Kogo ja kocham?
CEGŁA • dawno temuZ jednym jestem, drugiego kocham. Do tego w skrócie sprowadza się mój cały ból. A wszystko przez głupotę, nie, właściwie bezmyślność, moją oczywiście. Jestem z jednym, bo tak mi wygodnie, ale ciągle myślę o drugim. Najgorsze jest to, że ja nie mam stuprocentowej pewności, co konkretnie czuję do każdego z nich. Nie wiem, co dalej robić. Nie chcę nikogo krzywdzić.
Droga Cegło!
Z jednym jestem, drugiego kocham. Do tego w skrócie sprowadza się mój cały ból. A wszystko przez głupotę, nie, właściwie bezmyślność, moją oczywiście.
Rozstałam się ze swoim chłopakiem w lecie, trochę przed tym stuknął nam równo rok znajomości, ale dla nas widać rocznica była pechowa. Poszło o takie idiotyzmy, że nawet mi się opisywać szczegółowo nie chce, bo zaraz się wstydzę. Jak byśmy byli dosłownie dziećmi z podstawówki! Od łyczka do rzemyczka, a to on nie kupił chleba, a to ja się spóźniłam do kina 45 minut, bo nie mogłam wyjść z pracy. Zbierało się, narastało, nabrzmiewało… Wybuchło! Ktoś w końcu powiedział o dwa zdania za dużo, ktoś inny za długo się zastanawiał nad wyciągnięciem ręki, no i przepadło. Zakochani zmienili się we wrogów, a po paru tygodniach w ludzi całkiem sobie obojętnych. Komórki zamilkły.
Mogłabym zakończyć tym melodramatycznym akcentem, ale to niestety nie koniec. Poszłam na imprezę do bliskiej koleżanki. To była kropka w kropkę kalka jej wszystkich poprzednich imienin: dokładnie to samo towarzystwo, te same wegetariańskie pychotki i jazzowa muzyczka, do której wszyscy ze śmiechem próbowali tańczyć, albo chociaż dostosować ruchy ciała. Oczywiście, wszystko przypominało mi o Darku. Po pierwsze, rok temu byliśmy tu razem, jako świeżutka jeszcze para, i mizialiśmy się na balkonie oraz na klatce schodowej, albo tańczyliśmy „obok” muzyki, za to bardzo razem, jak byśmy byli jedną osobą, nie dwiema. Po drugie, teraz wszyscy o niego pytali i robili współczujące miny (chociaż nie powiedziałam prawdy o rozstaniu, tylko jakieś tam wykręty), próbując wciągnąć mnie w zabawę. To nawet nie było takie niemiłe, ostatecznie, jeśli już przyszłam, to nie miałam zamiaru popłakiwać po kątach.
Na balkonie nie było już mnie i Darka. Byli palacze. A pośród nich Adrian, którego, można powiedzieć, znam pięć lat, bo zawsze spotykam go na imieninach Anki. I pięć razy w sumie go spotkałam. To cichy facet, nieśmiały, spokojny, przeciwieństwo Darka. U niego zawsze wszystko jest „po staremu”. Przed Darkiem nigdy do mnie nie uderzał ani nie wydawał się zainteresowany. Zamieniliśmy znowu trzy zdania, tyle, że odprowadził mnie do taksówki i coś tam mruknął, że go nie zauważam lub coś podobnego. Odjechałam, zapomniałam.
Ale dwa dni po imprezie Adrian do mnie zadzwonił. Na moje uprzejme pytanie: skąd wziął numer, odpowiedział maksymalnie idiotycznie, że sama mu dałam, ale u mnie zaniki pamięci po trzech kieliszkach wina się raczej nie zdarzają. Zignorował to i zaprosił mnie na piwo. Nie wiem, skąd mi przyszło tak natychmiast i szczerze odpalić, ale powiedziałam od razu, prosto z mostu: „Adrian, jeśli chodzi ci tylko o piwo i rozmowę, to ja mogę pójść, ale jeżeli o coś więcej, to wybacz, mam, jak wiesz, chłopaka, którego kocham i na razie to się raczej nie zmieni”. Właściwie nie wiem, czemu to powiedziałam, musiał zadziałać jakiś mechanizm obronny, bo przecież rozstanie z Darkiem wydawało się wtedy definitywne. Chyba po prostu Adrian mi się nie podobał i nie chciałam siebie ani jego w nic plątać.
Adrian nie zrezygnował. Przerzucił się na SMS-y, jeden – dwa dziennie, same głupstwa: a to, że musimy się spotkać, bo zostawiłam „coś” na imprezie i on to ma, a to, że ma kłopoty w pracy i chce się poradzić kogoś inteligentnego. Ściemniał, po prostu. Ale że już męczyły mnie te prośby i SMS-y, i wszystko razem, więc się w końcu z nim umówiłam. Na spotkaniu (celowo się okropnie spóźniłam, żeby go zniechęcić – nic to nie dało) jeszcze raz wyłożyłam mu na wstępie swoją „filozofię” na temat tej niby-randki. Słuchał spokojnie, a potem powiedział coś, jak na siebie, całkiem bezczelnego: że rozpytał o mnie Ankę, że pamięta Darka z zaszłej imprezy, ale skoro teraz przyszłam sama, to pomyślał, może coś się popsuło i mógłby spróbować… Anka dała mu telefon! Kopara mi opadła.
Opisuję to wszystko, ale w zasadzie powinnam przejść do tego, co teraz. Jestem z Adrianem od półtora miesiąca. Wprowadził się już nawet do mnie. Nie pytaj, bo nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Nie przypomina w niczym Keanu Reevesa, nie jest geniuszem intelektu, nie mógłby pod żadnym względem zastąpić Darka, czy tym bardziej mu dorównać. Jest zwyczajny: flegmatyczny, ale skuteczny. Nie można go sprowokować do żadnego konfliktu – nie wiem, czy to pokora, czy pogarda dla moich „miałkich” problemów. Jest mi z nim wygodnie, wiem, to paskudne określenie i zaraz usłyszę, że jestem cyniczna. Tylko że ja się w ten związek nie pchałam. Byłam bezwolna, jakbym miała martwicę mózgu.
A cały czas myślę o Darku. Drażnię się z Adrianem celowo, wywołuję nieudolnie awantury, bo po prostu czuję, że stoi mi na drodze, przeszkadza mi! Nie miałam czasu przemyśleć, czy przypadkiem nie warto by odezwać się do Darka, odkręcić tamto, co się stało… Ale w obecnej sytuacji nie mam ruchu. Nie mogę zaprosić Darka na poważną rozmowę w kierunku pojednania, no bo co powiem na koniec? „Aha, zapomniałam ci wspomnieć, że mam nowego chłopaka, ale jak chcesz, mogę go zaraz wyrzucić, powiedz tylko słowo?”. Co by sobie o mnie pomyślał? Chyba tylko tyle, że jestem walnięta i w każdej chwili mogę też wyrzucić jego, gdy trafi się ktoś nowy…
Najgorsze, Cegło, z tego wszystkiego, jest to, że ja nie mam 120-procentowej pewności, co konkretnie czuję do każdego z nich. Wydaje mi się, owszem, że rozstanie z Darkiem było zbyt pochopne, ostatecznie nie zrobiliśmy sobie nic, czego nie dałoby się odwrócić czy zapomnieć, nie było żadnych zdrad (jak dotąd, rzecz jasna!) ani nic takiego. Ale Adrian też nie jest złym człowiekiem i tak sobie myślę – może doceniałabym go bardziej, gdybym przestała go bez przerwy porównywać z Darkiem. Przynajmniej jest zrównoważony, można na nim zawsze polegać, bo nie ma emocjonalnych huśtawek, woli słuchać niż mówić i tak dalej. Na pewno zasługuje na więcej niż dostaje ode mnie. Sęk w tym, że nie robi mi wyrzutów i wydaje się całkiem szczęśliwy, a przecież musi widzieć, że moje myśli nadal błądzą gdzie indziej.
Nie wiem, co dalej z tym wszystkim robić. Na pewno nie chcę nikogo krzywdzić, ale tak się nigdy nie da, prawda? Dodam jeszcze, że z Darkiem nie mam żadnego kontaktu od zerwania, a jeśli coś wie o Adrianie, to ewentualnie od wspólnych znajomych.
Pozdrawiam i czekam na solidnego kopa w odpowiednim kierunku:)))
Grażyna
***
Droga Grażynko!
Może pocieszenie w sensie dosłownym nie jest w Twoim wypadku artykułem pierwszej potrzeby – jeśli mogę się tak, nieco uszczypliwie, wyrazić:))). Niemniej, problem masz i to spory. Zaczęłaś od deklaracji, z której wynika, że nadal kochasz Darka. W toku opowieści miłość ta nieco się ulatnia, a jej miejsce zajmuje jakaś wariacja na temat małżeństwa z rozsądku. W sumie, wydaje mi się, że jesteś dobrą obserwatorką… samej siebie i faktycznie, wszystkiemu winna jest apatia.
Trudno mi orzec, jak bardzo burzliwy i namiętny był Twój związek z Darkiem – emocje chyba jednak buzowały przy każdej okazji, skoro piszesz, że rozstaliście się praktycznie bez przyczyny…
Tu został popełniony – przez oboje — pierwszy i najważniejszy błąd: ludzie zakochani powinni odkręcić sprawę na pniu, wszystko sobie wyjaśnić, nie dopuścić do tego, by banalna sprzeczka rozeszła się po kościach wraz z całym uczuciem. Żadne z Was nie zdobyło się na ten krok, być może łączy Was nadmiernie zawzięta natura?
Cała reszta to już konsekwencje tamtego zaniedbania. Nie robiąc nic, zastanawiałaś się zapewne, czemu Darek również milczy. Tęsknota zamieniła się w żal i urazę. W końcu zobojętniałaś. Z nim mogło być identycznie. Zresztą, nie wiesz, co porabia… Możliwe, że oboje się wypaliliście, niestety.
A zobojętnienie nie jest stanem duszy idealnym do budowania czegoś nowego. Po prostu, toczymy się bezwładnie przez świat, czasem zgarniając po drodze, co popadnie… I to błąd kolejny, może tylko niezawiniony, bo mimowolny.
Ty, Grażynko, zgarnęłaś Adriana. Naturalnie, nie popadajmy w przesadę, mówiąc od razu o cynizmie, krzywdzeniu, wykorzystywaniu. Ponieważ Adrian nie był bierny. Podstawił się Tobie, wszedł w drogę, ponieważ zwyczajnie mu się podobałaś – zapewne od dawna. Sprawia wrażenie człowieka dojrzałego, który zdawał sobie sprawę, co masz w tej chwili do zaoferowania – obiektywnie niewiele, a jego to nie zniechęcało… Nie nazwałabym tego może wyrachowaniem z jego strony, była jednak w jego „natarciu” jakaś specyficzna determinacja: może żył od dawna w przeświadczeniu, że nie jest orłem, zatem grozi mu samotność, a tu nagle zjawiasz się Ty – samotna, osowiała, w jakimś sensie potrzebująca wsparcia.
Zdziwisz się może, ale Wasz związek z Adrianem wydaje mi się całkiem uczciwy, nawet jeśli nie zakończyła się definitywnie historia z Darkiem. A to dlatego, że oboje dajecie sobie to, co aktualnie macie do dania i bierzecie od siebie to, co Wam akurat potrzebne, by poczuć się odrobinę lepiej. Adrian zna Twoje wątpliwości. Trwa przy Tobie z własnej woli, jest dorosły. Ty z kolei, mimo że masz obiekcje, też nie uciekasz od niego z krzykiem. Przyczaiłaś się i analizujesz swoje uczucia. To normalne – szkoda by było popełnić kolejny błąd, stracić szansę na kolejny związek, może nawet bardziej harmonijny od poprzedniego…
I tylko jedna rzecz: nie podoba mi się w Twoim myśleniu ten trop, jakoby Adrian „przeszkadzał Ci” wrócić do Darka. Nie oszukuj siebie ani nikogo. Jesteś także dorosła i zasadniczo wolna. Nikt i nic Cię nie więzi – masz tylko chaos w myślach. Jeżeli naprawdę kochasz Darka i Wasze urazy nie były „śmiertelne”, co Cię tak naprawdę powstrzymywało i nadal powstrzymuje od wykonania telefonu? Bo raczej nie Adrian.
Podsumowując: zastanów się – może jednak jesteś (lub zaczynasz być) właśnie z tym, którego kochasz (lub zaczynasz kochać)? Naprawdę warto to rozważyć!
Życzę Ci szczęścia i szczerej miłości.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze