Pseudoartystyczne pranie mózgu
CEGŁA • dawno temuWzięłam się z własnym życiem za bary. Mam pierwsze wnioski i pierwsze efekty. Taka prosta radość na przykład: już nie jest mi smutno! Przepracowałam to sama ze sobą. Facet, którego kochałam, był barwny i porywający. Zagapiłam się na niego. Wiele czasu zajęło mi zauważenie że mój związek jest toksyczny, a mój chłopak mnie nie kocha.
Kochana Cegło!
Nie czytałam literatury na temat, nie byłam na terapii. Może to źle. Wzięłam się z własnym życiem za bary na zdrowy rozum. Mam pierwsze wnioski i pierwsze efekty. Taka prosta radość na przykład: już nie jest mi smutno! Przepracowałam to sama ze sobą, jak to się fachowo mówi.
Facet, którego kochałam przez 4 lata, był barwny i porywający, jak rajski ptak przycupnięty na szarym murze rzeczywistości. Zagapiłam się na niego, próbowałam dogonić… Nijak i nigdy się nie dało. Był nieuchwytny, suwerenny, tajemniczy. Wymykał się. Miał swoje artystyczne „jazdy”, w których tylko kibicowałam, 100 pomysłów na sekundę, a wszystkie nierealne. Miał klasę, talent. Nigdy by się nie upił ani nie podniósł na nikogo ręki. Nie zdradzał mnie, chociaż dziś wiem, że to pojęcie szerokie oraz względne.
Z tego powodu zapewne aż tyle czasu zajęło mi zauważenie – bez profesjonalnej pomocy – że mój związek jest toksyczny. Nie przez napastliwość partnera, lecz na odwrót: przez jego… obojętność. Ponieważ obojętnością również można człowieka „postawić do szeregu”. Niestety, bardzo późno zorientowałam się, że Piotr mnie najzwyczajniej w świecie nie kocha. Jego brak manier brałam za nowoczesność i artystyczną nieobecność duchem, jego pychę i zadufanie w sobie – za geniusz, jego nieprzyjazne jazdy wobec ludzi – za przejaw oryginalności i niezależności poglądów. Wciąż poszukiwał bezskutecznie swojej drogi, a ja nie wyczuwałam, że to tylko wygodnictwo i chorobliwa ambicja… Tonęliśmy w długach, przyjaciele się odsuwali, a ja płonęłam ze szczęścia, że kocham i mam odwagę stawić czoło światu, żyć po swojemu.
Piotr zasadniczo nie miał własnego świata, takiego „na zewnątrz” - był introwertykiem. Postanowiłam wobec tego podarować mu swój: swoich znajomych, przyjaciół, rodzinę, swoje przyziemne marzenia i dążenia, a przynajmniej troszkę go w ten świat wciągnąć. Początkowo udawał zainteresowanego, z czasem jednak kopnął to wszystko z pogardą w tyłek, obrazowo rzecz ujmując, łącznie ze mną… Bez białych rękawiczek. Nie zdarzyło się nawet, żeby zarejestrował moje gorsze samopoczucie, wizyty u lekarza czy kłopoty w pracy. Był ponad. A właściwie obok.
Opisuję mimo wszystko relację dwojga ludzi na pewnym poziomie, pominę więc kilka „psychicznych” szczegółów naszego rozstania i ograniczę się do faktów, a w moim odbiorze były dostatecznie drastyczne. Po kolejnej kłótni na tle naszej teraźniejszości i przyszłości materialnej, Piotr, pod hasłem, że krępuję jego wolność w każdym aspekcie, żądam dziecinnej, ckliwej, wyimaginowanej wizji miłości, jaka nie istnieje w świecie dojrzałych ludzi (naprawdę, Cegło, użył słowa: dojrzałość!), wyprosił mnie ze wspólnie wynajmowanego mieszkania (ja płaciłam, umowa była na niego:-), wyczyścił nasze wspólne karty i zostawił z długami – prywatnymi, krechami w okolicznych sklepach oraz bankowymi. Potem zniknął, po prostu poszedł w Polskę i zapadł się pod ziemię. Potem już tylko dochodziły do mnie niemiłe informacje z miasta, że Piotr bardzo skarżył się na mnie do znajomych, jeszcze w trakcie bycia ze mną – nazywał piłą, bluszczem, romantyczką o mentalności panny sklepowej, mieszczańskim skąpiradłem. Mówię to w nawiązaniu do pojęcia zdrady – mnie tego rodzaju nielojalność boli chyba jeszcze mocniej niż wulgarny, prymitywny skok w bok.
Swoją porażkę z Piotrem uważam za zwycięstwo i wyzwolenie. Przegrana może być wygraną. Owszem, może odrobinę zgorzkniałam, ale jakieś koszty muszą być, prawda? Zaczęłam ostatnio spotykać się z „przeciętnym” chłopakiem: cichym, póki co, chodzącym — jak ja — do mało ciekawej pracy, ale snującym marzenia o czymś fajniejszym… Proste mieszczańskie marzenia, rozumiesz:-). Nie jesteśmy jeszcze na etapie decyzji, czy coś z tego wyjdzie. Żadne z nas się nie spieszy. Napisałam Ci tylko o nim, bo, po pierwsze, jest mi potrzebny jako dobry przyjaciel, po drugie, jako bohater zabawnej i jednocześnie… chyba przerażającej puenty.
Wyobraź sobie, że natknęłam się ostatnio na Piotra w „kerfurze” w centrum handlowym. Wrócił z zaświatów. Taszczył torby z zakupami, ja też. Siłą swego nieprzemijającego uroku zmusił mnie, żebyśmy klepnęli w kafejce i pogadali. To znaczy, głównie mówił on. Że ma wreszcie kobietę, która go wychowuje na porządnego faceta i on się z tym coraz lepiej czuje, takie tam dyrdymały – wszystko zapewne po to, żeby mi raz jeszcze dowalić: a tobie się ze mną nie udało! Potem kurtuazyjnie spytał, co u mnie (raczej nie miał na myśli stopnia spłaconych długów…), a ja powiedziałam (z celowym sarkazmem), że też udało mi się spotkać kogoś porządnego. I wiesz, co mi ten palant na to odpowiedział, z uśmieszkiem bazyliszka? Daj spokój, nie wierz w cuda, jak łazi do roboty, to na pewno cię zdradza z sekretarką – wiem coś o tym.
Wielki mi twórca i niszczyciel, psiakostka! Do tego żałosny. No sama powiedz: i czy nie cudownie było się od niego uwolnić – nawet w taki upokarzający sposób? Ja po prostu unoszę się w powietrzu, tak mi lekko i dobrze. I nie waż się pisać, że się oszukuję lub za nim tęsknię:-).
Pozdrawiam Cię mocno!
Pati
***
Kochana Pati!
Bardzo Ci dziękuję za ten list, oby podziałał terapeutycznie i kojąco na jak najwięcej złamanych serc. Wierzę w każde Twoje słowo i mam nadzieję, że potrafię jeszcze odróżnić wyzwolenie od wyparcia:-).
Przeżyłaś romantyczny, burzliwy i namiętny związek typu: przeciwieństwa się przyciągają, z tą różnicą, że przyciąganie okazało się jednostronne… Byłoby naprawdę wspaniale, gdybyś nigdy, przenigdy nie czuła się upokorzona czy „gorsza” przez to, że z kłótni to Ty wyszłaś na tarczy i… z mieszkania, a nie Piotr, słusznie zwany palantem, mimo że nie jest to termin ściśle psychologiczny… Nie to jest ważne i nie to Cię określa. Ja na pewno namawiałabym Cię do próby ścigania panicza w sprawach finansowych, ot tak, gwoli nauczki, ale każdy ma swój honor, swój portfel i prawo do rozgrywania takich spraw po swojemu. Trafiłaś natomiast w sedno, pisząc, że aby wygrać, trzeba czasem przegrać, nawet z kretesem. To rzeczywiście początek nowego życia, zwłaszcza, jeśli o poprzednie nie było już sensu walczyć.
Dwoje dojrzałych ludzi, do których odwoływał się Twój były „partner”, niekoniecznie musi wnosić w związek to samo i w równych ilościach, o czym mówiłam już wielokrotnie. Ale każdy musi wnosić COŚ, by dojrzałość i partnerstwo nie były tylko sloganami. Twój Piotr szafował słowami, których znaczenia nie rozumie i rozumieć nie chce, ze słowem „miłość” na czele. Pomimo swojego uroku, niesztampowości, wszelkich talentów – spalił się w Twoich oczach jako autorytet, okazał się człowiekiem pustym w środku, leniwym, nieodpowiedzialnym i niezdolnym do empatii. W tym kontekście wypadałoby mu wręcz dziękować, że sam Cię zmusił do wycofania się z tak beznadziejnej życiowej inwestycji. Pal sześć, że nieelegancko.
Na koniec maleńka uwaga: czuję, że jednak trochę Cię ubodło to ostatnie spotkanie. Zgoda, podsumowałaś go, przejrzałaś na wylot, „przeszedł Ci”, kolokwialnie rzecz ujmując. Ale w tej króciutkiej rozmowie uwijał się jak w ukropie, żeby tu i ówdzie boleśnie Cię ukąsić – i po części mu się udało. Jakaś kobieta zdołała PODOBNO skłonić go do współpracy. On jest PODOBNO znawcą ludzkich dusz, a w szczególności duszy Twojego nowego przyjaciela… To mogło zaboleć, a przede wszystkim było chamskie, obraźliwe i prosiło się o ostrą ripostę. Nie udało się – trudno. Nie myśl o tym więcej. Wiem, ambicje są rzeczą ludzką (Piotr, zdaje się, cierpiał na silny przerost), ale bywają destrukcyjnym paliwem. Aspirowałaś do ekscentrycznego życia u boku artysty i zobaczyłaś, że król jest nagi, a Twoje pragnienia – z całkiem innej bajki. Teraz możesz cieszyć się tym, co sama odkryłaś i osiągnęłaś, a Piotra strącić w otchłań całkowitego zapomnienia – przy swoim charakterze takie traktowanie odczuje najboleśniej (to tak na marginesie, bo przecież nie o zemstę Ci chodzi). Najważniejsze, byś pozostała sobą. A jeśli oznacza to potrzebę równowagi i bezpieczeństwa w związku – to takiego faceta szukaj. Miej odwagę forsować swój system wartości, nawet jeśli komuś wydaje się banalny.
Równie mocno pozdrawiam!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze