Włączyć się i wyłączyć
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuŻycie polega na włączaniu i wyłączaniu. Uruchamiamy samochody, telewizory, komputery. Żadna kobieta nie wytrzyma wysłuchiwania historii o Kaziu, który akurat odszedł od żony, mieszka w rynsztoku, podobnie jak wytrzymanie monologu poświęconego nowym tipsom Basi pozbawi zmysłów każdego mężczyznę. Jedno gada, drugie nie słucha. Jedno włączone, drugie wprost przeciwnie.
Życie polega na włączaniu i wyłączaniu.
Uruchamiamy samochody, telewizory, komputery. Jest nieuchwytny moment, gdy parę komórek w macicy składa się w małego człowieczka, potem ten człowieczek, już na zewnątrz, włącza sobie kolejne funkcje. Odpala jak człony rakiety. Gardło. Wzrok. Mięśnie karku. Nogi. A potem w główce następuje sprzężenie, błysk myśli “ja jestem” i fruuuuu! Na następny level.
Umieranie następuje w odwrotnej kolejności, to co było włączone ulega wyłączeniu, w końcu umęczone ciało wyrywa wtyczkę z “ja jestem”, w skutek czego stajemy się mniej lub bardziej wesołym wspomnieniem.
A pomiędzy wielkim włączeniem i wyłączeniem jest bardzo wiele małych, równie wesołych co smutnych. Niektórzy wolą pozostać włączonymi, inni stają na uszach, żeby się wyłączyć.
Miałem kolegę, który był prawdziwym królem wyłączników. Sprokurował sobie dwie choroby psychiczne z gatunku najcięższych, do czego doszedł męcząc swoją głowę, na przemian, marzeniami o rozpuście i poczuciem winy. Życie na fali maniakalno-depresyjnej oraz okresowe wizyty schizofrenicznych duchów okazały się zbyt mało atrakcyjne, w konsekwencji czego, koleżka uznał za mądre sięgnąć po substancje odurzające, te dozwolone oraz karalne, wsuwał je jak koń owies, aż, straciwszy siły, legł na kanapie, mówiąc bliskim:
— Wyłączyłem się.
— Byłeś wyłączony już wczoraj.
Pomyślał chwile i odparł:
— No tak, ale istnieje jeszcze wyłączenie ostateczne.
Na przeciwległym biegunie funkcjonował inny kolega, pozostający w nieustannym włączeniu. Dzień miał podzielony na kwadranse, a każdy kwadrans wypełnił sobie zadaniami. Pracował w trzech miejscach, tłukł fuchy, kręcił z ośmioma dziewczynami jednocześnie, wieczorami oglądał pornole i rozwiązywał krzyżówki, zaś gdy musiał się położyć zalewał się łzami, przerażony perspektywą zmarnowanego czasu. Spał zresztą niewiele, a koleżanki, które dzieliły z nim łóżko, opowiadały, że budzi się po dziesięć razy w ciągu nocy, wyżera masło z lodówki, a wpadłszy w płytki sen przebiera nogami, gwiżdże, klaszcze, gada.
Obu panom wróżę zgon tyle rychły, co i ciekawy. Kolega numer jeden zapewne własną śmierć prześpi i dopiero po jakiś dwóch tygodniach połapie się, że oddał ducha. Człowieczek oznaczony dwójką na łożu śmierci będzie wrzeszczał, złorzecząc bliskim, Bogu oraz księdzu, powali w wieko trumny, by na koniec zostać nerwowym widmem, nawiedzającym centra handlowe. Los obu wydaje się nie do pozazdroszczenia. Gdzie robią błąd? Włączanie siebie raz na całe życie prowadzi do przepalenia i człowiek w końcu ulega przepaleniu, jak bez ustanku chodzący silnik. Analogicznie, wyłączonego człowieczka ludzie zapomną i wywalą na śmietnik.
Symptomatyczne też, że żaden nie związał się z nikim na dłużej.
Włączony nieustannie podbijał serca kobiet, zachwyconych jego energią, również w sypialni. Ze swym zamiłowaniem do planów kreślił szkice miłosnych konfiguracji, obliczał tempa, sekwencje ruchów, jak i czas regeneracji między numerkami, następnie robił śniadania, tańczył, śpiewał, zabierał do kina, na kręgle, lody, spacer oraz wino, w skutek czego kolejne wybranki uciekały od nadaktywnego psychopaty, wybierając spokój.
Wyłączony mistrz odurzeń cieszył się równym powodzeniem, mimo że nieliczne już zęby miał barwy czarnoziemu, zarastał niby prorok, pachniał zaś jakby tarzał się w żywności niepasteryzowanej. Do tego ruszał się leniwie i uwielbiał trzymać dłoń w spodniach (niekoniecznie swoich). Budziło to zachwyt większości znanych mi kobiet: mrużyły oczy, mrucząc on jest taki koci! Wyłączony doskonale wykorzystywał sytuację, jeszcze doskonalej przegrywał kolejne miłości, odstępując od zasad higieny i jeszcze domagając się pieniędzy za sam, wstrząsający zresztą, fakt swego istnienia.
Dwa przykłady wskazują, że włączanie i wyłączanie należy traktować dynamicznie. Oczywiście, jeśli chcemy pozostawać w szczęśliwym związku, co nie zawsze przecież przekłada się na szczęśliwe życie. Amplituda włączeń/wyłączeń jest w przypadku płci stała, wyróżnia się jednak natężeniem. Najczęściej występuje podczas rozmowy, żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie wytrzyma wysłuchiwania historii o Kaziu, który akurat odszedł od żony, mieszka w rynsztoku albo w pułapce na szczury, podobnie jak wytrzymanie monologu poświęconego nowym tipsom Basi pozbawi zmysłów każdego mężczyznę. Jedno gada, drugie nie słucha.
Jedno włączone, drugie wprost przeciwnie.
Cudowny związek można zbudować jedynie w oparciu o rozszerzenie powyższego przykładu. Dwoje włączonych ludzi rozsadzi świat wokoło, mieszkanie wyleci w powietrze, teściową rozerwie, a pies zdechnie od wielodniowego aportowania. Para wyłączona zaśnie snem kamiennym, niby niedźwiedzie albo zacznie się snuć w niewiadomym celu: zlecą ze skarpy, zamieszkają w knajpie, ostatecznie wstąpią do Zielonoświątkowców, w każdym razie, z “żyli długo i szczęśliwie” poodpadają człony, zostawiając sam rdzeń. “Długo”. Tylko za sprawą tej umiejętności biurowy romans trwa więcej niż kwadrans, ludzie spotykają się i trwają przy sobie na całe lata, a nawet biorą śluby.
Prowadzi to też do smutnego wniosku, że ludzie, będąc razem, muszą się mijać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze