Niewinny striptiz
CEGŁA • dawno temuKtoś na parkiecie zarządził rozbieranki, najpierw jakiś konkurs pokazywania majtek – facie ściągali dżinsy, laski zadzierały spódniczki – potem się rozkręciło, dziewczyny rywalizowały o tytuł lepszego stanika… Nagle tańczyłam z jakimś gostkiem, który wprawdzie miał łysą głowę, czego nie lubię, ale kiedy zdjął podkoszulek, okazało się, że ładnie pachnie i ma piękne tatuaże.
Cegło!
Czytałam o granicach zdrady – ostatnio w Twoim kąciku, ale w ogóle to wiele razy, dyżurny temat i wcale się dziś nie dziwię.
W Tobie nadzieja, chyba trochę lepiej niż ja znasz życie, jesteś racjonalna i mam wrażenie – liberalna. Ty mnie zrozumiesz. Tylko czy zrozumie mnie Krzysiek?
Mamy po 22 lata. Kłócimy się bez przerwy. O drobiazgi, o rzeczy ważne, tak już od 3 lat, od początku studiów i pewnie to się nigdy nie zmieni, albo pryśnie, na przykład teraz, bo czemuż by nie.
No dobra, może dałam czadu. Nie bez powodu, znów się pokłóciliśmy i mieliśmy ciche dni, obchodziliśmy się bokiem na 24 wynajmowanych metrach. Nadeszły imieniny przyjaciółki, Haliny (byliśmy we dwoje na corocznej imprze u niej już 2 razy). Oczywiście zostaliśmy znów zaproszeni razem, z tym, że z powodu pokłócenia nie wiadomo było, co i jak, to znaczy ja wiedziałam, że muszę pójść, w każdym razie jedno z nas, ale nie byłam pewna, jak on do tego podejdzie, skoro jesteśmy znów chwilowo obrażeni na siebie. W dzień imienin wysłałam mu lakonicznego SMS-a: będziemy tu i tu w knajpie od 19.00, mam nadzieję, że dołączysz.
Nie dołączył, nie odpisał, jak się domyślasz, w okresach kłótni uwiera go męska ambicja, nieważne. Postanowiłam pójść swoim zwykłym torem, wolałam to, niż zawiłe tłumaczenia solenizantce, że nie przyjdziemy, bo… Siedziałam przy stole jak trusia i tylko pożerałam pychotki przez pierwsze 2 godziny, alkoholu nie brałam do dzioba, pewnie miałam nadzieję, że jednak się złamie i przyjdzie. Pozostałe 15 osób (sporo mi nieznajomych) bawiło się po pachy, pićko, dansy, muza, maleńka knajpa, zamknięta, tylko dla nas.
Wreszcie szwy mi puściły, walnęłam piwo, potem drinka. Powstało zainteresowanie, czemu jestem sama i „się boczę”, towarzystwo wciągało mnie na parkiet, a ja… wciągałam się w towarzystwo. Ktoś puścił oldskulową muzę – Irena Jarocka, „Kawiarenki”… Pękałam ze śmiechu, było mi coraz lepiej. Ktoś inny na parkiecie zarządził rozbieranki, najpierw jakiś konkurs pokazywania majtek – facie ściągali dżinsy, laski zadzierały spódniczki – potem się rozkręciło, kto chciał, poszedł „dalej”, dziewczyny rywalizowały o tytuł lepszego stanika… Trzymałam się, niczego nie zdjęłam. Nagle tańczyłam z jakimś gostkiem, który wprawdzie miał łysą głowę, czego nie lubię, ale kiedy zdjął podkoszulek, okazało się, że ładnie pachnie, ma piękne tatuaże i tak dalej. To znaczy, nic dalej, bo tylko tańczyliśmy i to luzem, bez kontaktu.
Wtedy do knajpy wparował Krzysztof. Omiótł tylko spojrzeniem „sytuację” – pewnie jemu się wydawało, że to jest jakaś godna potępienia sytuacja – i natychmiast wyszedł. Dalej chyba nie muszę pisać? Nie wybiegłam za nim, o nie, bo uważałam, że to on zlekceważył szansę na nasze kolejne pojednanie, demonstracyjnie przyszedł 4 godziny później. Bawiłam się (średnio) do 1 w nocy, przyjechałam do domu taksówką. Czekał na mnie, żeby wygłosić nabzdyczone pytanie, czy ma sobie szukać mieszkania, bo między nami to już chyba koniec, ja postawiłam rzekomo kropkę nad i.
To było 2 dni temu. Nie rozmawiamy, nie wiem, czy szuka mieszkania. Zawsze były między nami burze, napięta atmosfera to dla mnie chleb powszedni, ale tym razem mam wrażenie, że on się zaciął. A może wykorzystuje to jako pretekst do odejścia? Co sądzisz? Bo ja niestety czuję się stuprocentowo niewinna.
Monia
***
Kochana Moniu!
Wszystko to prawda, co o mnie napisałaś, plus – jestem niekoniecznie lubianą zwolenniczką równouprawnienia:). Chyba się więc domyślasz, co teraz nastąpi? Tak, tak, „równouprawniony” rozbiór sytuacji na czynniki pierwsze.
Wyobraźmy sobie czysto hipotetycznie następujący przypadek: jesteś pokłócona z Krzyśkiem od paru dni. Żadne z Was nie dąży do rozładowania napięcia, bo taki już macie styl bycia razem. Nagle dostajesz lakonicznego SMS-a, że możesz przyjechać na imprezę do wspólnych znajomych, tam i tam, o tej o tej… (a nuż wszystko naprawi się samo, prawda?).
Jesteś głęboko urażona Jego brakiem wrażliwości, przeżuwasz temat, chcesz mu trochę dopiec… W końcu jednak się łamiesz, bo Ci na Nim zależy, co tu kryć… Postanawiasz łaskawie pojechać – na tyle późno, by odczuł „karę” i Twój rzekomy dystans do sprawy… Liczysz jednak na zrozumienie i zgodę, zwłaszcza, że w szerszym towarzystwie lepiej schować do kieszeni intymne urazy…
Pełna pretensji, ale też nadziei wchodzisz do wskazanego lokalu… A tam – spostrzegasz Krzyśka, który w najlepsze kiwa się naprzeciw prawidłowo zbudowanej dziewczyny w atłasowym staniku…
Teraz konkurs: co myślisz?
1. Już mu na mnie nie zależy.
2. Zdradza mnie, pewnie nie pierwszy raz.
3. Mści się za jakiś drobiazg.
Umieram z ciekawości…
Moniu, według mnie Waszym wspólnym problemem nie są granice zdrady, ale, wybacz, trochę dziecinne i egocentryczne postrzeganie rzeczywistości. Nie umiecie się przepraszać ani godzić, potykacie się o drobiazgi. Napisałaś jasno, że nie czujesz się winna. W porządku, nic się przecież nie stało. Ale daj Krzyśkowi prawo do „przeżucia” tego, co zobaczył i wyciągnięcia własnych wniosków. A teraz jak najszybciej wtrąć się w Jego tok myślenia i wyprowadź go z błędu.
Jesteście z jednej bajki – to atut. Uparci jak osły! Ambitni do przesady. Wykorzystaj to. Tym razem Twoja kolej, ale nie odbieraj tłumaczenia się z tamtego wieczoru jako upokorzenia. Może czegoś to Was nauczy i następnym razem Jemu będzie łatwiej otworzyć się przed Tobą, jasno powiedzieć, o co chodzi.
Tego życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze