Okrutny czy bezmyślny?
CEGŁA • dawno temuMam dylemat. Mogę zachować się jak świnia albo zgodnie ze swoimi dotychczasowymi zasadami, jak przyzwoity człowiek. Każdy prawie ma taki wybór i teoretycznie nie powinien się wahać, bo odpowiedź wydaje się oczywista. Jest może jednak więcej prawdy w tym, że wzgardzona kobieta jest jak anioł zemsty.
Droga Cegło!
Mam dylemat. Mogę zachować się jak świnia albo zgodnie ze swoimi dotychczasowymi zasadami, jak przyzwoity człowiek. Każdy prawie ma taki wybór i teoretycznie nie powinien się wahać, bo odpowiedź wydaje się oczywista. Jest może jednak więcej prawdy w tym, że wzgardzona kobieta jest jak anioł zemsty:-), oczywiście, trochę w tym momencie przesadzam.
Rozeszłam się z chłopakiem, z którym mieszkaliśmy ponad rok. Rozstanie, jak i poważna rozmowa między nami, miały miejsce w styczniu czyli na dzisiejszy szybki świat bardzo dawno temu… Może i nie myślałabym o tym, ale, po pierwsze, nie kieruję się urażoną dumą, tylko wydaje mi się, że jeszcze ciągle coś do Kajtka czuję. Po drugie, to on nie daje mi zapomnieć, w głupi i szczeniacki sposób zresztą, aż nie mogę uwierzyć, że to ta sama osoba, z którą przeżyłam tak fantastyczne chwile.
Kajtek zdradzał mnie przez ostatnie kilka miesięcy, a dokładniej miał drugą dziewczynę „na zakładkę” ze mną, tymczasem nasz związek coraz bardziej się rozluźniał. Dowiedziałam się na raty – trochę z ploteczek na sylwestrze spędzonym osobno, trochę z własnych przemyśleń, kiedy zebrałam się wreszcie na odwagę, by spojrzeć w oczy faktom. Przez dłuższy czas niczego nie zauważałam, jak na kiepskim filmie. Kajtek zawsze mało czasu spędzał w domu, bo miał mnóstwo zainteresowań i zajęć sportowych, chce zresztą studiować wychowanie fizyczne. Ja byłam na tyle „inteligentna”, że na przykład dopiero po 2–3 miesiącach się zainteresowałam, dlaczego on nigdy nie wrzuca po powrocie rzeczy do prania. Kiedyś zajrzałam w końcu do tej jego wielkiej torby, a tam – czyściutkie koszulki, ręczniki, nietknięta para adidasów… Prymitywne, prawda? No cóż, żałuję, że nie mogę nazwać mojego byłego chłopaka subtelnym graczem.
Doszło do tej rozstrzygającej rozmowy, Kajtek do wszystkiego się przyznał, przepraszał, robił dziecięce oczy, właściwie było więcej niż kulturalnie, tylko co mi z tego. Powodów jako takich oszukiwania mnie nie usłyszałam – przeciwnie, on chyba starał się… prawić mi komplementy! Powiedział między innymi, że nasz związek był dla niego lekcją prawdziwej miłości, że nauczył się przy mnie na temat uczuć wielu rzeczy, o których nie miał pojęcia, że jest teraz dzięki mnie lepszym (hm) człowiekiem i potrafi innym więcej dać. Innej, znaczy się… Nie mam pojęcia, czy on sobie zdawał sprawę, że taka gadka potwornie mnie rani, wolałabym już dostać w pysk i usłyszeć, że jestem beznadziejna. Przynajmniej byłoby wiadomo: nie kocham cię, nudzisz mnie, cokolwiek.
Niestety, nie koniec na tym. Kajtek objawił się ponownie, żeby wbić mi kolejny, wcale nie wiem czy ostatni gwóźdź. On jest chyba kretynem lub pomimo „lekcji miłości” facetem kompletnie bez uczuć! Najpierw (wtedy, w zimie) powiedział swoje i wyszedł potulnie, jak stał: zostawił nawet swoje płyty, część ubrań, inne drobiazgi. O nic się nigdy nie upomniał, zostawił stare życie, zaczął nowe. Ja po przechorowaniu (miałam migreny, omdlenia, czułam różne bóle i fizyczne objawy bez powodu) postanowiłam zrobić to samo. Zacząć na nowo i przeżyć. Odezwał się wreszcie mój instynkt samozachowawczy. Pierwsza rzecz, jaką postanowiłam, to o mieszkaniu. Przyjaciółka, tak samo jak lekarz, powiedziała mi, że byłoby lepiej nie mieszkać teraz przez jakiś czas samej, zwłaszcza w miejscu, gdzie z każdego kąta wyglądają wspomnienia. Bardzo kochałam nasze „gniazdko”, co brzmi teraz ironicznie i żałośnie. Ale przecież nie było wcale NASZE. Decydowałam się po długim myśleniu wymówić, zwłaszcza że ciężej mi teraz finansowo, i przenieść się do wolnego pokoju, do koleżanek.
No i zgadnij, co zrobił Kajtek? Swoimi kanałami dowiedział się, że chcę zmienić mieszkanie. Odezwał się do mnie, że w takim razie on je wynajmie ze swoją obecną dziewczyną. Zawsze lubił to mieszkanie, ja nadałam mu taki fajny klimat… Nie chce nawet niczego zmieniać, pytał, gdy się spotkaliśmy, czy zostawiam na przykład zasłony, lampę (kupowaliśmy razem), regał przykręcony do ściany. Cegło, ja byłam na tyle zaskoczona i otumaniona tym brakiem litości, a choćby delikatności z jego strony, że nie powiedziałam mu nie! Odwrotnie, obiecałam nawet właścicielom mieszkania, że załatwiłam dla nich lokatora, nie będą musieli szukać, bo będzie mieszkał mój chłopka, któremu już ufają. Nie wiem teraz, co mnie opętało, dlaczego jestem taka uległa, dam się pokroić na kawałki i sama się podam na talerzu, żeby nikomu nie sprawiać kłopotu, tylko pomóc? Co będzie następne?
Po refleksji (to miało miejsce przed świętami, a wyprowadzam się za 2 tygodnie) i rozmowie z przyjaciółką, a potem z rodzicami, u których byłam z wizytą 3 dni, mam bardzo brzydkie uczucia pod adresem Kajtka. Mam ochotę zadzwonić i bardzo ordynarnie powiedzieć mu, co o tym wszystkim sądzę. Wiem, że zostałam nastawiona i nakręcona negatywnie przez rodzinę i znajomych, to jakby nie jestem całkiem „ja”, no ale, czy uważasz, że mogę teraz złamać obietnicę, wycofać się ze wszystkiego i poradzić mu, żeby razem ze swoją dziewczyną spadali na drzewo? A co wtedy powiedzieć państwu od mieszkania? Już im powiedziałam, że mają nową osobę, teraz będę musiała kręcić i zrobię im problem.
Zakałapućkałam się, pozwoliłam zranić się dwa razy, a może i więcej, bo jak ja się będę czuła, gdy oni będą tam razem mieszkać? A co mnie to w ogóle obchodzi? Dobre pytanie. Właśnie – czyli pewnie nadal Kajtka kocham? Po tym wszystkim? Nie wiem, co robić.
Ineska
***
Kochana Inesko!
Bywają różne rozstania. Burzliwe i spokojne. Takie bez winy i takie po dramatycznych akcjach ze strony jednego lub obojga zakochanych. Tak czy inaczej, statystycznie rzecz biorąc, decyzja o rozejściu się wskazuje na koniec miłości.Wasz przypadek jest skomplikowany w tym sensie, że Kajtek chciał rozstać się spokojnie (i w jego mniemaniu pewnie się to udało, czego dowodem ostatnie zachowanie), Ty zaś spokojna nie byłaś, ale nie dałaś tego po sobie poznać. Pomogłaś mu załatwić to tak, żeby wyszedł bez szwanku czy poczucia winy. Sobie „zapomniałaś” pomóc.
Efekt jest taki, że za swoją uczciwość, godność i wewnętrzną potrzebę przyzwoitości zapłaciłaś straszne myto. Co więcej, nadal płacisz. Jesteś znerwicowana i zdezorientowana, nie masz odwagi wyrażać, ba, nazywać po imieniu własnych uczuć. Kompletnie ignorujesz swoje potrzeby, czy też, mówiąc brutalnie, żywotne interesy. Rodzice, przyjaciółka – owszem, mogą wesprzeć, mniej lub bardziej trafnie doradzić. Ale o swoje sprawy: odzyskanie równowagi psychicznej, dobrego samopoczucia — musisz zadbać samodzielnie. Jestem pewna, że już od dawna Ci świta, co należy w tej sytuacji zrobić, tylko nie masz odwagi, ponieważ polubiłaś pewną wizję siebie: bezbronnej, krzywdzonej, idealistycznej… Takiej, która na przekór innym wytrzyma wszystko i jeszcze wyjdzie z tego z twarzą. Zapewniam Cię – czasami są rzeczy ważniejsze i pożyteczniejsze niż dźwiganie na barkach roli człowieka-pomnika. Może jesteś na to za słaba? Może pora podpatrzeć, jak to robią inni, że nikt ich nie krytykuje, gdy pozwolą sobie na odrobinę zdrowego egoizmu?Nie namawiam Cię oczywiście do naśladowania Kajtka – u niego to nie jest odrobina… Szkoda, że tak Wam się ułożyło: za mało czasu, jak sądzę, spędzaliście naprawdę razem, by się poznać i trwale związać. Z tych samych powodów nie dostrzegłaś w nim pewnych cech. Chociaż on akurat ocenił Cię właściwie i wszystkie Twoje zalety dość bezpardonowo wykorzystał. Trzeba do tego zarówno inteligencji i intuicji, jak i grubej skóry, niestety. Kajtek kłamał, kiedy było mu wygodnie. Podobnie robił z okazywaniem skruchy i braniem Cię pod włos: jaka to jesteś wspaniała, wyrozumiała i w ogóle. Wreszcie, szczęśliwy, że mu się upiekło, przeszedł do konkretów, uznając zapewne, że będziesz konsekwentna jak zawsze: to znaczy uczynna, ugodowa i kierująca się sentymentami.
Historia z mieszkaniem jest, jak słusznie sugerujesz, odrażająca. Dowodzi całkowitego braku wyczucia, wrażliwości z jego strony. Czysty pragmatyzm! Jedyna rada dla Ciebie na podleczenie swoich ran: niestety, odpłać tym samym lub czymś podobnym. Nie wnikaj, czy jeszcze go kochasz (za co – że zapytam z ciekawości?), ani nie daj bóg, czy on czuje coś do Ciebie („może to mieszkanie to próba powrotu?”). Nie epatuj też złośliwością ani okrucieństwem, bo to zupełnie nie w Twoim stylu i poczujesz się jeszcze gorzej niż teraz. Wypośrodkuj! Proponuję bardzo grzeczny, ale lodowato zimny telefon: sprawa z mieszkaniem nieaktualna, wszystkie rzeczy, które sama znalazłaś, kupiłaś, wymyśliłaś – zabierasz, bo je lubisz, niezależnie od tego, co się stało, zresztą, nie widzisz powodu wydawania pieniędzy na nowe, właściciele znacznie podwyższyli czynsz i mają już lokatora, niezmiernie Ci przykro. Kontakt między nimi i Kajtkiem umiejętnie i na zawsze zablokuj. Jeśli to mili ludzie, przeproś ich za zamieszanie i obiecaj, że spróbujesz poszukać dla nich kogoś innego wśród znajomych (to zawsze możesz zrobić). Koniec kłopotów. Twój zawód jest większy i boleśniejszy niż ich, zapewniam.
I jeszcze coś. Skoro Kajtek twierdzi, że dałaś mu lekcję prawdziwej miłości, poprzestań na tym. Nie dawaj mu już następnych lekcji. Chcę przez to powiedzieć, że odradzam Ci odsłanianie się przed nim, okazywanie słabości. Mogłabyś oczywiście powiedzieć mu, że nie odstąpisz mieszkania jemu i jego nowej dziewczynie, bo ze względów emocjonalnych byłoby to dla Ciebie zbyt trudne. Ale moim zdaniem on nie zasługuje na takie wyznanie. Powiedz o tym przyjaciółce lub mamie. One kochają Cię bezinteresownie i nie szukają nad Tobą przewagi.
Życzę Ci wielu pozytywnych zmian – w życiu i w myśleniu…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze