Porachunki
CEGŁA • dawno temuJestem facetem, którego jego Pani, rzuciła po czterech latach. Nikt nikogo nie zdradził, nie obraził, nie zawiódł, nie okłamał. Była miłość, bliskość, partnerstwo. I jedna rzecz nigdy nie wyjaśniona między nami: ślub i dzieci. Ona chciała wszystko i już, ja chwilowo nie. Ona powiedziała nagle: dosyć. Bez tłumaczeń. Byłem zbyt gruboskórny i zajęty spełnianiem Jej życzeń? Tylko tych, które raczyła nazwać po imieniu. Pozostałych nie zauważyłem.
Kochana Pani Cegło!
Jestem facetem, chciałem powiedzieć: CZŁOWIEKIEM, którego jego Pani, też CZŁOWIEK, rzuciła po czterech latach. Nikt nikogo nie zdradził, nie obraził, nie zawiódł, nie okłamał… Zaraz, czy nie okłamał? Żeby dać najpierw sobie odpowiedź na to pytanie, od ponad roku nic innego nie robię, tylko rozmyślam nad swoimi ewentualnymi błędami, rozwalam na kawałki cały związek, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu – jako facet, chociaż też człowiek, jestem zbyt gruboskórny, by analizować każdą sekundę, Pani i inne Panie wybaczą. Na poszczególne sekundy już nie starcza mi pojemności mózgu, a to zapewne kolejna moja słabość, wina, rysa.
Tak, przyznaję się do winy. Byłem, jestem, pozostanę wytworem społeczeństwa i tzw. kultury. Co prawda nie miałem okazji jeździć na wojny, wdychać napalmu i włóczyć się po burdelach, podczas gdy moja Ukochana pracowała w fabryce, orała pole i łatała dach, ale i tak jestem typowym, ohydnym, nieczułym samcem. Tak WY to widzicie. WY – kobiety i zarazem ludzie.
Jak to prosto opowiedzieć? Nie da się. Była miłość, bliskość, partnerstwo, moim zdaniem. I dla każdego coś miłego. Ona powiedziała nagle: dosyć. Bez tłumaczeń głębszych. Nie wiem, jak inni faceci-ludzie. Ja, gdy słyszę „dosyć”, rozumiem „dosyć” i się zmywam. Teraz nawet sam mówię to pierwszy! Brawo, moja Dziewczyno, to dzięki Tobie! Umiem zmieszać kogoś z parkietem tak, żeby zrobił wielkie oczy i nie rozumiał, o co biega. To łatwe, przyznaję Ci laury.
Chciałem w spokoju prowadzić te rozmyślania — dlaczego nam się nie udało. Naprawdę, miałem taki zamiar: wyciągnąć z tego naukę na przyszłość, dojść do swoich potknięć samodzielnie. Niestety, nadziałem się na moją Byłą po trasie, w jednej z „naszych” knajpek. Koniecznie i bez przeproś muszę Pani i wszystkim Paniom przytoczyć naszą rozmowę, która się wtedy odbyła, bo do śmierci jej nie zapomnę. Nadzieję taką mam. Kimkolwiek będę, czegokolwiek dokonam, kogokolwiek jeszcze zranię do krwi.
ONA – wygląda fenomenalnie, rozsiewa feromony, ogląda mecz pod sufitem, „cieszy się” na mój widok. Dosiadam się, wymieniamy wstępne uwagi, rozluźniamy się dymkiem i procentem (Ona jest do przodu z procentami).Zakładamy maski, ale Jej maska jest twardsza i grubsza, Pani mi wierzy…
Minęło pół godziny…
JA – Spotykasz się z kimś?
ONA – Tak, od czasu do czasu z jakąś prezerwatywą.
JA – Jesteś szczęśliwa?
ONA – Trzeba było spytać, kiedy byłam z tobą.
JA – Postawić ci jeszcze?
ONA – Żebym ja ci potem postawiła? Dzięki, nie jestem dziś w klimacie.
To już koniec przytaczanki, Pani Cegło. Nie śmiałbym nudzić. Bo co właściwie z tego spotkania wynika? Że runął mój fortepian? Nie użalam się nad sobą. Owszem, była jedna rzecz nigdy nie wyjaśniona dobrze między nami: ślub i dzieci. Ona chciała wszystko i już, ja chwilowo nie. Nie namyślałem się, czy być z Nią – bo pragnąłem tego na pewno i wiem, co mówię. Tylko miałem tę wadę, często poruszaną przez kobiety-ludzi, że potrzebowałem więcej czasu na decyzję. Jednak byłem i tak jak mąż: odpowiedzialność, dom, kasa, wszystko. Czyżbym idealizował moją Byłą – nie doceniała tego, miała tylko parcie na papier? Trudno powiedzieć.
Straszne to, że po byciu lata razem i przypadkowym spotkaniu nachodzą faceta-człowieka parszywe myśli: Ona przemawia jak zdzira, chce mnie upokorzyć, a upokarza… siebie. Ja też nie jestem lepszy. Tak, chciałem się z Nią przespać, może nawet cofnąć czas. Za bardzo uwierzyłem w swój urok, Ona tymczasem swój zepsuła totalnie.
Nikomu nie życzę takiego sentymentalnego wieczorku, ale widocznie na niego zapracowałem. Jestem wreszcie wolny. Związuję się tylko na noc lub kilka spotkań, tłumaczę swoim Paniom z góry, o co chodzi, a o co nie, żeby nie było, że coś obiecuję, a potem nagle robię wielką krzywdę. Tak jest wygodniej. Czy fajniej? Podyskutowałbym, ale straciłem partnera. Partner stał się wulgarny i pospolity, a ja w ślad za Nim też.
Zanim ludzie zaczną atakować innych, niech zastanowią się nad sobą – to moja dewiza na dziś. Niech się Panie nie skarżą. Niech mówią prawdę, kiedy jest na to czas, a nie dopieprzają po fakcie. Słucham, Pani Cegło, co miałbym wynieść z tego doświadczenia? Że moja Pani mnie oszukiwała, że było Jej ze mną źle? Tak podejrzewam teraz. Przez cztery lata nic nie wiedziałem. Byłem zbyt gruboskórny i zajęty spełnianiem Jej życzeń. Tylko tych, które raczyła nazwać po imieniu. Pozostałych nie zauważyłem.
Cyberafał
***
Drogi Rafale! (Pozwolę sobie niesarkastycznie przejść z Tobą na „ty”).
Owszem, użalasz się nad sobą — niemiłosiernie. I sam atakujesz innych. Nieładnie. To powinno być Twoją dewizą na dziś. No, przestrogą.
Trudno bajdurzyć o partnerstwie, gdy kobiety cały czas się poucza, że to one, i tylko one, mają obowiązek jasno komunikować swoje pragnienia i sprzeciwy, bo inaczej mężczyzna nie wie, o co chodzi. Podobno tak jesteśmy skonstruowani genetycznie… Obawiam się jednak, że jeśli w najbliższym czasie ta teoria (jak wiele innych przedtem) nie zostanie z hukiem obalona, ludzkość, zamiast się ujednolicać, zacznie się coraz bardziej od siebie oddalać, w sensie płci. Coraz mocniej się zwalczać i coraz gorzej porozumiewać.
Zalewa Cię gorycz, bo i mocno zostałeś ugodzony. Nie zamierzam kibicować żadnej stronie – mocno zaleźliście sobie za skórę. Twoja Pani też liże rany, a dowodem – Jej pokierowanie rozmową. Może wredne, jednak celne. Chciała ugodzić i trafiła. Bardzo słusznie robisz, zastanawiając się, dlaczego. Nie przerywaj myślenia. Kto wie — to może Cię do czegoś konstruktywnego doprowadzić.
Przeżywasz typową fazę porzuconego. Niektórzy zamykają się w sobie (i na wszelkie kontakty), inni szukają zemsty na tzw. płci przeciwnej (fajne określenie, uwielbiam je, bo w zasadzie przesądza o wszystkim). Jesteś oczywiście w drugiej grupie: nie chcesz powiedzieć tego wprost, ale nie lubisz kobiet i nie wierzysz im. Pytanie brzmi, czy stało się to dopiero po rozstaniu z Byłą, czy też zaczęło trochę wcześniej. Na pewno jest to pytanie, które Ona mogła sobie niegdyś zadawać – skąd się bierze Twoja nieufność wobec silnego, nawet formalnego związku? I wielka szkoda, że w odpowiednim momencie szczerze sobie na ten temat nie pogadaliście. Ale tego się już nie da naprawić.
Jesteś trzeźwo myślącym romantykiem, trudno Cię zdefiniować i przyszpilić, ponieważ żyjemy na wyuczonych schematach: ktoś jest taki lub taki. Gdy schemat zgrzyta, niektórzy się buntują. Nie wiem, co rozczarowało Twoją dziewczynę i skłoniło Ją do odejścia, na pewno jednak był między Wami niedostatek wzajemnej wiedzy o sobie i otwartości w komunikowaniu swoich oczekiwań. Świadczą o tym choćby złośliwości z Jej strony, dotyczące Waszego życia seksualnego – chyba czegoś tu nie dogadaliście, ktoś czuł się uprzedmiotowiony i zaniedbany, prawda? A jeśli masz pretensje, że reklamacji nie zgłaszano… Wybacz, będę zmuszona przyznać Ci rację: byłeś bezmyślnym samcem, skupionym na kwestiach doczesnych, a Twoja Była miała pełne prawo do ataku bezsilności – szkoda, że zauważyłeś w tym tylko wulgarność.
Nie wzrusza mnie Twoje przejście na pozycję cynika. Jesteś zbyt inteligentny, by wpadać w prymitywne pułapki psychiczne i usprawiedliwiać swoje postępowanie zawodem miłosnym, a w gruncie rzeczy – obustronnym niepowodzeniem. Tego oczekiwałeś?
Byłoby przykro, gdyby taki myślący, idealistyczny facet zasilił rzeszę bezrefleksyjnych sercołamaczy i zawiedzionych kobiet :). Twój wybór. Jeśli jednak masz wyobrażenia, marzenia, wizje – nie zmieniaj ich tylko dlatego, że nie ziściły się za pierwszym podejściem. I nie obwiniaj nikogo za swój „podeptany” idealizm. Przeciwnie – brnij w niego konsekwentnie, aż trafisz na sytuację, w której się zrealizuje. Ale to nie stanie się samo. Musisz w tym uczestniczyć. Ujawnić siebie drugiej stronie, udowodnić, że te gorzko wspominane i wypominane ideały coś dla Ciebie znaczą – a nie chować się w milczeniu lub udawać kogoś, kim nie jesteś. Nigdy nie oczekuj i nie zakładaj, że osoba krocząca obok Ciebie zrozumie wszystko bez słów, skoro… Ty sam tego nie potrafiłeś.
Powodzenia i pozdrawiam,
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze