Dlaczego przyciągam oszustów?
CEGŁA • dawno temuWiszę na stronach matrymonialnych, typu: poznajmy się już od 2 lat! Mam nieduże mieszkanko, które chciałabym wypełnić pełną, prawdziwą rodziną! Chcę znaleźć życiowego partnera i nowego ojca dla mojego dziecka. Czy faceci w Internecie są wredni i kłamliwi, czy tylko ja źle trafiam? Wszyscy mi powtarzają, że nie można ufać w to, co ludzie wypisują, gdyż to tylko wspaniała kryjówka dla zamaskowania swoich wad. Zaczynam w to wierzyć.
Droga Cegło!
Może będzie nie za bardzo fair zwracać się do Ciebie w takiej kwestii, skoro sama pracujesz w necie, ale znajomych się radzić już nie mam siły, wszyscy odpowiadają na jedno kopyto: rzuć to! Widzisz, obawiam się, że się uzależniłam od komputera, rozmawiałam z moim lekarzem z przychodni, który też nie jest za mądry, a boję się na razie iść do psychiatry, zresztą, kto wie, czy o psychiatrę tu chodzi.
Tak konkretnie, to wiszę, niestety, na stronach matrymonialnych i wszelkich typu: poznajmy się. Już od 2 lat! Wciągnęłam się za namową koleżanki. Ona znalazła, wprawdzie nie męża, jak ja marzę, ale fajnego chłopaka, z którym jeździ na spływy, na narty, schudła przy nim 12 kilo i jest cała szczęśliwa. Nie żałuję jej tego ani nie zazdroszczę, głupio mi tylko, że sama ciągle w to brnę, bez żadnego fartu, jak dotąd, a wręcz na odwrót! Moja sytuacja jest inna niż jej, ja nie potrzebuję schudnąć ani znaleźć przystojnego kolesia na wypady do Zakopca. Ja sama wychowuję 6-letniego synka (jego tatuś mnie zostawił, stare dzieje), mam nieduże mieszkanko, które jakoś po trochu ślicznie wychuchałam, i chciałabym wypełnić je rodziną, pełną, prawdziwą rodziną! Chcę znaleźć życiowego partnera i nowego ojca dla mojego dziecka, nie ukrywam tego.Niestety, dużo pracuję, wykorzystuję mamę jako opiekunkę do Łukaszka i nie mam czasu na imprezy, poznawanie nowych ludzi. A obsesyjnie tego pragnę, nienawidzę być sama! Nie mogę znieść myśli, że mając 24 lata skończyłam się jako kobieta. Dlatego przypięłam się do tego Internetu i sama już nie wiem – czy to jedna wielka ściema, czy po prostu faceci są wredni i kłamliwi, albo tylko ja źle trafiam. Wszyscy wokoło powtarzają, że nie można ufać w to, co ludzie na tych stronach wypisują, gdyż to tylko wspaniała kryjówka dla zamaskowania swoich wad, a może i podłości. Zaczynam w to wierzyć.
Na początku było inaczej. Odniosłam wrażenie, że swoje anonse umieszczają w Internecie ludzi tacy jak ja: samotni, rozczarowani, spragnieni serca i szczerości. Oczywiście, nie wgłębiałam się w tych, którzy pisali wyłącznie o seksie – niezobowiązującym, w trójkątach, w czworokątach. Takie rzeczy mnie brzydziły. Ale teraz, z perspektywy czasu, wydaje mi się, że tylko ci ludzie byli naprawdę uczciwi ze sobą i z innymi, od razu kawa na ławę, o co im chodzi. Bo najgorsi okazali się ci, którzy piszą; szukam miłości, przyjaźni, drugiej połowy na całe życie. Akurat! Po jednym-dwóch spotkaniach, czasem niestety dopiero po paru miesiącach, okazywało się, że to wszystko gostkowie z jednej wielkiej rodziny: nieudaczników, pasożytów polujących na łatwy seks, ciepłe obiadki, przytulną kwaterę w stolicy.
Możesz mnie zaraz zapytać, czemu się na to godziłam, widząc, co jest grane. Nie wiem. Chyba po jednym razie nie można tak łatwo zwątpić we wszystkich ludzi, brać ich pod jeden strychulec. A jednak, moje doświadczenia pokazały, że powtarzam w kółko te same błędy, daję się nabrać byle komu… Można było „kupić” moje uczucia kwiatkami, uśmiechem, prezentem dla Łukaszka, kolacją przy świecach w skromnej restauracji. Potem już wydarzenia galopowały: koleś albo się wynosił po jednej nocy i dalej pogrywał jakimiś wymówkami – zdejmował anons ze strony, a ja go potem znajdowałam na innym portalu, pod innym nickiem…
Dwa najgorsze przypadki odchorowałam. Jeden chłopak po miesiącu „randkowania” zaczął pożyczać ode mnie drobne sumy i wykorzystywać moje mieszkanie (na szczęście w ciągu dnia) na karciane spotkania z kolegami. Drugiemu pozwoliłam zamieszkać na stałe i o to mam do siebie największy żal, bo ten facet miał naprawdę dużo uroku osobistego i moje dziecko po prostu oszalało na jego punkcie. Razem przybijali półeczki w kuchni, sklejali samoloty i tym podobne. Wprost idealny materiał na męża i ojca, więc ja też dostałam bzika. Nie, nie przymierzałam jeszcze ślubnych sukienek, ale – no wiesz, zatliła się iskierka nadziei. Niestety, po 4 miesiącach spakował się pod moją nieobecność i zostawił tylko kartkę, że się „dusi, bo ja za szybko prę do przodu”. Próbowałam się skontaktować, już nawet tylko dlatego, że Łukasz okropnie za nim tęsknił, codziennie wypytywał… Chyba zmienił numer komórki, nie wytropiłam też go na żadnym innym serwisie randkowym, po prostu szukaj wiatru w polu! A po następnych 2 miesiącach odkryłam jeszcze, że z domu poznikało mi kilka „drobiazgów”: aparat fotograficzny, głupia skrzynka z narzędziami, damskie perfumy za 100 zł. Czułam się, jakby ktoś mi napluł w twarz, na kategoryczne żądanie mamy dodałam w drzwiach nowy zamek, ot – i koniec romantycznej miłości.
Powiedz mi Cegło, czy to wszystko moja wina? Czy jestem tylko głupią, biuściastą blondynką i tylko tyle daje się wyczytać z mojego zdjęcia — naiwna i chętna? Z tego powodu przyciągam do siebie samych drani? Dlaczego kobieta nie może się otwarcie przyznać, że szuka mężczyzny i miłości, bo we dwoje jest łatwiej? Przecież to święta prawda. A jak już kobieta się do czegoś takiego przyznaje, to przepraszam – czy tylko z tego powodu wypada ją krzywdzić i oszukiwać? Ja tego ostatniego, Grzegorza, naprawdę kochałam! I zaufałam mu bez reszty.
A może to nie ludzie są winni, tylko właśnie Internet, który stwarza tyle szans na anonimowość i udawanie kogoś, kim się nie jest? Okazja czyni podobno złodzieja. Powiedz, co mam robić, bo jedna moja koleżanka posunęła się nawet do tego, że nazwała mnie seksoholiczką!
Głupia Blondie
***
Witaj, dziewczyno!
Szkoda, że nie wybrałaś sobie jakiegoś bardziej pozytywnego nicku – na taki z pewnością nie zasługujesz. Weź się w garść i spójrz na świat obiektywnie, poczynając od siebie. Jesteś młoda, ładna, pracujesz, sama (z pomocą kochającej mamy) radzisz sobie z wychowaniem dziecka. Czy to za mało, by zerknąć na siebie przyjaznym okiem i uśmiechnąć się do swojego odbicia w lustrze?Zgoda, dostałaś od życia kilka bolesnych kuksańców. Nie chcę Cię dobijać, jak Twoi „życzliwi” znajomi, nie napiszę więc, że sama jesteś sobie winna. To byłoby uproszczenie. Podejrzewam jednak, że nie tyle w Internecie leży Twój problem, ile w Twoim nastawieniu do świata i do siebie samej. Uwierz lub nie – znam co najmniej trzy małżeństwa Twoich rówieśników, które odnalazły się przez net. Ale o tym za chwilę.
Zapomnij o ciążącym na Tobie „fatum” – zamiast tego powiedz sobie, że nie zrobiłaś nic złego. Podawałaś serce na dłoni, pomagałaś finansowo, szukałaś trwałego związku, byłaś szczera. To nie są wady – jedynie cechy, które dość łatwo wykorzystać, a potem obrócić perfidnie na niekorzyść swojego dobroczyńcy. Ty jednak tkwisz po uszy w kompleksach i obarczasz się winą za to, co Cię spotkało…
W jednym masz niestety rację – ludzie postępujący tak, jak mężczyźni, z którymi się zetknęłaś, chadzają stadami, gromadzą się w określonych miejscach, ale, dzięki Bogu, chyba nietrudno wykryć tę prawidłowość? Ty masz już to za sobą.
Moja rada: nie zmieniaj się w twardą, wyrachowaną laskę „po przejściach”, bo nie będziesz się z tym ani trochę lepiej czuła. Wystarczy, że utemperujesz odrobinkę swój uczuciowo-matrymonialny temperament i… zmienisz taktykę szukania. Czy również miejsce? Niekoniecznie!
Wracam do moich szczęśliwie skojarzonych par i tu mała podpowiedź dla Ciebie: ludzie, o których wspomniałam, poznali się przez Internet, ale nie dokładnie poprzez portale towarzyskie. Oni przeczesywali sieć pod kątem niemodnego słowa „hobby”. Nie wiem, czy je masz – to nie musi być od razu paralotniarstwo ani muzyka punkowa. Zastanów się, co lubisz. Czytasz książki? Masz zwierzaka? Hodujesz kwiaty na balkonie? A może fotografujesz synka albo piszesz wiersze do szuflady? Marzysz w skrytości ducha o przejażdżce na motocyklu lub zrobieniu sobie oryginalnego tatuażu? Z moich obserwacji wynika, że najfajniejszych ludzi – tzw. bratnie dusze – spotykamy tam, gdzie już z góry, z założenia wiadomo, co nas łączy. Ciekawa rozmowa może się zacząć od upierzenia kanarka, a skończyć – któż to wie?
Zapomnij o tym, co było. Namawiam Cię serdecznie: spisz listę rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność (pomiń na razie gotowanie i seks:)), a potem w necie poszukaj stron, stworzonych specjalnie dla ludzi Tobie podobnych. „Jestem sama i źle mi z tym” to kiepski wist na przyciągniecie uwagi kogoś wartościowego – taki już jest ten świat. Wymyśl sobie inną dewizę życiową, np. „Poprzez koci żwirek do szczęścia”;). Sama zobaczysz, jak wszystko wokół zacznie się nagle zmieniać na lepsze…
Trzymam kciuki za znalezienie drugiej połówki – właśnie w Internecie! To naprawdę oszczędność czasu, pod warunkiem, że zrobisz to tym razem rozważniej.
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze