Nie kocham, tylko jestem
CEGŁA • dawno temuFatalnie czuję się z tym, że mieszkam z człowiekiem bez miłości z mojej strony. Wiem, że można na to patrzeć różnie – na przykład tak, że jestem wredną, nieuczciwą zdzirą, albo że jest to obustronny układ, gdzie każde z nas otrzymuje coś z jego punktu widzenia pozytywnego. Jednak słowo „układ” zawsze źle się kojarzy w kontekście uczuć…
Droga Cegło!
Od jakiegoś czasu fatalnie czuję się z tym, że mieszkam z człowiekiem bez miłości z mojej strony. Wiem, że można na to patrzeć różnie – na przykład tak, że jestem wredną, nieuczciwą zdzirą, albo że jest to obustronny układ, gdzie każde z nas otrzymuje coś z jego punktu widzenia pozytywnego. Jednak słowo „układ” zawsze źle się kojarzy w kontekście uczuć…
Damian jest ode mnie o 18 lat starszy. To mój guru w pierwszej jak dotąd pracy, we wszystko mnie wprowadził, nauczył jak się poruszać w firmie, czym to się w ogóle je. Skorzystałam na jego życzliwości w tym sensie, że do serca sobie wzięłam jego nauki i poszło mi nieźle, wykroiłam sobie w pracy swój zakątek, w którym naprawdę jestem dobra i nie do zagięcia, nie starając się jednocześnie mieszać do spraw, na których się nie znam, czy robić „kariery” w dziedzinach mi obcych. Można powiedzieć – sytuacja idealna. Lubię być ceniona, zarazem trzymając się na uboczu i w cieniu, taka fanaberia.
Historia z Damianem mnie gryzie. Jest on kimś w rodzaju tatusia i mentora, zawsze okazywał życzliwość i pomoc, nie oczekując niczego w zamian. Jeśli ktoś w to nie wierzy i uśmiecha się teraz złośliwie „pod wąsem”, to powtarzam: ten mężczyzna zawsze był wobec mnie całkowicie i totalnie bezinteresowny. Zresztą – nawet gdyby oczekiwał na przykład seksu… To żałosne. Co taka małolata mogłaby mu w ogóle dać, poza swoim ciałem, wątpliwej zresztą urody? Mądrość życiową, stabilizację, wsparcie? Nie. To On próbuje od prawie trzech lat zapewnić mi te rzeczy, wiedząc na dodatek, że moje myśli błądzą gdzie indziej!
Nie porównałam go do ojca przypadkowo – mój osobisty tato, notabene, jest już dla mnie tylko przegranym, złośliwym gnomem, usiłującym czasem zepsuć mi humor. Ale, jak to się mówi, to już całkiem inna historia. Damian bywał mimowolnym świadkiem, jako zadeklarowany przyjaciel, rzeczy różnych, także moich wzlotów i upadków uczuciowych. A za ostatnim razem, tak się złożyło, upadłam dość boleśnie.
Chłopak, którego ogromnie kochałam, ujawnił prawdę o sobie w dramatycznych okolicznościach – wylądował w szpitalu ze złamaniem obu nóg, narkoza i splot przypadków doprowadziły do tego, że dziś, pomimo wielomiesięcznej rehabilitacji, nadal źle chodzi i grozi mu nawet jakiś stopień niepełnosprawności. Rzecz w tym, że do szpitala przywiozła go taksówką obca dziewczyna. Obca dla mnie. W trakcie się okazało, że to był wypadek na obłąkańczo pijanej imprezie (ja myślałam, że on jest w pracy): Pietrek popisywał się na balkonie pierwszego piętra, aż wreszcie skoczył. Na równe nogi… Taki był nasz koniec. On i ta dziewczyna próbują teraz nieudolnie być razem, czuję się za niego nadal trochę odpowiedzialna, jak za bliską osobę, więc kontakty są częste i siłą rzeczy widzę, jak wygląda ich związek: ona zaczyna się łamać, jest wygodnicka i niedojrzała (całkiem jak ja!), chyba jej się odwidziała cała miłość, bo perspektywa opiekowania się Pietrkiem, nie jest, umówmy się, kusząca dla laski, która szukała tylko romansu. Ale to nieważne, pogodziłam się z rzeczami, których nie byłam świadoma, i życie toczy się dalej, a nawet dobrze im obojgu życzę, a nuż się ułoży? Bo teraz, możesz nie uwierzyć, gdyż piszę chaotycznie, chodzi mi bardziej o Damiana.
On zawsze był przyjacielem i nim pozostanie, nie wyobrażam sobie innego scenariusza po tym, ile wsparcia z jego strony otrzymałam. Problem polega na tym, że bardzo długo nie dostrzegałam jego uczuć, biorąc wszystko za czystą przyjaźń właśnie. Gdybym sądziła, domyślała się, że mu na mnie zależy w „tym” sensie, nie zwierzałabym się jak nastolatka ze swojej kolejnej zawiedzionej miłości, nie raniłabym go tak bezmyślnie.
Stało się jednak inaczej. Jeszcze gorzej właściwie. Popadłam w jakąś apatię, poddałam się prądowi… Zamieszkaliśmy razem. Damian opiekuje się mną jak chorym dzieckiem (a ja wymykam się mu czasem, żeby z kolei opiekować się Pietrkiem, idiotka). Nie ma między nami seksu, nie ma zawodowego układu zależności, nie jestem utrzymanką, bo zarabiam na siebie. W tym sensie może sytuacja jest czysta. Ja prowadzę dom jak żona, w miarę możliwości. Mamy wspólne życie towarzyskie. Wiem, że on mnie kocha, bo nieraz o tym rozmawialiśmy. A on wie, że ja tego nie odwzajemniam na tej samej płaszczyźnie. Godzi się z tym – nie rozumiem, po co dojrzały facet miałby się z tym godzić, jeśli może mieć inną kobietę: lepszą, piękniejszą, inteligentniejszą ode mnie, i do tego taką, która by go kochała.
Dopadają mnie wyrzuty sumienia. Mam bezpieczeństwo, pociechę, wsparcie na wyciągnięcie ręki. Jednak jest to chore, a czuję tak zwłaszcza, gdy ludzie zadają dziwaczne pytania, na przykład czy Damian jest gejem, kiedy mówię, że nie sypiamy ze sobą… Z jednej strony wiem, że to prymitywne reakcje i oceny. Z drugiej – jeżeli, załóżmy, Damian na coś więcej liczy. Na moją przemianę. To wiedząc, że ona nigdy nie nastąpi, powinnam chyba zamknąć tę sprawę? Egoistycznie trzymam się Damiana i tego, co mi daje. Jak mam postąpić?
Ira
***
Droga Irko!
Jeszcze chyba nie wiesz do końca, Irko, czym jest miłość – fajnym przypadkiem jest to, że masz przy sobie kogoś, kto jest ciekaw, czy sama dojdziesz do pewnych wniosków, i chce na to zaczekać.
Trąciłaś tyle strun, że zrobiła się kakafonia! Mamy samodzielną kobietę, skrzywdzoną, idealistyczną miłość, zakompleksione „brzydkie kaczątko”, nie uleczony żal do ojca, wreszcie klasyczny związek z figurą „byłego mecenasa”… Czy wszystko wyliczyłam? Nie wiem. Bardzo chętnie bym się dowiedziała, który z tych problemów Ty sama uważasz za najważniejszy. Na wstępie jednak alarmistycznie namawiam do odczepienia się od Pietrka i jego udolnego czy nieudolnego związku. To już nie Twoja sprawa.
Pytasz mnie o uczciwość w sytuacji, gdy kochasz kogoś, kto Ci jej nie okazał, a masz poczucie winy wobec kogoś innego, kto Ci ją daje. Jest to sytuacja zarazem luksusowa i tragiczna. Luksusowa, bo ponoć w związku lepiej nie być tym, który kocha za bardzo. Tragiczna, bo domyślam się, że byłaś kimś takim, a teraz, w innej relacji, role się odwróciły i sobie z tym nie radzisz. Głównie dlatego, że w swoim własnym odczuciu nie zasługujesz na miłość, bezinteresowność, emocjonalną hojność. Ustawiasz się w pozycji „dziwadła”, któremu nic się nie należy.
Przydałoby się na pewno kilka miesięcy profesjonalnej terapii. Dla przepracowania przeszłości. Jesteś oczywiście uwikłana, jak większość kobiet na kuli ziemskiej, w kulturę patriarchalną. Padasz jej ofiarą. Mimowolnie uzależniłaś się psychicznie od niewydolnego uczuciowo ojca – choć go krytykujesz, nadal brakuje Ci jego akceptacji. W rezultacie, po pierwsze, nie możesz odkochać się w mężczyźnie, który zrobił Ci krzywdę, pielęgnujesz natomiast w sobie uczucie, że jesteś mu coś winna. Po drugie, masz wyrzuty sumienia wobec mężczyzny, którego traktujesz (obawiam się, że niesłusznie!) jako nietykalną ikonę wymarzonego tatusia: starszy, opiekuńczy, mądry, wyrozumiały… Zabawne jest to, że piszesz o nim jak o starcu, podejrzewam tymczasem, że to facet w sile wieku – około czterdziestki? Przestań się nad nim litować! Może dajesz mu coś, czego sama jeszcze nie doceniasz i nie pojmujesz? Nie ma w tym zła ani nieuczciwości. Jak sama napisałaś, „układ” jest czysty. Zresztą, w takich sprawach bardzo trudno sprecyzować, kto kogo wykorzystuje…
Jesteście dorosłymi ludźmi. Myśl za siebie, nie za Damiana. Prawdopodobnie masz rację: mógłby sobie znaleźć inną dziewczynę. Jak widać, nie chce. A nacisku na Ciebie nie wywiera. Jeśli jesteś absolutnie pewna, że tzw. chemia nigdy między Wami nie zaistnieje, pewnie byłoby lepiej zamieszkać znów osobno, ocalając piękną przyjaźń. Gdy już będziesz gotowa na samodzielność. Ale – czy na pewno wiążą Was konwenanse, opinie i domysły znajomych?
Wasz związek dryfuje w nieznane. Może kiedyś przeistoczyć się w sposób naturalny, gdy Ty naprawdę się w kimś zakochasz – Damian, jak sądzę, na pewno się z tym pogodzi i sobie z tym poradzi, dając Ci wolność i pełną akceptację.
Czy możliwa jest sytuacja odwrotna? Trudno powiedzieć, ale byłoby to dla Ciebie na pewno fascynującą szkołą uczuć… Bo brak seksu nie jest według mnie ostatecznym kryterium, probierzem w Waszym wypadku. Zastanawiam się na przykład, czy gdyby Damian nagle skierował większość swojego zainteresowania w innym kierunku, poczułabyś być może zadrę sprzeciwu?
Irko, póki co, trzymaj się Damiana i tego, co Ci daje. Wyjdź z cienia konfliktów z ojcem i innych swoich zawodów miłosnych. Popracuj nad sobą, by w kolejny związek wejść jako partnerka. Nie jest powiedziane, że ma to być związek z Damianem, ale paniczne ruchy… odradzam. Czasami przyjaźń jest trwalszym i łatwiej definiowalnym materiałem niż miłość.
Pozdrawiam mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze