli, ale kilka ruchów pomocniczych możesz wykonać: na pewno wszystkie jego rzeczy spakować w karton i wynieść choćby na śmietnik, skasować zdjęcie w telefonie, wyjąć je z portfela… Wiem, to trudne. Ale warto zrobić ten wysiłek.
Gdziekolwiek spędzisz tegoroczne święta, postaram się być z Tobą myślami. Bądź silna.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze