Czy mam szansę na miłość?
CEGŁA • dawno temuCzy ktoś taki jak ja, spaczony i sparzony poprzednim związkiem, ma w ogóle szansę poznać kogoś i zaznać szczęścia? Chłopak odszedł ode mnie twierdząc, że zrozumieć mnie to rozpacz i że cierpię na przerost kontroli. Ta historia przekonała mnie, że nie mam czego szukać u facetów, zadręczę i spłoszę każdego. Duszę się. Gapię się na puste ściany i nic sensownego nie umiem wymyślić. Czuję smutek. Czuję się taka samotna, że mogłabym wyć jak ten pies, którego musiałam zostawić.
Kochana Cegło!
Czy ktoś taki jak ja, spaczony i sparzony poprzednim związkiem, ma w ogóle szansę poznać kogoś i zaznać szczęścia? Teraz chłopak odszedł ode mnie po krótkiej próbie. Twierdząc, że zrozumieć mnie to rozpacz i że cierpię na przerost kontroli. Biedaczek faktycznie nic nie rozumiał. Podobało mu się na przykład moje mieszkanie, puste jak moje serce. Mówił, że przestrzeń inspiruje do myślenia, pozwala oddychać. A ja się duszę…
On nie wiedział, jak to było: uciekłam, zostawiając wszystko, nie było innego wyjścia, nigdy nie odzyskałam książek ani mebli. Wyszłam z domu, niby że z psem, którego musiałam przywiązać pod zaprzyjaźnionym kioskiem. Do dziś słyszę jego zdziwione skomlenie, że biegnę gdzieś bez niego – miał swojego ukochanego pana, ale to ja się nim bez przerwy zajmowałam, wyprowadzałam, dawałam jeść, więc się przyzwyczaił. Jego pan nie miał siły ani głowy do opieki nad żywym stworzeniem, przede wszystkim nad sobą, bo samego siebie chciał unicestwić na moich oczach.
Był popaprany, słaby, pił i brał, a to ostatnie zauważyłam dopiero po kilku latach, brawa za spostrzegawczość! Sprawdzałam pocztę i telefony, kieszenie, zaglądałam we wszystkie zakamarki w mieszkaniu, nie wpuszczałam „kolegów” do domu, chowałam nożyczki, klucze i inne przedmioty. Pod koniec już było tylko jeżdżenie po szpitalach – a to stracił przytomność, a to „przez pomyłkę” się skaleczył w wannie. No i sprzedawanie rzeczy, bo stracił kolejną pracę, a pieniędzy potrzebował. Pozbył się wszystkiego, żeby mieć na towar, o którym mawiał, że jest bezpieczny i nie uzależnia, i on nad tym panuje… Ja już nie umiałam, odeszłam. Z wyrzutami sumienia, ale też ze świadomością, że uaktywniła się mamusia. Przyjechała, zobaczyła, złapała się za głowę. Wybaczam jej, że miała pretensje do mnie. Wiedziałam, że nie zostaje sam, ktoś się nim lepiej lub gorzej zaopiekuje, bo ja już nie potrafię.
Wszystko stało się w jeden dzień. Wyjęłam całą pensję z banku, wynajęłam pustą kawalerkę. Idąc na oglądanie z panią z agencji, zauważyłam 10 metrów od bramy sklep z materacami – to zadecydowało. Kupiłam materac i grubą kołdrę, znalazłam na śmietniku bardzo ładne krzesło z plamą na tapicerce, pierwszej nocy uszyłam ze spódnicy kolorowy pokrowiec… W empiku kupiłam sobie 5 grubych romansów. Moje pierwsze książki do nowej biblioteki i na początek nowego życia. Śmiechu warte.
Minęło pół roku, a moje mieszkanie nadal wygląda jak cela zakonna. Ten chłopak, który szybko mnie rzucił, nie miał racji z tym myśleniem. Gapię się na puste ściany i nic sensownego nie umiem wymyślić. Może nie jestem takim kontemplacyjnym typem. Czuję smutek. Znajomi odwrócili się ode mnie, gdy żyłam z tamtym pokopanym człowiekiem, on nie nadawał się do życia w grupie i wszystkich do siebie zraził. Teraz wydaje mi się, że ja też stałam się nie do życia i nikt mnie nie chce. Mam swoje nawyki wyniesione z tamtego chorego okresu. Podskakuję na przykład na odgłos SMS-a czy dzwonka – kto to? Dostawca? Nie umiem zaufać, jestem podejrzliwa. Wprawdzie mój chłopak nie krzywdził mnie fizycznie ani nie wyłudzał ode mnie kasy, ani mnie nie zdradzał, bo jak sądzę, nie byłby i tak zdolny do życia intymnego z obcą kobietą, która go nie zna, nie wie, w jakich sytuacjach ewentualnie jego organizm jest zdolny do seksu i co trzeba zrobić. Ale zostały mi traumy i nawyki, prowadziło to nawet do sytuacji komicznych z tym ostatnim chłopakiem – bez przerwy śledziłam go wzrokiem, pytałam, co robisz, dokąd idziesz, z kim rozmawiasz, po co byłeś w sklepie, czego szukałeś w necie?
To był bardzo miły człowiek, zachowywał się normalnie i nie robił niczego „podejrzanego”, niestety ja traktowałam go jak 2-letnie dziecko, które może się sparzyć o kuchenkę. Nie mogłam tego opanować. Nie było w nim złości, po prostu nie pasowało mu to i poszedł sobie. Wytrzymał kilka tygodni. Poradził mi bez ironii, żebym poszła z tym do lekarza.
Zastanawiam się, jak mam poznać kogoś i przekonać go do siebie – taka wypalona i zafiksowana. Jak zapanować nad chorymi odruchami. Jak w ogóle zaufać komuś, że jest normalny? Moi rodzice są daleko, cieszą się tylko, że rzuciłam tamtego, nic nie wiedzą o tym, jak się czuję teraz. Nigdzie nie chodzę, nie mam jak poznawać ludzi, przecież nie w pracy. Ta ostatnia historia przekonała mnie zresztą, że nie mam czego szukać u facetów, zadręczę i spłoszę każdego, ten przecież nie był pod tym względem jakiś wyjątkowy, zareagował prawidłowo, bo go prześladowałam swoimi obsesjami. A czuję się taka samotna, że mogłabym wyć jak ten pies, którego musiałam zostawić. Nie mam jeszcze 30 lat, a wydaje mi się, że nic mnie już w życiu nie czeka i do niczego się nie nadaję.
Regna
***
Kochana Regno!
Puste ściany mają tę zaletę, że możesz na jednej z nich powiesić korkową tablicę, która posłuży Ci do przeprowadzenia „śledztwa” nad swoim dotychczasowym życiem. Przypinanie kolejnych karteczek z faktami i wnioskami zaprowadzi pewien porządek w Twoim myśleniu. To banalne ćwiczenie wizualne działa jak nazywanie rzeczy po imieniu — tak długo, aż się je zrozumie i zapamięta.
Zastanówmy się, co powinno trafić na Twoją tablicę. Na pewno nie lista błędów, jakie w swoim odczuciu popełniłaś. Tym zajmiesz się później, kiedy już nauczysz się na nowo lubić siebie. Spisz sobie na razie pozytywy.
Bardzo kochałaś swojego chłopaka i dopóki dawałaś radę, próbowałaś go wspierać poprzez totalną akceptację. Taką wybrałaś drogę – niekoniecznie świadomie. Nie szukałaś pomocy dla siebie, jako osoby współuzależnionej, tylko służyłaś jemu. Owszem, nie był to radosny związek – miłość nie zawsze jest pasmem radości. Ale sama w sobie na pewno nie jest zła. Czytaj to sobie jak najczęściej, ponieważ nie dasz rady cofnąć czasu i szkoda Twojej energii na wnioski destruktywne. Jesteś zdolna do miłości. To dar, którego wielu ludzi jest pozbawionych.
Po drugie, nie Ty jesteś chora, lecz on. Bycie w tej relacji utrwaliło w Tobie jednak pewne patologiczne odruchy i nawyki, które można wykarczować. Są od tego fachowcy. Możesz ich znaleźć w jeden dzień, tak jak mieszkanie, materac i krzesło, ponieważ w sytuacji podbramkowej potrafisz działać we własnym interesie. Namawiam więc do ponownej mobilizacji sił w tym kierunku.
Po trzecie, wstrzymaj się jeszcze przez moment z szukaniem przyjaciół czy – przede wszystkim — nowego partnera. Odzyskaj najpierw samą siebie – wiarę w to, że jesteś wspaniałą osobą, młodą, prężną, silną, altruistyczną, jak najbardziej zasługującą na miłość. Masz przykład: zbyt szybko, ale jednak znalazłaś kogoś, kto to w Tobie dostrzegł. Myślę, że odszedł, bo był pragmatyczny i… mocno niedoinformowany. Zapewne było za wcześnie i nie miałaś odwagi opowiedzieć mu, dlaczego zachowujesz się tak, a nie inaczej. Nie miałaś też zaufania, na które być może zasługiwał. Nie oczekuj jednak, że będziesz cała w skowronkach krótko po takich przejściach – a uwierz mi, pół roku to bardzo mało w Twojej sytuacji. Zaakceptuj fakt, że potrzebujesz dużo więcej czasu na dojście do siebie.
Dotyczy to również odzyskiwania starych przyjaciół i zdobywania nowych. Ludzie de facto nie porzucili CIEBIE, tylko układ, w jakim utkwiłaś. To ich przerosło, było niewygodne i niezręczne. Nikt nie miał odwagi wpływać na Twój wybór. Ten rodzaj egoizmu trzeba im wybaczyć. Pomyśl sobie o tym tak: odsunęli się, żebym mogła sama się opamiętać. Gdybym miała odskocznię, własny świat — tkwiłabym w tej relacji dużo dłużej. Może to tendencyjne wyjaśnienie, ale pomoże Ci życzliwiej spojrzeć na innych i na siebie. Masz prawo być z siebie dumna, że znalazłaś siłę na podjęcie trudnej, bolesnej decyzji!
Uporządkujmy. Jesteś więc silna, zdrowa, zaradna. Potrafisz kochać i podobasz się mężczyznom. Postarasz się, by twój kolejny związek był bardziej „normalny”. A na razie znajdziesz w internecie test na depresję i wypełnisz go. Jeśli nie poradzisz sobie z własnym zagubieniem przez kolejne 2 tygodnie, pójdziesz do lekarza.
Tyle karteczek na początek powinno wystarczyć.
Bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze