Bogactwo to wada?
CEGŁA • dawno temuMoi ciężko pracowali, byli schorowani. Oboje już nie żyją. Z małego miasta, gdzie wychowywała mnie przez 9 lat ciocia, przyjechałam na studia dzienne do Warszawy, ze świadomością, że jestem zdana na siebie. Rodzice mojego chłopaka mają 3 odrestaurowane, stare, piękne domy, murowane stajnie i stodoły, psiarnię, konie pod wierzch, „samotnię” dla uprawiających jogę, dwa wypasione samochody terenowe. A on nie raczył mi o tym powiedzieć!
Kochana Cegło!
Moi rodzice mieli mnie stosunkowo późno, po czterdziestce. Ciężko pracowali, byli schorowani. Oboje już nie żyją. Z małego miasta, gdzie wychowywała mnie przez 9 lat ciocia, przyjechałam na studia dzienne do Warszawy, ze świadomością, że jestem zdana na siebie.
Podczas ostatniego sylwestra zbliżyłam się bardzo z kolegą z roku, który podobał mi się „z widzenia”. Pochodzi z wybrzeża. Okazało się, że oboje mieszkamy w akademikach, dorabiamy wieczorami w pubach, ciułamy na drobne przyjemności… Dobrze nam było razem, zakochaliśmy się.
Tymczasem teraz w czerwcu – niespodzianka! Przyjechali do Niego z „wizytą kontrolną” rodzice. Niesamowici, odleciani ludzie: wynieśli się z Trójmiasta na Kaszuby, zajęli się agroturystyką, medytacjami, hodowlą zwierząt. Przy okazji spotkania na obiedzie dowiedziałam się zabawnej rzeczy: mój chłopak ma u nich ksywę „Wkancik”, tak się do Niego zwracają, bo w ich oczach jest taki właśnie: odprasowany, ułożony, pedantyczny (ja specjalnie tego nie zauważyłam, może z wyjątkiem śnieżnobiałych, pachnących koszulek polo, które uwielbia, i bardzo rzeczywiście schludnej, króciutkiej fryzury).
Nie to jednak było szokiem. Mama – kazała mi nazywać się po imieniu: Ewa, zażartowała w pewnym momencie, kiedy się do nich zwalimy na wakacje – obiecuje, że z nas „nie zedrą”. Wydawało mi się, że Wkancik nie jest uszczęśliwiony tą rozmową. Ale w końcu pojechaliśmy, na jeden weekend.
A tam, Cegło – totalny odlot! Olbrzymi teren, 3 odrestaurowane, stare, piękne domy w stylu chyba niemieckim, murowane stajnie i stodoły, psiarnia, konie pod wierzch, „samotnia” dla uprawiających jogę, dwa wypasione samochody terenowe, i tak dalej, i tak dalej… Cyferki zamigotały mi przed oczami wyobraźni, ale nie zdołałam się doliczyć, bo mój umysł takiej kasy nie ogarnia.
Moje proste pytanie: czemu Wkancik nie powiedział mi, że jest dziany? Czemu struga biedne dziecię z akademika, skoro stać Go na wszystko? Boi się, żeby laski nie leciały na Jego pieniądze? A może wstydzi się rodziców, że tak się dorobili? Nic z tego nie rozumiem, przyznaję, jestem dotknięta Jego nieszczerością. Choćby z tak drobnego w sumie powodu: ja kocham konie, jeżdżę od 12. roku życia, szczypię się co miesiąc, żeby choć raz wyskoczyć na godzinę jazdy… On to wie! Czy to w porządku, że nigdy mnie nie zabrał do rodziców na konie, nawet jeden raz?
Naprawdę, nie bardzo wiem, co mam myśleć o tym człowieku, na pewno teraz po tym weekendzie czuję się jak zbity pies i ostatnia sierota – którą w końcu jestem… Zdrapka
***
Kochana Zdrapko!
Popełniasz poważny błąd w rozumowaniu. Nie Wkancik jest dziany i nie on dysponuje „posiadłością” rodziców. Układ między nimi nie jest dla Ciebie do końca jasny, ale może się wyjaśni, gdy przyjdzie na to czas – i gdy dasz Mu szansę. To tyle tytułem wstępu.
Mała dygresja. My, słowiańskie dusze, uważamy rzucanie dzieci na głęboką wodę za tzw. wzorzec zachodni, gdzie „okrutni” rodzice stosują zimny wychów i wypraszają ledwo 16-letnie dzieciaki z domu, żeby dalej radziły sobie same i nie zawracały im głowy… Jest to duże uproszczenie. Człowiek może dostać od rodziny wszystko na starcie: mieszkanie, samochód, utrzymanie do ukończenia 3 fakultetów. Jeśli jednak ma określony charakter, z reguły najbardziej ceni to, co zdobywa sam.
Polscy rodzice, którzy liznęli mentalności zachodniej, faktycznie zaczynają się skłaniać ku temu modelowi – nie jest to oznaka chłodu uczuciowego, raczej przejaw troski o to, czy latorośl nauczy się funkcjonować w dzisiejszym świecie o własnych siłach, a nie na zasadzie, że wszystko jej się w abstrakcyjny sposób należy. Jest to przy okazji bardzo partnerskie traktowanie dorastającego dziecka.
Wydaje mi się, że Twój chłopak jest bardzo ambitny (nie: zacięty) i prawdopodobnie był wychowywany w takim właśnie duchu samodzielności, wręcz do niej popychany. Jesteś dla Niego trochę niesprawiedliwa. W moim odczuciu Jego powściągliwość w epatowaniu statusem majątkowym rodziców – zwłaszcza wobec Ciebie — ma kilka rzetelnych uzasadnień, choć Ty interpretujesz to negatywnie. Zachowujesz się, wybacz, trochę tak, jakby Wkancik co najmniej zataił przed Tobą wielomilionowe konto na Kajmanach. Mam nadzieję, że nie wynika to z… Twojej zazdrości?
Po pierwsze, jesteście młodymi ludźmi na początku studiów, stosunkowo niedawno się poznaliście i uwierz mi, pierwsze spotkanie z rodzicami ukochanego, którzy mieszkają daleko, po pół roku znajomości to w sam raz, a nie żadna gafa czy próba trzymania Cię na dystans. Wyczuwam w Tobie sporo nieufności, podejrzliwości, może nawet kompleksów – nie pozwól, by grały pierwsze skrzypce w Twoich relacjach z innymi.
Po drugie, na pewno w kapitalizmie do pewnego stopnia zapanowała moda na bycie zaradnym i chwalenie się zawartością portfela. Zwróć jednak uwagę na fakt, że dotyczy to raczej reklamowania WŁASNYCH osiągnięć. Samo posiadanie zamożnych rodziców to niewielki przyczynek do „chwały” - tak przynajmniej uważa Twój chłopak, ale nie tylko on, uwierz mi.
Po trzecie, istnieje typ ludzi, którzy hołubią w sobie romantyczne pragnienie bycia lubianymi, kochanymi, akceptowanymi dla samych siebie, bo są tacy, jacy są, a nie chcą być postrzegani przez pryzmat swoich dóbr, możliwości etc. Może Wkancik przejechał się kiedyś na niby-przyjaciołach (dość klasyczna sytuacja) – np. miał do czynienia z ludźmi, którzy garnęli się do Niego, bo miał spore kieszonkowe, fajną metę nad morzem i mógł urządzać superimprezy, ale w zamian nie mógł na nich liczyć w trudnej sytuacji? Może jest wyjątkowo wrażliwy na takie sytuacje i pozostawiło to w nim uraz, a nawet niesmak. Oczywiści, ma to posmak „testu” na bezinteresowność, jaki robimy drugiej osobie, nim odkryjemy jej całą prawdę… Na pewno to rodzaj gry, nawet podstępu. Ale nie niewybaczalne oszustwo czy zbrodnia. Wyluzuj.
Po czwarte, czy Wkancik mógł wywnioskować na podstawie obserwacji, jaka jest Twoja sytuacja rodzinna, czy doszło do rozmowy na ten temat? Jeśli nie zwierzało się żadne z Was, to naprawdę sama stwarzasz sobie problemy… A jeśli On orientuje się, że nie posiadasz żadnego zaplecza rodzinnego – mógł milczeć ze szlachetnych pobudek: by nie robić Ci przykrości, nie stwarzać sytuacji, w której poczujesz się „gorsza” i uznasz, że do siebie nie pasujecie. To tylko dowód delikatności i taktu, ja bym się z poznania takiego faceta raczej cieszyła… Do tego z takimi fajnymi rodzicami!
De facto oboje starujecie od zera i w zależności od tego, jak potoczą się losy Waszego związku, możecie realizować swoje – także wspólne – marzenia. Nie ma między Wami nierówności – chyba że uprzesz się, by ją wykreować. Co Ci z serca odradzam :-).
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze