Plażowe instynkty stadne
URSZULA • dawno temuNie wyobrażam sobie wakacji bez kąpieli w morzu. Bałtyk ze względu na nieprzyjazną temperaturę odpada i dlatego każde wakacje staram się spędzać w kraju, w którym morze jest ciepłe. Wszystko jedno czy będzie to Chorwacja, Bułgaria, Tajlandia czy Egipt. Zawsze jednak ogarnia mnie zdziwienie, kiedy zbliżają się wakacje i w prasie kobiecej rozpętuje się burza pt.: ”Bądź piękna i uwodzicielska na plaży”.
Nie wyobrażam sobie wakacji bez kąpieli w morzu. Bałtyk ze względu na nieprzyjazną temperaturę odpada i dlatego każde wakacje staram się spędzać w kraju, w którym morze jest ciepłe. Wszystko jedno czy będzie to Chorwacja, Bułgaria, Tajlandia czy Egipt. Zawsze jednak ogarnia mnie zdziwienie, kiedy zbliżają się wakacje i w prasie kobiecej rozpętuje się burza pt.: ”Bądź piękna i uwodzicielska na plaży”, a centra handlowe zalewają tysiące kobiet, które w panice przerzucają stosy kostiumów kąpielowych, próbując dobrać do swojej sylwetki taki, który pomaga ”wyeksponować zbyt mały biust” albo ”ukryć zbyt obfite biodra”.
— Po co ten cały cyrk? — zastanawiam się zawsze.
— Przecież wakacje są po to, żeby zalec w jakimś miłym miejscu z dala od cywilizacji i oddać się błogiemu nicnierobieniu i po to, by odstawić na te dwa tygodnie na półkę piling i krem antycellulitowy, a nie martwić się czy pareo jest dobrze dobrane do kolorystyki kostiumu i jak wykonać perfekcyjny wodoodporny makijaż.
Jednak, jak pokazuje doświadczenie, ludzie mają na tą kwestię zgoła inne poglądy. Są plaże mniej lub bardziej pozajmowane przez kurorty, ale urlopowicze nieodmiennie stosują się do zasady, według której na plaży należy siedzieć w grupie. Nad morzem jest miejsce wyznaczone szyldem z napisem: ”Plaża”, z sympatycznym panem ratownikiem na podorędziu, kilkoma przeraźliwie drogimi knajpami i kolorowymi parasolami i na taką właśnie plażę wylega całe towarzystwo z okolicznych hoteli i kempingów. Plażowicze rozkładają się wygodnie na leżakach i rozpoczynają niezwykle uważne przyglądanie się sobie nawzajem. Starsi panowie z wąsem przyglądają się ponętnym kształtom młodszych o kilkanaście lat kobiet, które z kolei uważnie obserwują uda swoich rówieśniczek, by stwierdzić, czy jest na nich cellulit i rozstępy. Panie domu pieczołowicie zaglądają do koszyków swoich plażowych sąsiadek, by zobaczyć czy przyniosły tylko owoce i słodycze, a może kanapki i jajka na twardo? Matki z politowaniem patrzą na rodziców, których dzieci są niegrzeczne i ochlapały właśnie wodą starszą panią wylegującą się na ręczniku. Starsza pani krzyczy, dzieci płaczą, psy szczekają, nawołują sprzedawcy lodów, hot- dogów i piwa. Kiedy patrzę na ten plażowy raj, nieodmiennie ogarnia mnie przerażenie i chcę uciekać choćby na Islandię. Na szczęście, aż tak daleko nie muszę, ponieważ kilka kilometrów dalej przeważnie znajduje się plaża, która jest zupełnie pusta.
Moja niechęć do plażowego tłoku ma, oczywiście, korzenie w dzieciństwie. Zawsze kiedy byłam z rodzicami na wakacjach nad morzem, a zdarzyło się to raptem dwa razy, tata brał mnie za rękę i rozpoczynał niekończący się marsz wzdłuż brzegu. Ja, jako pięcioletnie pacholę, chciałam się kąpać i budować zamki z piasku, więc nieustannie pytałam, kiedy rozłożymy ręczniki i leżaki, a tata odpowiadał, że na pewno nie tu, bo tu jest ”ciżba”. Nie bardzo wiedziałam, co to znaczy, ale wyobrażałam sobie ”ciżbę”, jako wielkiego potwora, który wychodzi z morza, więc na wszelki wypadek dzielnie maszerowałam. Szliśmy tak i szliśmy i kiedy wreszcie znaleźliśmy jakieś w miarę wyludnione miejsce, robiło się tak późno, że trzeba było wracać niemalże od razu.
— Uciekać jak najdalej od ciżby! — ta myśl przeszła mi przez głowę również w tym roku, kiedy po trzydniowej podróży dotarliśmy wreszcie do wybrzeża Morza Czarnego w Bułgarii, całego usianego rozpadającymi się hotelami z wielkiej płyty, z plażami szczelnie zapełnionymi turystami.
Ponieważ mieliśmy samochód, na szczęście odpadał męczący marsz wzdłuż brzegu. Jechaliśmy, jechaliśmy, aż znaleźliśmy okolicę, w której po horyzont ciągnęły się zniszczone domki kempingowe z lat 70-tych. A tuż obok widniała piękna, czysta i, co najważniejsze, zupełnie wyludniona plaża! Z radością wytaszczyliśmy z samochodu maty i ręczniki i pognaliśmy w kierunku błękitnego morza. Znaleźliśmy odpowiednią miejscówkę w okolicy wielkiego wyrzuconego przez morze na brzeg pnia, który dawał odrobinę cienia i rozpoczęliśmy wylegiwanie się w słońcu i rozkoszowanie szumem fal.
Okazało się, jednak, że żądni towarzystwa plażowicze są w stanie dopaść nas nawet tutaj. W pewnym momencie na horyzoncie pojawiły się jakieś postacie. W miarę, jak zbliżały się w naszym kierunku, okazało się, że to grupka turystów, którzy wybrali się na spacer wzdłuż plaży. Kiedy tylko nas zobaczyli, rozjaśniły im się twarze, wyciągnęli z koszyków ręczniki, maty i parasolki i … rozłożyli się równo dwa metry od nas. Mężczyźni ruszyli do morza, a ich żony jęły przygotowywać przekąskę w postaci arbuza i jakichś ryb, które pachniały niezbyt zachęcająco. Rozejrzeliśmy się wokół, w jedną i w drugą stronę po horyzont ciągnęła się pusta plaża. Po chwili konsternacji postanowiliśmy delikatnie zwrócić uwagę, że mogliby przenieść się kawałek dalej. Okazało się jednak, że to Bułgarzy i po angielsku ani dudu. Zupełnie nie zrozumieli, o co nam chodzi i naszą długą przemowę skwitowali przyjaznym uśmiechem, jakbyśmy prowadzili pogawędkę o ładnej pogodzie. Wobec zaistniałej sytuacji postanowiliśmy sami przenieść się chociaż kilka metrów dalej.
- Może zrozumieją aluzję — myśleliśmy.
Jednak plażowicze zareagowali zupełnie inaczej — również zwinęli swoje kocyki i podążyli za nami. Spodobała im się miejscówka przy pniu, którą właśnie opuściliśmy.
Następnego dnia szczęście również nam nie dopisało. Po kilku godzinach w pobliżu pojawiła się kilkuosobowa grupka, której, podobnie jak napotkanym poprzedniego dnia Bułgarom, na nasz widok rozjaśniły się twarze, a na ustach pojawił się porozumiewawczy uśmieszek. Usadowili się kilka metrów od nas i zaczęli ściągać ubrania, zerkając na nas, jakby czekali, kiedy zaczniemy robić to samo. Kiedy zorientowali się, że w przeciwieństwie do nich wcale nie mamy zamiaru zdjąć kostiumów, zaczęli się zachowywać, jakby nas w ogóle nie było i paradować nago w tę i z powrotem. I w ten oto sposób przymusowo spędziliśmy dzień na mini plaży nudystów.
Za rok dwa razy pomyślę, zanim znowu udam się nad morze. Albo zabiorę ze sobą tabliczkę z napisem: " Proszę nie zbliżać się na odległość mniejszą niż pół kilometra." sss
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze