Chłopak jak malowanie
CEGŁA • dawno temuKocham go, nie widzę poza nim świata, a on jest taki zimny, mogę zapomnieć o tym, że mnie przytuli, że pocałuje. A komplementy? To dla niego jakaś abstrakcja. Dodam, że sypiamy ze sobą od dwóch lat i tutaj też potrafi być oziębły - często ma gdzieś moje potrzeby. Jego mama mnie nie lubi, powiedziała mu: Przecież są jeszcze inne dziewczyny, synku.
Droga Cegło!
Chyba się pogubiłam i nie bardzo potrafię się odnaleźć. Może zacznę jednak od początku…
Mam 19 lat, jestem z pewnym chłopakiem od ponad 2,5 roku. Wiem jedno: bardzo mocno Go kocham i nigdy (chociaż 19 lat to wcale nie tak dużo) nie poznałam kogoś takiego jak On właśnie.
Na początku tego roku wszedł w nasz związek pewien bardzo trudny temat — zaręczyny… Ja jestem zdecydowana mimo młodego wieku, chciałabym, żeby to właśnie On był moim jedynym. On niby też… Raz mówi tak, raz inaczej. "Zależy jak leży", jak to się mawia. Kiedy jest między nami super — zero kłótni, wręcz idealny związek — On także tego chce, ale sytuacja zmienia się o 180 stopni, kiedy mamy momenty zgrzytu (co moim zdaniem dowodzi tego, że nie powinniśmy podejmować takich decyzji, bo On chyba jeszcze nie dojrzał…).
Do tego dochodzi kwestia jego oziębłości. Kocham go strasznie mocno, ale on potrafi być taki zimny, nawet przez parę tygodni — wtedy mogę zapomnieć o tym, że mnie przytuli, że pocałuje. A komplementy? To dla niego jakaś abstrakcja. Dodam, że sypiamy ze sobą od dwóch lat i tutaj też potrafi być oziębły, to znaczy — często ma gdzieś moje potrzeby. Może ja naprawdę chcę od niego dużo za dużo i to ja powinnam się zmienić? Ktoś może powiedzieć, że jeśli tak bardzo go kocham, to w ogóle nie powinnam zwracać uwagi na jego wady, ale do tego naprawdę jest się trudno przyzwyczaić…
Jest jeszcze kwestia mieszkania, które niedawno dostał od swoich rodziców — kiedy trzeba coś w nim zrobić (umyć okna, lodówkę, ugotować obiad, posprzątać toaletę itd.), mówi: "nasze" mieszkanie, ale kiedy kupował nowe meble, nie miałam zbyt wiele do powiedzenia (okej, jestem tylko jego dziewczyną, nie mieszkam z nim, ale jeśli mam tam sprzątać i "mieszkać", to chyba też mogę o czymś zadecydować, prawda?). Troszkę mnie to denerwuje. On chyba chce za dużo ode mnie bez żadnych zobowiązań (a może nie?).
Do tego jeszcze jego mama… To w końcu synuś mamusi (najmłodszy z trójki rodzeństwa). Kiedy słyszę, jak ona go szkoli, po prostu robi mi się niedobrze… Dość często jestem przez nią krytykowana — a to, że nie wysprzątałam jego mieszkania, a to, że nie pomogłam mu w pracy (mają rodzinną firmę) itd. Kiedyś powiedziała mu nawet pewne zdanie, które nadal odbija mi się w głowie echem: "Przecież są jeszcze inne dziewczyny, synku"…
Wszystko razem się kumuluje, aż któregoś razu wybuchnie i nie wiem, co wtedy zrobię. Ktoś może napisać: porozmawiaj z nim, ale rozmowa nic nie daje, to jak grochem o ścianę. Naprawdę nie widzę poza nim świata, żaden inny facet nie jest w stanie mnie zainteresować tak, jak on interesuje mnie już od ponad 2,5 roku. Dosłownie jestem zapatrzona w niego jak w obrazek… On z kolei jest bardzo pewny mojej osoby (wie, że go nie zostawię — bo tak chyba właśnie jest), ale ja nie jestem pewna jego… Do tego dochodzą moje okropne kompleksy (kiedyś byłam strasznie gruba — ponad 100 kg, teraz jestem 40 kg lżejsza), z którymi sama sobie nie radzę, potrzebuję jego wsparcia, ale go nie dostaję. ;(
Chciałabym uzyskać od Ciebie, Cegło, obiektywną ocenę tego, co napisałam.
K.
***
Droga Zapatrzona!
Przede wszystkim chciałam Ci pogratulować tego, czego dokonałaś w kwestii swojej wagi. Nie znam szczegółów Twojej walki o te 40 kg w dół, ale domyślam się, jaka to wielka i wspaniała sprawa wygrać ze swoim ciałem. Mam nadzieję, że jesteś z tego chociaż odrobinę dumna i że jest przy Tobie chociaż jedna osoba, która podziela moje zdanie. Utwierdza Cię w przekonaniu, że jesteś fantastyczną dziewczyną. Przykro mi, że tą osobą nie jest Twój facet.
Rzadko uciekam się do okrucieństwa. Jest mi tym trudniej, gdy ktoś pisze, że cierpi, ma kompleksy… I na dodatek prosi mnie o obiektywizm… Że posłużę się cytatem z Twojego listu – „troszkę mnie to denerwuje”. I tak sobie myślę, że czasami potrzebna jest odrobinka otrzeźwienia.
Wybacz, nie zapytam, z czyjej inicjatywy w Wasz związek wszedł „trudny temat zaręczyn”. Trudno, wszedł. Poszukajmy więc wspólnie ratunku, robiąc mały porządek w tym zamęcie myśli.
Jak rozumiem, rozważasz bardzo poważnie związanie się z chłopakiem, który: a. jest Twoją pierwszą wielką miłością; b. nie potrafi się zdeklarować, czy Cię kocha, ba, czy chociaż Cię lubi; c. nie traktuje Cię po partnersku ani w łóżku, ani poza nim. W jednym masz stuprocentową rację – nie powinniście podejmować takich decyzji, bo on NA PEWNO jeszcze nie dojrzał.
Moja rada? Niech dojrzewa sam. Ewentualnie w asyście mamy. A Ty zmykaj, ile sił w nogach, zanim pierwsza wielka miłość zostawi Cię w kompletnej rozsypce.
Uzasadnienie? Tylko intuicja. Bo Ty również nie uzasadniłaś ani jednym słowem, DLACZEGO nie widzisz poza nim świata. Wiem, wiem, kocha się „za nic”… W takim razie cynicznie proszę, nie bądź klasycznym przykładem! To bzdura, mrzonka, sen, z którego prędzej czy później należy się przebudzić. I tylko od Ciebie zależy, jak bolesne będzie to przebudzenie (oby jak najmniej).
Rozumiem, że jesteś zagubiona – nie tylko w świecie swoich lęków, kompleksów i nieodwzajemnionej miłości, ale przede wszystkim w świecie schematów. A jednym z nich jest idealne, romantyczne uczucie, które nie wymaga argumentów. Nieprawda! Nie daj się złapać w te ckliwą pułapkę u progu życia. Każdy, kto przeżył chwile autentycznego spełnienia i nie jest obłudny, powie Ci, że wybiera się sercem, a ocenia – rozumem. I nie ma w tym nic złego.
Udany związek zbudowany jest na szczypcie zdrowego egoizmu OBU stron: co on/ona mi daje? W Waszym związku jawnym i wcale nie małym egoizmem wykazuje się wyłącznie Twój chłopak, nie Ty. Jesteś jego schlebiającym zwierciadłem, podnóżkiem, do tego przestraszonym zwierzątkiem, które zapytuje samo siebie, czy aby ma prawo mieć wątpliwości, oczekiwania, pretensje… W sprawach intymnych jesteś traktowana jak przedmiot, w nie swoim mieszkaniu – wybacz, jak sprzątaczka. Popraw mnie lub zbesztaj, jeśli o czymś zapomniałam.
Droga K.! Zaręczam Ci, że nie warto się zaręczać. Poczekaj na kogoś, kto obdarzy Cię zainteresowaniem, czułością, podziwem, bezinteresownym – jeśli wolisz – uwielbieniem. Tym wszystkim, na co zasługujesz i czym sama umiesz obdarzyć drugą osobę – pech chciał, osobę, która na to nie zasługuje.
To była moja obiektywna ocena. Odwróć głowę od obrazka i rozejrzyj się wokół. To trudne, ale możliwe.
Uwierz mi.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze