Związek z niepełnosprawnym
CEGŁA • dawno temuPatrząc przez ostatnie lata na polskie billboardy i seriale telewizyjne, czułam co i rusz, jak rośnie we mnie serce. Nareszcie! Zaczynamy asymilować „innych”, dopuszczać ich do swojego „normalnego” świata. Mówię oczywiście o ludziach na różne sposoby niepełnosprawnych. Ten sielankowy i naiwny entuzjazm przeszedł mi w okamgnieniu, gdy na własnej skórze poznałam, że co innego sponsorowany plakat, zawody sportowe czy edukacyjne pogadanki, a co innego zwykli ludzie, z ich uprzedzeniami, przesądami i obawami.
Droga Cegło!
Patrząc przez ostatnie lata na polskie billboardy, seriale telewizyjne, czułam co i rusz, jak rośnie we mnie serce. Nareszcie! Zaczynamy asymilować „innych”, dopuszczać ich do swojego „normalnego” świata. Mówię oczywiście o ludziach na różne sposoby niepełnosprawnych.
Ten sielankowy i naiwny entuzjazm przeszedł mi w okamgnieniu, gdy na własnej skórze poznałam, że co innego sponsorowany plakat, zawody sportowe czy edukacyjne pogadanki, a co innego my, zwykli ludzie, z naszymi uprzedzeniami, przesądami, obawami. Nie będzie nam się łatwo zmienić, choćbyśmy zbudowali w każdym mieście podjazdy dla wózków co 5 metrów.
Mam 21 lat, studiuję na AWF-ie, chciałabym w przyszłości być instruktorką jazdy konnej, gdyż konie to moja pierwsza — ale nie jedyna! — miłość.
W czerwcu na obozie poznałam chłopaka kilka lat starszego, przystojniejszego od samego diabła – tak by powiedziała moja babcia:-). Inteligentnego, oczytanego, ja jestem przy nim mały pikuś. Nawet w sporcie, bo on robi dosłownie wszystko: poza końmi — skałki, parkur, rower, joga. Wpadłam po uszy, choć jest osobą poważną w porównaniu ze mną, mniej wylewną, no i na pewno bardziej doświadczoną przez los. Jednak – zauważył mnie, przez co chodziłam w euforii, jak pijana ze szczęścia.
Kostek niedosłyszy i niedowidzi od urodzenia. Nie wiem jeszcze, nie doszłam do tego, czy dlatego jest taki świetny we wszystkim, czego się tknie, że się „zawziął”, aby udowodnić sobie i innym, że nie będzie gorszy – czy po prostu aktywność to jego żywioł, a bycie niepełnosprawnym nie ma na to żadnego wpływu, postanowił, że to mu w niczym nie przeszkodzi. Dość powiedzieć, że kiedyś na pewno się tego dowiem, bo… zwyczajnie się na niego uwzięłam.
Kocham go, on mnie też, jestem tego pewna, jak i tego, że chcę z nim spędzić resztę życia. Zresztą od wakacji jesteśmy nierozłączni.
No i nie mogło być inaczej – na arenę wkroczyli rodzice. A żeby było śmieszniej, nie moi rodzice, lecz Jego. Nie będę się rozpisywać – nie chcą mnie, nie lubią mnie, odradzają Kostkowi nasz związek prostackimi argumentami, aż uszy bolą. Że ja niby chcę się przy Nim dowartościować. Że jestem typem litościwej mamusi, która chce pokazać swoją szlachetność i Go poniańczyć. Że reprezentuj typ egzaltowanej gówniary, która snuje romantyczne wizje mezaliansu, a nie ma zielonego pojęcia, co to jest życie z człowiekiem nie w pełni sprawnym!
Cegło, daję Ci słowo, że Kostek niczyjej opieki nie potrzebuje, już od dawna. I byłoby bardzo fajnie, gdyby rodzice się od Niego też odczepili – jest samodzielny, pracuje, ma 28 lat i potrafi sam wybierać, co jest dla Niego dobre. Wybrał mnie, a ja Jego. Ciekawe, że moja rodzina nie ma do Kostka żadnych zastrzeżeń – ani do tego, czy ja „udźwignę” ten związek. Wcale nie muszę, bo on nie jest dla mnie ciężarem.
Kompletnie nie rozumiem motywacji tamtych ludzi. Czy chcą przeszkodzić Kostkowi, który jest ze mną szczęśliwy? A może woleliby, żeby przyszła synowa była „upośledzona” w tym samym stopniu co On – tak postrzegają partnerstwo? Po co w takim razie posyłali Go do integracyjnych lub normalnych szkół, nigdy do specjalnych, które sami nazywają „gettami” i wylęgarniami niedorozwoju?
Cegło, ja na pewno nie odpuszczę. Ale nie chcę zranić uczuć Kostka ani żyć na noże z Jego rodziną. Jak mogę zmienić ich stosunek do mnie, skoro wydaje mi się, że w niczym im nie uchybiam i widać jak na dłoni, że ich syna bardzo, bardzo kocham? Mam się zgodzić na to, że istnieją jednak jakieś „dwa światy”, choć różnice są naprawdę ledwo dostrzegalne?
Zbuntowana Kryśka
***
Droga Krysiu!
Widać jak na dłoni, że dwa światy jednak istnieją, prawda? Już to wiesz – to dobrze. Przed poznaniem Kostka Twoja wizja była z jednej strony faktycznie wyidealizowana, z drugiej – nieco schematyczna. Bo nie jest prawdą, że przyczyna barier pomiędzy ludźmi sprawnymi i nie do końca leży wyłącznie po stronie nietolerancji tych pierwszych. Po obu stronach (jak to pomiędzy wszystkimi grupami społecznymi czy subkulturami) trafiają się rozmaite ludzkie egzemplarze. Na przykład przychylne integracji lub wręcz przeciwnie. Znam wiele przypadków, w których ludzie w jakiś sposób „odmienni” lepiej się czuli we własnym gronie, pośród swoich specyficznych problemów i potrzeb. Zresztą, ludzie łączą się samoistnie w pewne wspólnoty z racji wspólnego losu – ojcowie odsuwani od opieki nad dziećmi, rodziny osób uzależnionych, etc. To im daje poczucie bezpieczeństwa oraz praktyczne, wymierne wsparcie w codziennym życiu, sprawach domagających się interwencji. Nie ma w tym nic złego ani dziwnego.
Rodzice Kostka są prawdopodobnie wyznawcami szkoły, że osobę niepełnosprawną może zrozumieć (lub wręcz wytrzymać z nią!) jedynie ktoś do niej podobny, borykający się z analogicznym problemem. Oczywiście, nie mają racji, rzeczywistość przeczy temu poglądowi, ponieważ w różnorodności tkwi ogromny potencjał – życiowy, intelektualny, emocjonalny. Para taka jak Wy może się w sposób fantastyczny uzupełniać, stymulować do różnych działań, wspierać, uczyć od siebie nawzajem. Nie ma mowy o tym, by była to relacja jednostronna czy jednokierunkowa, w tym sensie, że Ty jesteś „opiekunką” Kostka, bo nic nie wskazuje na to, by był to facet niesamodzielny czy bezradny. Ale Jego rodzina prawdopodobnie nie do końca docenia Jego osiągnięcia, nadal uważa go za istotę społecznie „słabszą” i chciałaby oszczędzić mu rozczarowań.
Wasza miłość musi jeszcze rozkwitnąć, a następnie… okrzepnąć. Trwając w niej, mimowolnie przekonacie otoczenie do swojej decyzji, uwiarygodnicie ją, a wtedy obawy z tamtej strony znikną, lub chociaż zelżeje opór.
Uważaj tylko na jedną rzecz (tutaj rodzice Kostka instynktownie – lub z doświadczenia – mogą mieć trochę racji): istnieje taki trudny moment psychologiczny, kiedy pełnosprawny partner nadmiernie obarcza się odpowiedzialnością za udany związek i za drugą, niepełnosprawną połowę. Dochodzi wtedy do sytuacji absurdalnych, zaprzeczających równości, depczących godność i przywracających w pewnym sensie ducha dyskryminacji. Chodzi mi o sytuacje, w których związek przestaje dobrze funkcjonować, pojawiają się konflikty, dochodzi nawet do nielojalności, ale osoba sprawna boi się postawić czy wręcz odejść, bo wydaje się jej, że partner jest pod szczególną ochroną. Nieprawda! Człowiek dorosły, nawet niepełnosprawny, nie jest dzieckiem specjalnej troski, tylko kimś, kto, jak każdy, może mieć wady. Nie można zrzucać wszystkiego na karb tego, że czuje się niepełnowartościowy. Kłótnie wybuchają przecież nie tylko na tym tle! Dlatego gorąco Cię namawiam, byś nigdy nie dała się złapać rodzicom Kostka w pułapkę bezwzględnej tolerancji dla Niego. Bez względu na to, jak potoczy się Wasze uczucie, masz zawsze prawo skrytykować to, co krytyki wymaga i walczyć o siebie jak równy z równym. W przeciwnym razie sama niepostrzeżenie ustawisz się w „gorszej” pozycji, a miłość przepoczwarzy się w litość i poczucie odpowiedzialności lub wręcz winy.
Na razie ciesz się, Krysiu, Waszym spotkaniem, szczęściem, które przeżywacie, nowoczesnym podejściem przynajmniej ze strony Twoich rodziców. Radą na Wasz problem z Jego rodzicami jest według mnie wyłącznie czas. I niech to nie będzie nigdy Wasz główny problem…
Trzymam za Was kciuki.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze