Z narzeczonej w dziwkę
CEGŁA • dawno temuPięć miesięcy temu mój narzeczony wyjechał do Irlandii, do ciężkiej pracy. Po miesiącu jego nieobecności, okazało się, że jestem w ciąży. W jednym momencie z mojego życia znikły dwie najważniejsze osoby. Miałam mieć męża i dziecko. Nic mi się nie udało. Nie wiem, ile jeszcze bólu mnie czeka, zanim się pogodzę z losem i zrozumiem: że tak musiało być. Gdzie zrobiłam błąd?
Droga Cegło!
W jednym momencie z mojego życia znikły dwie najważniejsze osoby. Miałam mieć męża i dziecko. Nic mi się nie udało. Nie wiem, ile jeszcze bólu mnie czeka, zanim się pogodzę z losem i zrozumiem: tak widać musiało być, gdzieś zrobiłam błąd, trudno.
Pięć miesięcy temu mój narzeczony wyjechał do Irlandii, do ciężkiej pracy, jako zwykły robotnik budowlany. Utracił w Polsce dobrą posadę, a że jest niecierpliwy, nie szukał długo nowej, tylko dołączył do kolegów na ten wyjazd, nie chciał mieć przestojów w zarabianiu pieniędzy, także z powodu naszych planów – myśleliśmy o ślubie na wiosnę. Na lotnisku oboje płakaliśmy. Mamy po 23 lata. W około stało więcej par takich jak my, żegnających się, zaryczanych. Rzecz nie do opisania.
To miało miejsce we wrześniu. Wszystko potoczyło się błyskiem. W październiku wiedziałam już, że jestem w ciąży. Zadzwoniłam do Janka, prosiłam, żeby wracał, był ze mną. Niespecjalnie się czułam, jak się potem okazało, nie bez powodu. Byłam słaba nie tylko fizycznie – miałam w głowie jakiś dziwny niepokój, trudny do wyjaśnienia.
Janek cieszył się niesamowicie z dziecka, wrócić jednak nie chciał od razu. Dobrze zarabiał i szkoda mu było to tracić. Ostatecznie zgodziłam się z nim, zwłaszcza, że nie zamierzaliśmy przyspieszać ślubu, a wręcz odwrotnie – postanowiliśmy się pobrać dopiero, kiedy dziecko przyjdzie na świat, a ja wrócę do formy. Marzyłam sobie, idiotka (ale ma to chyba sporo dziewczyn?), że chcę szałowo wyglądać w ślubnej sukience.
Czułam się coraz gorzej. Lekarka przestała pocieszać. W badaniach – to też moja wina, nigdy nie byłam częstym gościem u ginekologa – wyszło, że mam jakieś anomalie w budowie macicy, a także bardzo niski poziom hormonów potrzebnych do utrzymania ciąży. Chodziłam po innych lekarzach, jeden kazał leżeć, inny proponował jakąś kurację… Ledwo po sześciu tygodniach sprawa „rozwiązała się” samoistnie, poroniłam na koniec trzeciego miesiąca.
Z płaczu i z bólu nie miałam nawet siły zadzwonić do Janka z taką wiadomością, zrobiła to moja mama. Usłyszała wtedy dziwne słowa: no to ja już nie mam po co wracać. Tak się wyraził mój narzeczony! Po paru dniach wywlokłam się ze szpitala i zebrałam siły do rozmowy. Zadzwoniłam, zapytałam, o co właściwie chodzi, chyba teraz to już na pewno powinien przyjechać i ze mną być… I usłyszałam.
W głowie Janka uroiły się jakieś chore myśli! Plótł trzy po trzy, a to, że to nie jego dziecko, bo czas się nie zgadza, a to, że kłamię i zrobiłam zabieg, bo tak naprawdę nie chciałam tego dziecka, potem z kolei, że zrobiłam zabieg, żeby nie wyszło na jaw, że dziecko nie jest jego. Kompletnie zwariował i ja przez niego chyba też zwariuję, jeśli to jeszcze trochę dłużej potrwa.
Od trzech miesięcy czekam na jego powrót. Wydzwaniam, błagam, coraz rzadziej odbiera komórkę. Nie daje sobie niczego wyjaśnić, jakby sobie coś ubzdurał i to go zaślepia. Nie rozumiem tego. Musiałam iść do psychiatry. Biorę silne leki, pani doktor wypytywała o Janka, jakie są szanse ściągnięcia go do kraju, ponieważ oboje powinniśmy poddać się jakiejś terapii dla rodziców po utracie dziecka, czy coś w tym rodzaju. Szanse są żadne! Przecież on nawet nie uważa się za ojca, już mnie zaszufladkował jako dziwkę. Raz wykrzyczał przez telefon, że w ogóle nie wróci, a ja żebym sobie ustrzeliła na męża tego jelenia, z którym się puściłam.
Cegło, strasznie cierpię, nawet gdy jestem otumaniona lekarstwami. Powiedz mi, czy zrobiłam coś złego, co dałoby mu podstawy do takiego traktowania mnie i zmiany decyzji o 180 stopni? Czy on jest tak ciemny, że nie rozumie, że to sprawa zdrowotna i nie mogłam utrzymać tej ciąży? Jak jest możliwe przeskoczyć w jednej chwili z wielkiego zakochania, planów na całe życie – do takich oszczerstw i podejrzeń? Staram się wierzyć, że on wróci do rozumu i staram się z całych sił podtrzymywać w sobie płomień naszej miłości, jakby nic się nie stało. Ale czasem czuję tak, jak to określiła moja mama: daj sobie spokój, pokazał, na co go stać, to dla ciebie obcy człowiek…
Elżbieta
***
Kochana Elu!
Nie da się ukryć: znalazłaś się na niezwykle groźnym życiowym wirażu, a najważniejszy człowiek, który powinien pomagać Ci teraz wyjść bezpiecznie na prostą, zachował się kompletnie irracjonalnie. Ogromnie Ci współczuję.
Nie czuję się na siłach wyjaśnić postawy Janka. Niewiele napisałaś o nim i o Waszym związku, skoro jednak zaplanowaliście rychły ślub i tak silne emocje towarzyszyły Waszemu pożegnaniu, zakładam, że pod wieloma względami był to związek udany, sprawdzony, rokujący na przyszłość. Ciąża, jak rozumiem, choć nie była zaplanowana, została przyjęta z radością przez Was oboje.
Mogę się jedynie domyślać, że, na przykład, histeryczna i krzywdząca Cię reakcja Janka na Wasz wspólny dramat podyktowana jest jakimiś jego urazami, których istnienia nie byłaś świadoma. Fatalnie się składa, że on jest daleko i całkowicie się przed Tobą zamknął — nie widzę tu szansy na wyjaśnienie tej zagadkowej sytuacji. Jedna z wielu możliwości: Twój narzeczony jest osobą patologicznie nieufną i niepewną siebie – w przeciwnym razie nie mógłby tak się zachować… Tak nagłe przejście z euforii przyszłego ojca do odcięcia się od dziecka i bardzo poważnych oskarżeń o zdradę oraz aborcję wskazuje na głębokie kompleksy, a także na silnie zakorzeniony konserwatyzm i fatalne schematy myślowe w kwestii płci. Może jakiś miłosny uraz z przeszłości? Trudno mi jednak uwierzyć, że te cechy nigdy wcześniej się w nim nie ujawniły. Nie pamiętasz żadnych sygnałów – na przykład jakichś rzucanych od niechcenia sądów moralnych na temat innych ludzi czy zdarzeń?
Po Twojej stronie nie dostrzegam najmniejszego uchybienia, podstawy do tego, by przestał Ci nagle wierzyć… Niestety, jeśli o niego idzie, tylko zgaduję. Takie domniemania mogą być oczywiście dla niego niesprawiedliwe w sytuacji, gdy jest tak daleko i praktycznie nie wiemy nic… Na pewno jednak chłopak, którego znałaś i za którego zamierzałaś wyjść za mąż, nie mógł ot, tak, bez przyczyny okazać się nagle nieczułym chamem.
Dlatego – trudno, powiem Ci, co myślę. Obrzydliwa historyjka o niewierności, wyssana z brudnego palca, wygląda jednak jak klasyczna chęć odwrócenia kota ogonem, przerzucenia na Ciebie odpowiedzialności za coś, co być może on ma na sumieniu.
Po pierwsze, z dystansu, jaki Was podzielił, Janek mógł nagle ujawnić (uświadomić sobie?) swoją kompletną niedojrzałość do małżeństwa, zamiast jednak uczciwie to przyznać, wykorzystał Twój dramat, moment słabości, by zaatakować – takie zerwanie jest wyjątkowo wredne, jednak z punktu widzenia osoby, która chce odejść, wygodniejsze i uzasadnione psychologicznie.
Po drugie, różne rzeczy dzieją się na świecie i nie zawsze mamy na nie wpływ – Twój narzeczony mógł niestety poznać kogoś w Irlandii i to mogło wywrócić jego zaplanowane z Tobą życie do góry nogami. I ponownie – nie mogąc się z tym uporać i nie mając odwagi Ci tego powiedzieć, wykorzystał sytuację jak wyżej.
Jedno jest pewne: uczciwy, dorosły mężczyzna, bez względu na okoliczności (własny ból z powodu poronienia, wątpliwości dotyczące ślubu) powinien w zaistniałej sytuacji wskoczyć w samolot i natychmiast znaleźć się u boku swojej kobiety, by pomóc jej przez to wszystko przebrnąć. Nawet, gdyby później i tak miał odejść… Nie widzę więc żadnego rozsądnego usprawiedliwienia dla Janka. Gdyby chciał i potrafił Ci pomóc, zrobiłby to natychmiast. Cokolwiek zrobi teraz, za tydzień czy za miesiąc, będzie mocno spóźnione i nie warto tego brać pod uwagę.
Obawiam się, Elu, że mama ma rację: nie powinnaś dłużej zastanawiać się nad tym, jak go ściągnąć do kraju. Musisz skoncentrować się na sobie, a ewentualną terapię rozpocząć jak najszybciej w pojedynkę – naturalne poronienie plus rozstanie to naprawdę gigantyczna trauma, nawet nie próbuj „być dzielną” i uporać się z tym sama. Leki to za mało. Zacznij od pogodzenia się z faktami – z fachową pomocą.
Gorąco Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że z każdym dniem Twój ból będzie choć trochę słabszy…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze