Zrzutka na wspólne życie
EWELINA KITLIŃSKA • dawno temuMiłość miłością, ale oprócz niej trzeba jeszcze mieć za co żyć. Pieniądze są często kością niezgody w związkach. Każdy wynosi z domu inne doświadczenia dotyczące finansowania rodziny. Gdy miną pierwsze namiętne uniesienia, gdy zapanują kompromisy i wzajemna akceptacja, przychodzi też pora na ułożenie spraw materialnych, określających prozę życia.
Miłość miłością, ale oprócz niej trzeba jeszcze mieć za co żyć. Pieniądze są często kością niezgody w związkach. Gdy miną pierwsze namiętne uniesienia, gdy zapanują kompromisy i wzajemna akceptacja, przychodzi też pora na ułożenie spraw materialnych, określających prozę życia.
Jak ważną i złożoną kwestią są pieniądze w związkach, może świadczyć to, że wśród różnych narodów istniały i istnieją reguły ustalające kwestie majątkowe pomiędzy dwojgiem żyjących ze sobą ludzi. Kiedyś sprawa z pieniędzmi w związku była prosta – panna miała posag, który wnosiła do małżeństwa, a po zawarciu związku była na utrzymaniu męża, którego sprawą było dbanie o finanse i dobra dla całej rodziny. Obecnie, gdy związki bywają nie tylko małżeńskie, a kobiety potrafią zarabiać na siebie, sprawy finansowe nie są już tak proste.
Każdy po równo
Każdy wynosi z domu inne doświadczenia dotyczące finansowania rodziny. Zdarza się, że podejścia jej i jego są całkowicie sprzeczne, ale w końcu chodzi o to, aby wypracować miedzy sobą swój własny model. Agnieszka (26 lat) i Robert (28 lat) mają mniej więcej podobne wynagrodzenia. Od czasu, gdy zdecydowali się ze sobą związać, ustalili też kwestie dotyczące pieniędzy.
Mamy swoje własne konta i dodatkowo założyliśmy jedno wspólne, na które każde z nas wpłaca tysiąc złotych. To są pieniądze, za które wynajmujemy mieszkanie, opłacamy czynsz i jedzenie. Jeśli zostają nam nadwyżki, to wydajemy na swoje przyjemności, jak wyjście do restauracji czy teatru, albo składamy na wakacje. Na swoje potrzeby, jak ciuchy, kosmetyki czy hobby każdy wydaje ze swoich pieniędzy. To jasno określa reguły, kto za co płaci. W sprawach poważniejszych wydatków, jak na przykład telewizor czy kamera decydujemy, kto pokryje ten wydatek. W przypadku, gdybyśmy się mieli kiedyś rozejść, nie będziemy się kłócić, co jest czyje. – śmieje się Agnieszka.
Na dobre i na złe
Takie pragmatyczne podejście do rozliczania się między sobą jest nie do pomyślenia dla Jarka (30 lat), męża Moniki:
Jeśli się zakłada, że związek się rozpadnie, to po co w ogóle w nim trwać?! Może lepiej od razu niech każdy płaci za siebie?! – oburza się – Nie wyobrażam sobie takiego ustalania reguł dotyczącego pieniędzy. Jesteśmy ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie. To co mamy, uważam za wspólne. Skoro jestem z kobietą, którą kocham, to chcę jej zapewnić wszystko, czego potrzebuje. Nie patrzę ani na to, ile zarabia, ani czy zarabia w ogóle. Jeśli Monika zajdzie w ciążę, a potem urodzi dziecko i nie będzie zarabiać, to wtedy moim obowiązkiem będzie zarabianie na całą rodzinę, aby niczego nam nie brakowało. To moim zdaniem jest odpowiedzialne podejście do pieniędzy w związku.
Monika wie, że może liczyć na męża i ma takie samo podejście do składania się na wspólne życie:
Tworzymy jedność i oboje mamy w niej takie same prawa i obowiązki. Gdyby, odpukać, Jarkowi coś się stało, np. gdyby zachorował lub stracił pracę i nie mógł zarabiać, to tak samo, jak on jest gotów podjąć wysiłek za nas dwoje, tak i ja byłabym na to gotowa.
Oszczędności brak
Taka zgodność bywa zaburzona, gdy w związku zaczyna się dziać źle. Justyna (34 lata) była w pięcioletnim związku, w którym samoistnie dokonał się podział: ona pokrywała wszystkie codzienne wydatki na życie, a pieniądze jej ex-chłopaka, zarabiającego około cztery razy więcej niż ona miały stanowić ich wspólne oszczędności. Dwa lata temu postanowili się rozstać.
Określiliśmy większość kwestii związanych z podzieleniem się naszym dorobkiem, w tym samochodem i pieniędzmi ze sprzedaży wspólnie zakupionego mieszkania. Ale gdy zapytałam: a jak dzielimy nasze oszczędności?, mój ex-facet odpowiedział: „O jakich naszych oszczędnościach mówisz?” To pytanie mnie zaskoczyło, ale nie dałam się zwieść i wytłumaczyłam, o jakie pieniądze chodzi. Odpowiedział mi wtedy: „Nie ma żadnych naszych oszczędności, to są moje oszczędności.” Strasznie się wtedy wściekłam, że po tylu latach spędzonych razem, kiedy to ja łożyłam na mieszkanie i jedzenie, nie poczuwa się do tego, żeby chociaż mnie spłacić.
Justyna nigdy nie zobaczyła tych pieniędzy. Od roku jest związana z innym mężczyzną i mimo, że jej nowy partner ma podobne poglądy dotyczące pieniędzy, jak Jarek, to Justyna tym razem pilnuje tego, aby codzienne życie opłacali oboje, a także tego, by zaoszczędzić dla siebie co miesiąc jakąś kwotę.
Życie ze skąpcem
O tym, że mężczyźni nie zawsze poczuwają się do partycypowania w kosztach doskonale wie Kalina (31 lat). Wspomina niedawno zakończony związek, którego powodem rozpadu były w głównej mierze pieniądze.
Krzysiek zarabiał trzy – cztery razy więcej niż ja. Ale był po prostu skąpy. Kiedy robił zakupy, to dokładnie wyliczał, ile mam mu oddać, jeśli kupował coś, czego sam nie jadł, ale kupował to dla mnie, to dokładnie wypisywał, jaką to stanowi kwotę. Kiedy szliśmy do miasta, zawsze musiałam płacić za siebie czy to w kinie czy w restauracji. Byłam zakochana, więc nawet nie zauważałam, że nasze życie może wyglądać inaczej. Ale klapki spadły mi z oczu, gdy mieliśmy jechać na wakacje. Mnie nie stać było na wyjazd zagraniczny, on mógł sobie na to pozwolić. Rozmawialiśmy i kłóciliśmy się z tego powodu kilka razy, aż wreszcie on pojechał sam, a ja zostałam w domu. Szczytem wszystkiego było to, że jak wrócił, to stwierdził, że w tym miesiącu, kiedy był 2 tygodnie na wakacjach będzie mniej płacił za czynsz, bo nie zużywał wtedy wody, gazu i prądu. Wyprowadziłam się z mieszkania tego samego dnia, zostawiając mu wszystkie nieopłacone rachunki. Miał jeszcze czelność dzwonić do mnie i domagać się, żebym mu oddała niespłaconą za siebie część.
Gdy kobieta zarabia więcej
Coraz częściej zdarza się, że to kobieta ma grubszy portfel, niż jej wybranek. Edyta, (34 lata), wie, że mężczyźni zarabiający mniej niż kobiety mają czasem z tego powodu kompleksy. Nie przyznaje się narzeczonemu, jakie są jej dochody.
Marek wie, że zarabiam dobrze, więcej niż on. Ale nie zna prawdziwej kwoty, bo jak pyta, to podaję zaniżoną. Niby jest dumny, że awansowałam i zaczęłam dobrze zarabiać, ale widać, że czasami mu to bardzo przeszkadza. Często mówi, że on nie potrzebuje tak dużo, bo nie musi wydawać na drogie fatałaszki i kosmetyki, ale wiem, że ma dużą ambicję i chce mi dorównać. Jest honorowy i nie pozwoliłby na to, żebym płaciła za nasze wspólne życie więcej niż on. Zawsze też jeśli mnie gdzieś zaprasza, to nigdy nie pozwala mi płacić za siebie, ani tym bardziej za nas dwoje. Ale ja za to często robię takie zakupy, do których on w ogóle nie przywiązuje wagi i czasem nawet nie zauważa, jak np. wyposażenie mieszkania lub ozdoby, więc i tak wydajemy na wspólne życie kwoty mniej więcej proporcjonalne do naszych zarobków.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze