Oni, ona i koty
CEGŁA • dawno temuChyba zawsze miałam skłonność do uciekania od trudnych sytuacji, chowania głowy w piasek. W tej chwili doszłam do ściany, czuję, że dłużej się tak nie da i… tej świadomości również się boję! Przyjęłam zaręczyny, staramy się o kredyt mieszkaniowy, a ja mam atak paniki! On pozornie pragnie tego samego, co ja: spokoju, stabilizacji, pewności, normalności, lojalności. Tymczasem, ja się pogubiłam i moje poukładanie całkiem się rozsypało. Boję się, że popełniam kolejny życiowy błąd.
Droga Cegło!
Chyba zawsze miałam skłonność do uciekania od trudnych sytuacji, chowania głowy w piasek. W tej chwili doszłam do ściany, czuję, że dłużej się tak nie da i… tej świadomości również się boję!
Wczoraj złożyłam z narzeczonym wizytę u doradcy finansowego w sprawie kupna mieszkania. Kredyt nie jest łatwo dostać, wiadomo – na szczęście brak ślubu nie jest największą przeszkodą. Czemu mnie to cieszy? Bo nie palę się do legalizacji. Tego związku, a może w ogóle żadnego.
Była duża kolejka par czekających na spotkania. Wyłowiłam jedną. Wyglądali na trzydziestolatków, czyli troszkę starsi od nas. Chłopak w puchowej kurteczce, spodniach od garnituru, sznurowanych butach – wszystko w praktycznym kolorze szaroburym. Dziewczyna z platynową post-punkową fryzurą, w kaloszach w czaszki, zielonym plastikowym płaszczyku nieprzemakalnym, z czterema opaskami solidarności w różnych kolorach i z napisem na płóciennej torbie „Pieniądze albo życie! Adoptuj dziecko!”. Większość czekających przypatrywała się dziewczynie, potem, jakby porównawczo, chłopakowi. Mieli obrączki, siedzieli przytuleni, coś tam sobie konferowali szeptem nad jakimś druczkiem. Myślę, że wgapianie się nie było złośliwe, tylko odruchowe, wynikało z nudów, a może z ciekawości i zdziwienia: a jednak oni do siebie pasują? Sama pisałaś wiele razy, że często lecimy schematem.
Mnie ta para przypomniała mój poprzedni związek, z którego uciekłam. Tak, lubię myśleć, że to ja uciekłam. Przy czym role były odwrócone, to ja byłam burą gąską, a Mulo przyciągał uwagę, jak chodzący słup ogłoszeniowy, oklejony zbitką rozmaitych manifestów. Miał dredy, tatuaże, był podziurkowany jak książka dla niewidomych, a ubierał się jak Gandhi. Będąc przy Nim, czułam niepokojącą mieszankę fascynacji i nie wiem czego, chyba zawstydzenia. Ciągle się bałam, że ktoś popatrzy na Niego o sekundę za długo i da Mu w pysk, za to, że po prostu jest taki, jaki jest, a ja będę musiała stać obok i na to patrzeć. Oczywiście, nigdy nic takiego nie nastąpiło. Do pewnego momentu byliśmy bardzo szczęśliwi, kochaliśmy się, więc wynajdowałam sobie problemy. Trwało to prawie dwa lata. Skończyło się żenująco głupio. Mulo postanowił wyjechać na trzy miesiące do Afryki. Chciał wędrować, robić jakieś badania, zdjęcia, napisać i wydać książkę. Byłam i ja w pierwotnym planie, ale mam cukrzycę i bałam się jechać do „dzikiego” kraju na tak długo. Były też inne rzeczy. Trzy miesiące wyjęte ze związku wydawały mi się przesadą, miałam do Mula żal. Na dodatek zostawił mi swojego psa. Kochałam tego psa, ale jednocześnie jestem zdania, że to odpowiedzialność. Odpowiedzialność właściciela, który po przygarnięciu zwierzaka nie jest już tak wolny, jak kiedyś, i musi się z tym liczyć. A Mulo — liczył na mnie.
Gdy wyjechał, zaczęło się ze mną dziać coś złego. Przestało mi się podobać na przykład nasze mieszkanie, nagle niewygodnie mi było spać na podłodze, denerwował mnie brak niektórych mebli i cała reszta ideologii, na którą Mulo zdołał mnie przekabacić. Nie chciał na przykład mieć zamontowanych szafek w kuchni na wymiar, a ściany pomalowaliśmy najtańszą farbą. Tłumaczył mi, że prowizorka jest mądrością, ponieważ rzeczy stałe trzeba zostawić, odchodząc, szkoda więc wydawać na nie pieniędzy, warto inwestować tylko w to, co można wszędzie zabrać ze sobą… Po prostu, cały Mulo.
Niestety, nie było Go przy mnie, żeby powstrzymać głupie myśli. Rozstanie trwało zbyt długo, może wykazałam zbyt słaby, niedojrzały charakter. Tak czy inaczej, po umówionych trzech miesiącach Mulo powiadomił mnie, że zostało mu jeszcze sporo kasy, nie wyobrażał sobie, jak tanio można tam przeżyć, i w takim razie On chce zostać dłużej… Nasze pertraktacje były krótkie, ponieważ dostałam ataku histerii i postawiłam warunki, których On nie przyjął. Nazwał mnie dzieckiem i kazał dorosnąć. Oskarżył o brak wiary i zaufania, między innymi. Rozstaliśmy się w gniewie, nadal trzymam tamte maile…
Początkowo chciałam odwieźć psa do siostry Mulo na Mazury i wyprowadzić się, ale postanowiłam dotrzymać obietnicy. Było ciężko. Mulo wrócił w sumie po siedmiu miesiącach! Był tak szczęśliwy i rozświetlony od wewnątrz tą podróżą, że nie chciałam Mu tego psuć. Nie kłóciliśmy się. Po prostu odeszłam, a On przyjął to ze zrozumieniem (tak nadal sądzę). Faktem jest, że nigdy mnie nie szukał. Nie poszliśmy ani razu na piwo „jak starzy przyjaciele”, chociaż jesteśmy w jednym mieście. O ile nie zaniosło Go znowu w świat.
Trochę się rozpisałam jak na wstęp :). Nie, żartuję, nie obawiaj się. Kolejność jest taka: spotkanie w sprawie kredytu, widok innej pary ludzi, budzący określone wspomnienia, powrót do domu z rozbudzonymi nadziejami na „przyszłość” z człowiekiem, z którym jestem teraz. I… atak paniki! Nie to, że dalej kocham Mulo. Myślę, że przestałam Go kochać tak naprawdę w tej samej sekundzie, kiedy postanowił zostawić mnie samą na kilka miesięcy. Nie o to chodzi, czy nasze rozstanie było błędem, czy nie. Stało się. Raczej o to, co teraz. Kolejny błąd? A jak Ty sądzisz?
Bo Czarek jest moim zaledwie drugim chłopakiem, jak to się mówi – nie zaszalałam, mogę to śmiało stwierdzić po 25 latach życia. Widocznie preferuję trwałe inwestycje, z czego Przemulo zapewne by się uśmiał, jak z mojego pragnienia posiadania sosnowych szafek przytwierdzonych do ściany… Czarek jednak jest zupełnie inny, co zapewne normalne, gdy się ma tylko dwa poważne związki: drugi musi być przeciwieństwem pierwszego. Ma wszystko bardzo po kolei poukładane w głowie i w kalendarzu – tak bardzo, że nigdy i u nikogo nie wzbudza kontrowersji. Idealnie wtapia się, jak by to określić, w społeczeństwo, w średnią statystyczną. I wiesz co? Przeraża mnie to. Bo Czarek pragnie POZORNIE tego samego, co ja: spokoju, stabilizacji, pewności, normalności, lojalności. Tymczasem, ja się pogubiłam i moje poukładanie całkiem się rozsypało. Może mimo wszystko jestem bardziej „w lidze” Przemka i odkryłam to dopiero teraz, przy Czarku?
Czarek ostatnio wykonał bowiem niezły numer. W Jego kamienicy, gdzie ma kawalerkę, piwnice są zatłoczone kotami. To ich królestwo, mało kto trzyma tam rzeczy, żeby kotom „nie przeszkadzać”. To bardzo stare budownictwo i większość starych lokatorów. Tym ludziom w pewnych dziedzinach życia jest już wszystko jedno. Nie zależy im przykładowo na posiadaniu „własnej” pakamerki dwa na dwa do trzymania pamiątek rodzinnych. Większą radość czerpią z karmienia kotów i rozmawiania o nich na podwórku. Ale mój Czarek jest inny. Pewnie uważa się za nowoczesnego… Rozprawia o kontroli urodzin bezdomnych zwierząt i o bezmyślności ludzi – zupełnie, jakby ten lokalny problem dało się załatwić w ten sposób: sterylizacja wsteczna czy coś w tym rodzaju… No i ostatnio odbył poważną rozmowę w administracji n.t. załatwienia problemu, a konkretnie chodziło, jak zrozumiałam, o podłożenie trucizny! Babcie do dyskusji raczej dopuszczone nie będą. Słuchałam tego ze zgrozą. Jeszcze gorzej, że moim rodzicom ta „społeczna inicjatywa” też się raczej podoba. Dla nikogo nie jestem partnerem w tej dyskusji.
Cegło, to jest taki moment w moim życiu – nie jedyny zapewne, ale znamienny – gdy czuję nieprzepartą chęć zobaczenia się z Mulem. Nie żeby wskrzesić dawne czasy, ale żeby zapytać: co Ty byś zrobił? Co ja robię? Tutaj, z tym facetem, który mi się oświadczył, a chce truć koty, BO SĄ, jak te góry, parafrazując romantyczne porzekadło wspinaczy i obracając je w ohydną parodię. Czy to z Nim mam wybierać szafki do kuchni? Ale z drugiej strony – historia się przecież powtarza. Przemulo nie chciał mnie słuchać, gdy mówiłam, że trzy miesiące to za długo. Czarek nie chce słuchać mojej „mazgajskiej” obrony kotów.
To ja przepraszam. Może nigdy w niczym nie miałam racji i u nikogo nie znajdę zrozumienia?
Mała
***
Moja Mała!
Wybacz, będę Cię musiała mocno zdyscyplinować, chociaż bardzo piękny jest Twój mail w tym całym swoim rozdygotaniu, niepewności i emocjach.Życzliwie i krótko doradzam: odłóż na czas nieokreślony nie tylko kwestię małżeństwa, ale i kredytu. Czyli – odpuść na chwilę Czarka. Ale bynajmniej nie po to, by dalej porównywać Go z Przemkiem. Jeśli zaczniesz zadawać sobie pytania w stylu: buntownik czy przystosowany, romantyk czy racjonalista, wędrowiec czy domator – utkniesz w martwym punkcie. Życie to nie teleturniej. Realisty show tym bardziej nie. Nie możesz definiować siebie na bazie dwóch porażek ani popadać w kompleksy małej dziewczynki, że niby do nikogo nie pasujesz. Tym bardziej, nie jest to podstawa dla jakichkolwiek wyborów na przyszłość. To trochę wygląda tak, jak byś nie miała własnej osobowości, a przecież jest całkiem inaczej!
Aby określić siebie, wystarczy na początek stwierdzić, czego się NIE CHCE. Szukanie tego, czego się chce, może zaczekać. A Ty ten początek masz już za sobą. I nie zbaczaj z tej drogi. Bo, z drugiej strony, dwa poważne związki to wcale nie tak mało. Nie mów, że niczego nie przeżyłaś – raczej spróbuj wyciągnąć z tego pozytywne wnioski i czerpać wiedzę na własny temat. Wiesz już na przykład, że nie akceptujesz długich rozstań, potrzebujesz obecności ukochanej osoby mniej więcej u boku – niekoniecznie z papierkiem. Twoje prawo! Nie istnieje jeden słuszny model związku, o czym wielokrotnie wspominałam. Nie nadajesz się na towarzyszkę długich wojaży (także z przyczyn zdrowotnych), ani na czekającą Penelopę. I OK, pogódź się z tym bez cienia wyrzutów. Przemek zapewne pozwoliłby Ci wyjechać na pół roku do Indii i zająłby się Twoimi papużkami, gdyż tego samego wymagał od Ciebie, a sprawia wrażenie faceta dość konsekwentnego w poglądach. Rozjechały się Wam życiowe pasje oraz poglądy na lojalność, i nic na to nie poradzisz. Może trochę tęsknisz za Jego malowniczością i nieprzewidywalnością, ale to nie powód, byś szukała chłopaka podobnego do Niego. A już na pewno nie we wszystkim.
Czarek to poważniejszy problem, bo to, co jest między Wami, dzieje się teraz i weszło na etap fundamentalnych decyzji. A czego dowiedziałaś się o sobie, będąc z Nim? Że nie jesteś aż tak mieszczańsko ukierunkowana i spragniona domowego zacisza, jak Ci się zdawało pod koniec związku z Przemkiem. Że najprawdopodobniej jesteś otwarta na inne jeszcze doświadczenia, zanim zapadnie przysłowiowa klamka. Że podręcznikowy model wchodzenia w dorosłość i pieczętowanie tego faktu jest w Twoim wypadku przedwczesne – może nawet perspektywa taka Cię osacza. Uciekaj zatem! Na litość, nie wiąż się z człowiekiem, który chce truć koty, bo to On nie jest „w Twojej lidze”. Jakie inne Jego pomysły będziesz musiała tłumaczyć sobie w przyszłości?
Wiesz co, Mała? Otrząśnij się jak pies lub kot i przestań być bierna. Uprość sobie życie. Powiedz sobie: w Przemku było za dużo egoizmu, w Czarku – za mało wrażliwości. Nie tego szukam.
I szukaj dalej.
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze