Planowanie rodziny
CEGŁA • dawno temuMam 29 lat i ugruntowaną sytuację zawodową. Kilka miesięcy temu poznałam mężczyznę przez Internet. Jest dużo starszy, podchodzi poważnie do życia. Nie interesują go tzw. przygody. To nie przypadek – właśnie kogoś takiego szukałam. Niedawno zaczęliśmy rozmawiać o wspólnym mieszkaniu, a nawet czymś więcej. I ogarnęły mnie wówczas wątpliwości. Bo Tomasz ma za sobą bardzo krótkie i nieudane małżeństwo oraz dwie dorosłe córki. Powiedział szczerze, że kolejna „droga przez pieluchy” go nie interesuje.
Droga Cegło!
Mam 29 lat i ugruntowaną sytuację zawodową. Kilka miesięcy temu poznałam mężczyznę przez Internet. Jest dużo starszy, podchodzi poważnie do życia. Nie interesują go tzw. przygody. To nie przypadek – właśnie kogoś takiego szukałam. Niedawno zaczęliśmy rozmawiać o wspólnym mieszkaniu, a nawet czymś więcej. Ogarnęły mnie wówczas wątpliwości.
Tomasz jest specyficznym człowiekiem. Przewyższa mnie wiedzą i doświadczeniem, imponuje mi. Pisze prace naukowe i publikacje do poważnych wydawnictw, jest cenionym specjalistą w swojej branży. Ma to oczywiście swoje konsekwencje, jeśli chodzi o tryb życia, charakter. Tomasz pracuje w domu, izoluje się wtedy od świata, zamyka się w nim. Jest trochę nieprzystępny, ale sam nazywa to łagodniej: samowystarczalny. Nie ma dziwactw, na pewno jednak jest typem samotnika i trudno byłoby mu na przykład zmienić poglądy w jakiejś sprawie.
Generalnie, odpowiadają mi takie cechy w mężczyźnie. Widzę w tym gwarancję stabilności, jakiej potrzebuję. Jest tylko jedno „ale” – jego zapatrywania na rodzinę. Chcę mieć dziecko, nigdy się z tym nie kryłam. Tomasz ma za sobą bardzo krótkie i nieudane małżeństwo i dwie dorosłe córki. Powiedział szczerze, że kolejna „droga przez pieluchy” go nie interesuje. Nie było to veto wobec dziecka jako takiego, lecz postawienie pewnych warunków. Nie mogę liczyć, że będzie się w jakikolwiek sposób angażował w opiekę. Zagwarantuje środki na wszystko, mogę sama zdecydować, czy wolę pracować, czy zostać w domu, ale organizacyjnie muszę to ogarnąć tak, by on nie musiał w ogóle o tym myśleć. I kolejny warunek – nie życzy sobie babć i dziadków, kręcących się po mieszkaniu. Jest za stary na to, by użerać się z kolejnymi teściami, jak się wyraził. W grę wchodzi wyłącznie opiekunka.
Tu właśnie przyszło moje wahanie. Czy on będzie kochał dziecko? Niby z córkami ma serdeczny kontakt, nie widzę tam śladu zadawnionych żalów czy konfliktów. Ale takie postawienie sprawy trochę mnie niepokoi. Wydaje mi się zbyt wykalkulowane, a na dodatek staroświeckie. Nie wiem, czy poradzę sobie z takim podziałem ról, choć pewnie tak, jeśli będę musiała. Jestem dobrze zorganizowana i lubię jasne sytuacje. Jeżeli zaakceptuję warunki Tomasza, wiem, że ambicja nie pozwoli mi złamać umowy. Nie jestem tylko przekonana, czy dziecko będzie szczęśliwie się rozwijać w takim układzie, czy będą zaspokojone jego potrzeby emocjonalne.
Co mi radzisz? Będę bardzo wdzięczna za Twoją opinię.
Magda
***
Droga Magdo!
Możesz liczyć na moją szczerość.
Piszesz, że nie poznałaś Tomasza przez przypadek. Mam wrażenie, że niewiele rzeczy w Twoim życiu dzieje się przypadkowo. Nie przypadkiem znalazły się też w Twoim liście słowa takie, jak „kalkulacja” i „układ”.
Myślę, że z psychologicznego punktu widzenia – a taki staram się przyjmować w Kąciku – Wasz ewentualny związek jest kompletnym nieporozumieniem. Nie ze względu na dobro dziecka, które jeszcze nie zostało nawet poczęte, lecz z powodu Was samych. Nie wiem, czy oboje nie jesteście „za starzy” na zakładanie rodziny. Poglądy Was obojga są aż nazbyt ugruntowane. Na tak twardym gruncie nie bardzo widzę miejsce dla spontaniczności, która naturalnie i nierozerwalnie wiąże się z… uczuciami. A może lepiej: jest wyrazem uczuć. Nie jestem sentymentalna i nie pytam: a gdzie miłość? Sama znasz odpowiedź. W Waszym związku chyba jej nie ma, prawda?
Nie zamierzam, Magdo, odradzać Ci małżeństwa (zgaduję, że o takim układzie mowa) ani macierzyństwa – nie mam do tego prawa. Poza tym, to wielka odpowiedzialność. O ile jednak bagaż doświadczeń i wiek Tomasza w jakimś stopniu tłumaczą jego podejście do życia, o tyle źródeł Twojej postawy nie znam i nie rozumiem. Być może wynika ona z jakichś perturbacji uczuciowych, o których mi nie napisałaś.
Nawet jeśli, podobnie jak Tomasz, przeżyłaś zawód miłosny, doradzałabym Ci kolejne przewartościowanie. Jesteś młodą kobietą. Daj sobie jeszcze jedną szansę na ugryzienie życia z jego najbardziej soczystej strony, zamiast planować je z ołówkiem w ręku. Masz przed sobą mnóstwo czasu na utratę złudzeń – nie przyspieszaj sztucznie tego procesu. Posłuchaj wewnętrznego głosu, bo Twoje wątpliwości są uzasadnione. Inna jest sytuacja dziecka, którego rodzice w pewnym momencie przestają się kochać, inna zaś tego, które rodzi się z matematycznego równania.
A zanim w ogóle zaczniesz się zastanawiać nad jego potrzebami emocjonalnymi, pomyśl o swoich. Naprawdę ich nie masz? Jak TY będziesz się czuła w układzie, który naszkicowałaś? Pamiętaj, nie jest ważne, jak podzielicie się z mężem rolami: po staroświecku czy po partnersku. Każdy lubi co innego. Ważne, co wnosicie w ten związek w posagu – mówię oczywiście o wartościach niematerialnych.
Trzymam kciuki za rozsądną decyzję – niekoniecznie za małżeństwo z rozsądku.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze