Drapieżna inwazja singli
CEGŁA • dawno temuJestem zmęczona nie tyle faktem samotności, ile jej nachalną propagandą. Nie dość, że moje życie to 10 godzin „satysfakcjonującej” pracy, raz w tygodniu manikiur albo solarium, a potem powrót do pustej kawalerki i „kulturalny” wieczór z książką lub filmem, to jeszcze wystarczy otworzyć przysłowiową puszkę sardynek, a wyskakują stamtąd single i ich piewcy: a to turystyka dla singli, a to catering, kluby, styl życia. Bycie samemu okazuje się panaceum na wszelkie problemy. Kto wymyślił taką bzdurę, że może w tym być coś fajnego?
Droga Cegło!
Jestem bardzo zmęczona – nie tyle samym faktem samotności, ile… jej powszechną, nachalną wręcz propagandą. Czy rzecz tak nienaturalna, wyniszczająca człowieka – a wiem, o czym mówię, uwierz – wymaga jeszcze pochwały w mediach, wręcz lansu? Nie dość, że moje życie to 10–12 godzin „satysfakcjonującej” pracy, raz w tygodniu manikiur albo solarium, a potem powrót do pustej kawalerki i „kulturalny” wieczór z książką lub dobrym filmem, to jeszcze wystarczy otworzyć gazetę czy przysłowiową puszkę sardynek, a wyskakują stamtąd single i ich piewcy z pełną obsługą: a to turystyka dla singli, a to catering, kluby, styl życia, wreszcie rozległe dysertacje psychologiczne na temat zjawiska, fali, opcji na życie… Nie jestem nastolatką – mam swoją wypracowaną odporność na bodźce, nie myśl więc, że siedzę i płaczę, bo „chce mi się chłopa”. Ale dziwnie mi jakoś, gdy pomyślę, że bycie samemu ni stąd ni zowąd okazuje się panaceum na wszelkie problemy. Na moje nie działa. Kto w ogóle wymyślił taką bzdurę, że może w tym być coś fajnego?
Moje koleżanki w pracy jawnie, niby dobrodusznie, ale się ze mnie podśmiewają. Ich zdaniem właśnie teraz mam najlepszy czas, żeby zrobić wszystko, na co mam ochotę, bez pytania kogokolwiek o zdanie. Za 10 lat, cytuję, ocknę się z dwójką dzieci i mężem, których, przy swoim charakterze, będę obskakiwać, nie myśląc o sobie, a o moje potrzeby nikt się nie upomni, bo każdemu będzie ze mną wygodnie. Teraz więc powinnam wykorzystać samotność na swoją korzyść.
One wykorzystują: 2 razy do roku zaliczają jakiś obcy kraj, chodzą na wszystko, co modne i niemodne: tango, flamenco, masaż loni loni, aeroboks, medytacje, lepienie garnków, festiwal egzotycznych filmów dokumentalnych… Bez przerwy są zajęte i strasznie się tym pysznią. Bezpośrednio do mnie kierują tylko zachętę do tego, żebym dołączyła, kupiła ich pomysł na życie, ale to, jak rozmawiają między sobą (nie krępując się obecnością innych, np. w windzie czy podczas lunchu, to już masakra! Doszłam ze zdumieniem do wniosku, że plotkowanie na temat nieposiadania partnera może być równie wulgarne, jak plotkowanie o tym, że się go ma. Czy wyobrażasz sobie chichoty na temat tego, że odkąd jestem sama, chodzę do ginekologa raz w roku, a on tylko się zachwyca – szyjka jak marzenie! No i do czego mi facet? Czysta oszczędność!
Nie chcę być rygorystyczna. Nie chcę współczucia. Oczekuję tylko odrobiny – bo ja wiem czego? — może szacunku dla tych, którzy, jak ja, nie są bynajmniej samotni z wyboru… Tymczasem, pośród tej całej singlowej paranoi, czuję się czasem jak frajerka do kwadratu – nie dość, że sama, to jeszcze nie umiejąca się tym cieszyć. To jakaś spotworniała wersja wstydliwego staropanieństwa. A w końcu mam dopiero 26 lat i chyba nie jestem jedyna na świecie?
Kamka
***
Droga Kamo!
Może nie chcesz być rygorystyczna, ale trochę jesteś. Przesadzasz. Przede wszystkim, mam nieodparte wrażenie, że nie dość uważnie wsłuchujesz się w medialny szum wokół singli: nie jest wcale tak, że samotność z wyboru cieszy się powszechną aprobatą i aplauzem. Jeśli naprawdę poczytasz „dysertacje” psychologów i socjologów, z pewnością zauważysz w nich dużą dozę niepokoju. To nie są peany – raczej próby zdiagnozowania fenomenu. I wbrew Twoim odczuciom, nie jest on trendem powszechnie odbieranym jako pozytywny (zawsze zresztą będą się ścierać dwie szkoły – człowiek jako istota stadna kontra człowiek jako samotna wyspa, ponieważ rację bytu ma zarówno biologiczny, jak i filozoficzny punkt widzenia). Po drugie, lans to nic innego jak marketing. Spójrz na to, co Ci się nie podoba, jak na szukanie klienta za wszelka cenę, nawet poprzez… sztuczne tworzenie klienta. Czyli popytu na pewne „nietypowe” usługi.
Popatrz też bardziej trzeźwo i… elastycznie na sytuację swoją i koleżanek, o których piszesz. Czy nie jest tak, że każdy ze swoją samotnością radzi sobie inaczej – lub nie radzi sobie wcale? Nie przyszło Ci nigdy do głowy, że pewna grupa osób, obnoszących się dumnie ze swoją wolnością, zagłusza w ten sposób frustrację? Im głośniej ktoś rozpowiada, jak mu dobrze, tym bardziej warto podzielić jego rewelacje przez dwa. Oczywiście, to nie jest żadne pocieszenie. Pamiętaj jednak, że czym innym jest autentyczny wybór, świadoma, podyktowana rozmaitymi czynnikami, decyzja o życiu solo, a czym innym – mody i pozy, które dotyczą czasem przedziwnych dziedzin. Można snobować się na wszystko, zatem na samotność również. Część osób to robi – to ich sposób na przetrwanie.
Rozejrzyj się wokół i spróbuj nauczyć się rozróżniać rozmaite odcienie samotności. Opisane przez Ciebie dziewczyny niech sobie będą, jakie są. Nie są chyba jedynymi, z jakimi pracujesz – Ty jesteś inna, widać więc, że pracownicy zatrudniani w Twojej firmie nie wychodzą spod jednej sztancy. A dobrym sposobem przerwania samotności bywa na początek znalezienie niekoniecznie mężczyzny, ale na przykład osoby… samotnej w ten sam sposób co Ty. Poszukaj takiej, wymień z nią wrażenia na lunchu czy w windzie, zamiast obracać się w towarzystwie koleżanek, których hałaśliwy, może faktycznie niezbyt taktowny sposób bycia Ci nie leży. Nie jesteś na nie skazana – a dodatkowo, izolując się od nich, przestaniesz się irytować, oburzać i je osądzać, na co tracisz moim zdaniem mnóstwo cennej energii…
No właśnie. Na koniec namawiam Cię do tego, byś dała innym to samo, czego żądasz dla siebie: szacunek. Kto chce, niech lepi garnki, tańczy tango i uczy się chińskiego, skoro sprawia mu to przyjemność, wypełnia jakąś lukę, w czymś pomaga. Zostaw w spokoju kluby dla singli – nie musisz chyba do nich chodzić, tak jak nie musisz jeździć na egzotyczne wakacje, które w pojedynkę nie sprawiają Ci radości, bo taką masz konstrukcje psychiczną. I w drugą stronę: jeśli Ty wolisz posiedzieć wieczorem w domu – Twoje prawo i nikomu nie pozwól się z tego podśmiewać. Ale przecież sama piszesz, że nie jesteś z tym szczęśliwa, więc… może pora coś zmienić?
Twój czas nadejdzie pod warunkiem, że przestaniesz koncentrować się na sprawach, które Ciebie nie dotyczą i przekierujesz uwagę na rzeczy dla Ciebie istotne.
Tylko mi nie mów, że Drapieżna Inwazja Singli uniemożliwia Ci mobilizację do poszukiwania bratniej duszy:-)
Pozdrawiam Cię serdecznie, życząc udanych łowów!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze