Fryzjer de Luxe
URSZULA • dawno temuWiększość z nas ma na swoim koncie koszmarne doświadczenia z fryzjerami. Są na świecie kobiety inteligentne, które po pierwszej porażce, po której na pamiątkę zostaje twarzowy jeżyk lub lekko zielonkawy odcień upragnionego blondu, uczą się, że wybór fryzjera jest sprawą kluczową dla zdrowia (oczywiście psychicznego) i dla urody.
Co tu dużo mówić — większość z nas ma na swoim koncie koszmarne doświadczenia z fryzjerami. Są na świecie kobiety inteligentne, które po pierwszej porażce, po której na pamiątkę zostaje twarzowy jeżyk lub lekko zielonkawy odcień upragnionego blondu, uczą się, że wybór fryzjera jest sprawą kluczową dla zdrowia (oczywiście psychicznego) i dla urody. Rozpoczynają wywiad środowiskowy i zagłębiają się w lekturze forów internetowych, aby w końcu świadomie i przy sporym zapleczu wiedzy wybrać tego jednego, jedynego fryzjera, którego kurczowo będą się trzymać po sądny dzień. Takie kobiety poznaje się po tym, że dzwonią wieczorem znienacka ze łzami w oczach i krzyczą:
- O mój Boże! Piotrek, no wiesz — ten z pracy, o którym ci opowiadałam, zaprosił mnie wieczorem na kolację, a mój fryzjer akurat wyjechał na urlop! Co ja teraz zrobię? Chyba będę musiała przełożyć…
Są też kobiety, do których i ja należę, które nie wykazują się aż taką przedsiębiorczością w kwestii swojego wyglądu. I kiedy orientują się, że znowu włosy jakoś dziwnie odrosły i właściwie przykrywają pół twarzy, to najpierw przez miesiąc noszą je związane w kucyk, a potem wiedzione nagłym impulsem wstępują do pierwszego lepszego salonu fryzjerskiego, co szybko okazuje się być wielkim błędem, ponieważ jak powszechnie wiadomo większość fryzjerów to: wariaci/praktykanci/automaty do wycinania trzech fryzur na krzyż (niepotrzebne skreślić) i szansa, że trafi się na takiego, który będzie się znał na rzeczy, jest doprawdy znikoma. A potem taka nieszczęsna ostrzyżona staje przed lustrem i wpatrując się w nową fryzurę, przyrzeka sobie, że następnym razem się nie da zrobić na szaro i znajdzie wreszcie jakiegoś porządnego fryzjera. Niestety, po dwóch miesiącach postanowienie wcale nie jest tak silne, jak na początku i koło się zamyka.
Tym razem jednak postanowiłam być dzielna. Kiedy moje włosy wyglądały już tak beznadziejnie, że nic nie dało się z nimi zrobić, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do koleżanki, takiej co to zawsze wie co, jak i gdzie i poczęłam jej jęczeć, opowiadając ze szczegółami o wszystkich swoich fryzjerskich porażkach. Zgodnie z moimi przewidywaniami po chwili Gośka przerwała mój słowotok.
- Chyba mam kogoś dla ciebie — powiedziała konspiracyjne zniżając głos. — Tylko poczekaj chwilę, muszę wykonać telefon.
Za pięć minut oddzwoniła. — Opowiedziałam mu o tobie — powiedziała tajemniczo. — We wtorek o godz. 18:00 Darek będzie na ciebie czekał.
Brzmiało to wszystko dość pokrętnie, ale pomyślałam sobie, że może Darek jest bardzo zajęty, a nieoczekiwanie zwolnił mu się termin i dlatego tak odgórnie wyznaczył godzinę. Okazało się, że bardzo niewiele jeszcze wiem o świecie fryzjerów i fryzur.
We wtorek punktualnie o wyznaczonej godzinie stawiłam się pod wskazanym adresem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że nie ma tam żadnego salonu fryzjerskiego ani studia, tylko drzwi, które wyglądały, jakby prowadziły do zwykłego mieszkania. Stałam chwilę, zastanawiając się, czy na pewno zanotowałam dobry adres i już miałam dzwonić do Gośki, kiedy drzwi nagle otworzyły się. Stanął w nich wysoki, szczupły chłopak z dłuższymi włosami w kolorze dosłownie białym, który na pierwszy rzut oka mógłby być moim synem.
— Do mnie? — spytał nonszalancko.
- Chyba tak — powiedziałam.
- Od kogo? — spytał taksując mnie wzrokiem od góry do dołu.
Podałam imię i nazwisko koleżanki, co Darek skrupulatnie zanotował w notesie. Weszłam do mieszkania, bo okazało się to być zwykłe mieszkanie, w którym był wygospodarowany kącik z lustrem i umywalką.
- Przepraszam za ten wywiad, ale ja nie chcę tu przypadkowych osób — powiedział. — A już wieść się rozeszła, że tu fryzjer przyjmuje i sąsiedzi się czasem kręcą pod drzwiami. Czego się napijesz: kawy, herbaty?
Dostałam pyszną kawkę i Darek zaprosił mnie na kanapę, gdzie mniej więcej pół godziny dyskutowaliśmy o moich włosach. Pytał mnie, co w nich lubię, a czego nie, który mój profil bardziej mi się podoba, czy lepiej się czuję w długich czy w krótkich, czy dużo czasu poświęcam rano na układanie włosów. Byłam nieco skołowana, ale on słuchał z takim zainteresowaniem, że poczułam się, jakbym była w gronie najlepszych przyjaciółek. Po jakimś czasie zaprosił mnie na prowizoryczny fotel, umył włosy w umywalce i rozpoczął swoje dzieło. Trwało to w nieskończoność, w ogóle nie używał maszynki, tylko modelował moje włosy mikroskopijnymi nożyczkami. W międzyczasie opowiadał mi o sobie:
- No bo wiesz, ja to właściwie nie jestem fryzjerem, nie skończyłem żadnej szkoły w tym kierunku. Fryzjerstwo to moja wielka pasja. Na co dzień jestem studentem, dlatego umówić się ze mną można tylko na popołudnie. No i też oczywiście nie każdy. Przyjmuję tylko znajomych znajomych, ale wiele razy zdarzyło mi się, że kiedy spojrzałem na jakaś osobę, która chciała się u mnie ostrzyc, to mówiłem jej, że nie mam czasu. Niektórzy ludzie wyglądają tak nieciekawie, że strzyżenie ich to dla mnie żadna przyjemność. No wiesz, na przykład takie blondyny z baleyage'em i tipsami. Czego one mogą mnie nauczyć?
Słuchałam tego wywodu trochę niedowierzając, jakim cudem znalazłam się w grupie szczęśliwców, których pan Darek zdecydował się jednak ostrzyc. Gadał tak i gadał o swojej wielkiej miłości do fryzjerstwa, a ja z coraz większym zainteresowaniem obserwowałam powstające na mojej głowie dzieło. Już teraz, mimo iż włosy były jeszcze wilgotne, wyglądało nader interesująco. I wtedy właśnie zalał mnie zimny pot. Jak ja mogłam nie zapytać się Gośki o cenę! Resztę czasu przesiedziałam, jak na szpilkach, czując, że stówa, którą specjalnie na tą okazję wyciągnęłam z bankomatu nie wystarczy na pewno, a trzy stówy, które znajdują się jeszcze na koncie, wystarczą być może.
Kiedy Darek skończył, nie byłam w stanie uwierzyć, w to co widzę — miałam na głowie cudowną fryzurę, która dodatkowo nie została ułożona na koniec przy pomocy szczotki, tylko wysuszona suszarką, tak by ułożyła się naturalnie. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.
- Ile płacę? — zapytałam drżącym głosem, gotowa już nawet oddać te trzy stówy za to, co widziałam w lustrze.
- Siedemdziesiąt złotych — odpowiedział Darek i widząc moje zdziwienie dodał: - Mówiłem, że nie robię tego dla pieniędzy.
Na koniec dostałam jeszcze wizytówkę.
- Możesz mówić o mnie koleżankom — oznajmił. — Ale nie wszystkim.
Wszystko mi jedno, czy to była szczerość czy sprytna strategia marketingowa — zamykając drzwi mieszkania Darka wiedziałam, że znalazłam swojego jedynego fryzjera, którego nie opuszczę do końca życia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze